"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 24 października 2013

Dzień dziewięćdziesiąty- palący problem.

Palący, jeśli macie hemoroidy bo chodzi o krzesło. Ich w biurze mamy kilka, każde praktycznie z innej bajki. Ja siedzę na zwykłym fotelu biurowym, obrotowym, na kółkach, wiecie. Dziad siedzi na dziadowskim tronie, czyli tym samym krześle, którego używa od samego początku pracy w tym Urzędzie- stare, na nóżkach, bez podłokietników, nieregulowane i brudne. Są też osobne krzesła dla petentów, konkretnie dwa, całkiem nowe (jak na urzędowe standardy), ale niestety najtańsze jakie można było znaleźć. W związku z tym jakość tapicerki na nich jest, delikatnie rzecz ujmując, niska. Pewnego razu gdy Szef przesiadywał u nas na kawie za mocno się oparł i zrobiła się dziura na podłokietniku. Ta sukcesywnie się powiększała odsłaniając coraz więcej wypełnienia.
W końcu Szef postanowił coś z tym zrobić, a pierwszym krokiem było zwalenie winy na sprzątaczkę, która za często się opiera sprzątając. Miało to głębszy sens, bo mówił o tym każdemu kto nas odwiedzał wliczając w to wspomnianą sprzątaczkę, by po jakimś czasie powiedzieć jej, żeby przyszyła na to łatę. No skoro popsuła to powinna poprawić, nie? Na szczęście się nie zgodziła. Wyobrażacie sobie w urzędzie krzesło z łatą? Z jaką w ogóle łatą? Może iść do pasmanterii i kupić taką w kształcie truskawki lub słonia? Aż dobrze, że tego Szefowi nie powiedziałem…
Kolejnym pomysłem było, żeby może wymienić. W tym celu zawołany był woźny. Ten wyśmiał Szefa, stwierdzając, że tych rozwalonych krzeseł ma dziesiątki i potwierdza- tapicerka na nich jest do dupy. Na zakup nowych nie mamy liczyć, przynajmniej w tym roku. Mój Szef się jednak nie zraził, poszedł do magazynu i wyczaił jakieś krzesło, które może nie było w dobrej kondycji, ale przynajmniej nie było uszkodzone w widoczny sposób. Przytargał je do nas i zaczęły się cyrki.
Wpierw kazał mi odnieść nasze. Gdy byłem już przy końcu korytarza kazał mi zawrócić. Przypomniało mu się, że meble (i inne wyposażenie) jest w Urzędzie ewidencjonowane. Stwierdził więc, że przelepimy numery, a przez my rozumie mnie. Powiedziałem, że się nie da i już zaczął otwierać usta, żeby wypuścić z nich swoje “mądrości”, jednak ja szybko pokazałem mu, że z zimnej rury nie odkleję papierowej naklejki bez uszkodzenia jej. Tzn. mógłbym, ale powiedzmy sobie szczerze- nie mam zamiaru siedzieć i chuchać na nią, a potem i tak byłyby problemy z ponownym naklejeniem. Pobiegł szukać więc suszarki.
O dziwo nie znalazł. Przeszedł więc do planu B. Wymienimy tylko podłokietniki. A przez my rozumie oczywiście mnie. Wpierw szukał śrubokrętu w swoim biurze, ponieważ nie może znaleźć ja zacząłem szukać w moim. Słyszę jak mówi “no kurde, nie mogę znaleźć śrubokrętu” przechodząc obok mnie. Ze śrubokrętem w dłoni. Przekazał go mi i zacząłem odkręcać płaskim krzyżaki.
Dziad się aktywował. Może po prostu poprawimy numery na nich? Niegłupi pomysł. 9 na 8 zmienię. Ale 8 na 9 już gorzej. Użyjmy korektora. Nie da się, naklejki są zielone. Kręcę więc i pytam Szefa- a może pójdziemy do ludzi odpowiedzialnych za ewidencję sprzętu i powiemy, że wymieniamy? Nie, bo nie, bo nie da się, bo nie mozna, bo nie będą chcieli, bo wiesz jak jest. Wiem jak jest, o czym za sekundę, podczas której Szef wyszedł sobie z biura załatwiać jakieś swoje prywatne sprawy, jak zwykle.
Ja w tym czasie spisałem numery z obu krzeseł i poszedłem do ludzi odpowiedzialnych za ewidencję sprzętu. Powiedziałem o co chodzi, podałem kartkę z numerami i sprawa była załatwiona. Pozostało odniesienie podartego krzesła.
Wiem jak jest. Mój Szef nie ma kontaktu z rzeczywistością.

2 komentarze: