"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 14 czerwca 2012

Dzień pięćdziesiąty- o szefie słów kilka.


W urzędach obowiązuje jedna, nadrzędna zasada. Gdyby Mojżesz robił tablicę 10 przykazań urzędu to było by pod numerem pierwszym i zarazem ostatnim. Jedyna, uniwersalne, a jej złamanie może narażać nas na ostracyzm. Ta zasada to- nie truć dupy przed ósmą.
Tak, otwieramy biura o siódmej, tak, na drzwiach urzędu pisze “Czynne od pn do pt od 7.00 do 15.00”, ale przed ósmą nie macie tu czego szukać, chyba że to na prawdę sprawa życia lub śmierci. Przez tą pierwszą godzinę urzędnicy wymieniają plotki z dnia wczorajszego (także te dotyczące pasjonującej fabuły M jak Miłość czy innej Na Wspólnej), jedzą śniadania, piją kawę i ogółem nabierają, może nie ochoty, ale energii na resztę dnia. Ze strony urzędnika trucie dupy innemu urzędnikowi przed 8 jest niewyobrażalnym więc Faux Pas.
Mój szef chyba niestety nie pamięta o tej zasadzie i od kilku dni 15 po siódmej już biegam po urzędzie z papierkami. Każdy kto mnie widzi, uważa mnie za idiotę, każdy do kogo idę, każe przyjść później. Niczego nie da się załatwić przez tą godzinę, ale do mojego szefa to nie dociera. Nie jest w stanie zrozumieć, że ja (oczywiście bez śniadania) będę biegał po urzędzie po próżnicy, nie dlatego że nie chce mi się tego załatwić (a nie chce mi się), ale dlatego że nikt w tej kwestii nie będzie ze mną współpracował.
To jest bardzo denerwująca cecha. Buduje swój świat, swoje wyobrażenie o wszystkim i stara się je za wszelką cenę realizować nie zwracając uwagi na nic. Ja z góry mogę mu powiedzieć, że coś jest głupie lub nie zadziała.
-Idź o 7.02 po podpis szefa wszystkich szefów.
-Ale szef wszystkich szefów ma nienormowany czas pracy i w urzędzie pojawia się dopiero około ósmej.
-No dobra, ale idź.
I zero dyskusji. “Teraz szybko, zanim dotrze do nas, że to bezsensu”. Nieistotne jest to, że przez ostatnie 10 lat ten człowiek nigdy nie zjawił się w robocie przed ósmą. Nie ważne, że mogę otworzyć okno na parking urzędowy i pokazać, że nie stoi jego samochód. Mam iść po podpis, wrócić oczywiście bez niego, żeby usłyszeć “no dobra, to pójdziesz później”.
I tak jest kompletnie ze wszystkim, co choć trochę odbiega od jego wyobrażeń na dany temat.
-Zadzwoń do nich.
-Ale dziś mają nieczynne.
-Ale zadzwoń.
-Nikt nie odbiera.
-Dobra, to zadzwonisz jutro.
I to nie denerwuje tylko i wyłącznie mnie, ale też innych.
-Zadzwoń do niego, żeby mu przypomnieć.
-Ale on pamięta.
-Ale zadzwoń.
(głos w słuchawce)-Pamietam kurwa.
-Mówi, że pamięta.
-To dobrze, ale dobrze było zadzwonić
I teraz dochodzimy do jeszcze bardziej denerwującej cechy mojego szefa. Traktowanie wszystkich jak idiotów, którym nie można ufać. Ciągle trzeba sprawdzać, kontrolować, nadzorować. Oświecać każdą oczywistością powtarzaną wielokrotnie w krótkich odstępach czasu. Nigdy nie byłem, ale wyobrażam sobie, że tak to wygląda w szkołach specjalnych.
-Zrób to i to.
-Nie mogę, bo dziś nie mamy materiałów, będą jutro.
-To zrób to jutro.
-Tak wiem, zrobię to jutro.
-Tylko pamiętaj, musisz wziąć to i to i napisać.
-Ja wiem. Jutro.
-Ale na pewno, bo to ważne. (ważność porównywalna z wyborem- wypić herbatę białą czy czarną)
-Wiem, ale to jutro.
-Tylko nie zapomnij.
-Nie zapomnę.
-Zapisz sobie w kalendarzu.
-Zapisałem na kartce i przykleiłem ją do monitora.
-Ale zapisz w kalendarzu, żeby widzieć (siedzę plecami do kalendarza).
-Nie ma potrzeby.
-No ale zapisz.
-Serio, po co? Przecież ja tego kalendarza nawet nie widzę.
-No ale proszę, zrób to dla mnie.
I będzie mnie męczył, aż tego nie zrobię. Nie ważny jest sens robienia czegoś, nie ważne marnowanie czasu (ok, zapisanie czegoś w kalendarzu nie trwa długo, ale pomnóżcie to sobie przez ileś zbędnych rzeczy dziennie, o które nawet mi się już kłócić nie chce). Liczy się tylko i wyłącznie, że będzie po jego myśli, choćby miało się nie udać. O ile w rzeczach istotnych mi to pasuje, bo zawsze mogę powiedzieć “to on mi kazał, ja chciałem zrobić to tak i tak (czyt. dobrze)”, o tyle przy każdej pierdole to wystawia moje nerwy na ogromną próbę. A potrafi się wykłócać, żeby zmienić np. pozycję Podpis w dokumencie z 10 linijek pod tekstem na 9 albo 11. Do czego muszę przepisać wszystko od nowa, bo wzór pisma jest z zeszłego roku i nie mamy go w formie elektronicznej. Jakby ta 1 linijka różnicy kogokolwiek interesowała.

1 komentarz:

  1. ale powinienes dodać, że mozna cos zalatwic od 8 do 14 ;> bo po 14 to juz ciezko sie dobic...

    :D
    :D
    :D:D:D
    :D
    :D

    OdpowiedzUsuń