"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

środa, 10 września 2014

Dzień sto trzydziesty piąty- powrót do szkoły.

Podzielę się dziś z Wami wiedzą. Dzielę się nią z Dziadem, więc nie widzę powodów, dlaczego by nie oświecić także i Was. Tematem dzisiejszych zajęć będzie… Ekwador. To państwo (nie dyskoteka w Manieczkach) leżące w północno-zachodniej części Ameryki Południowej u wybrzeży Pacyfiku… Co, wiecie o tym? W sumie nie powinno mnie to dziwić, większość ludzi po szkole średniej wie, mniej więcej, gdzie leży Ekwador. Wiecie też pewnie, że jest to kraj latynoski, a językiem urzędowym jest hiszpański jak w całej Ameryce Południowej poza Brazylią (i Gujaną, Gujaną Francuską oraz Surinam).
Gratuluję, nawet jeśli nie wiedzieliście tego wszystkiego, to i tak więcej od Dziada, dla którego Ekwador to “kraj czarnuchów” (czyt. afrykański), w którym ludzie posługują się bliżej nieokreślonym narzeczem, a leżący gdzieś, ale sprawdzi to na mapie Europy jaką ma w kalendarzu.
Możecie się zastanawiać, skąd to nagłe zainteresowanie geografią. Odpowiedź jest banalna, choć z pewnością się jej nie spodziewacie. Dziad szuka miejsca, w którym mógłby żyć na emeryturze. Szuka więc krajów najlepszych dla emerytów, a Onet czy inna WP podpowiedziała mu właśnie Ekwador. Wspaniały klimat, gdzie średnie temperatury utrzymują się około 26 stopni, dżungla, a do tego zjeżdżają tam podobno emeryci z całego świata, głównie USA. Co najważniejsze dla Dziada, można się tam utrzymać w komfortowych warunkach w dwie osoby za jedynie 1600.
Wiedziony wrodzoną wnikliwością, zaalarmowany jego bezstresowym podejściem do wspaniałego klimatu także dla gigantycznych pająków, które kapciem to można co najwyżej rozochocić, postanowiłem dopytać 1600 w jakiej walucie? Dolarach amerykańskich. Głośno zacząłem się zastanawiać, czy zdaje sobie sprawę ile to jest w nadwiślańskich PLN. Nie wie, więc najlepiej będzie jak policzę i mu powiem.
Dlaczego ja? Z prostego powodu, Dziad nie ma psycho-fizycznej możliwości przeliczenia 1600x3,2 (tak sobie zaokrągliłem wartość USD). Przede wszystkim dlatego, że nie ma kalkulatora. Jedynie taką maszynę do liczenia z rolką jak w kasach fiskalnych i zanim przypomni sobie jak jej używać i wydrukuje wynik mnożenia to za długo i nie warto. Mógłby użyć kalkulatora w komputerze, ale on nie potrafi go używać, gdyż nigdy z niego nie korzystał. Wszystkie obliczenia prowadzi na wspomnianej maszynie, czasem tych obliczeń trochę ma, a wszystko dlatego, że… nie wierzy, że komputer dobrze to policzy.
Wyszedł wynik ponad 5k zł. Dziad już nie uwielbia Ekwadoru jako swojego przyszłego raju na ziemi.
Za to nadal pozostaje nim jeden z europejskich krajów, do których wybierał się jeden z odwiedzających nas klientów.
-No i jadę do Szwecji.
-Och, piękne góry- Dziad.
-Ja planuję raczej popływać po morzu i łowić ryby.
-Haha, ale tam nie ma morza.
-Noooo, chyba jednak jest. Bałtyk.
-Byłem tam, nie ma morza.
Tak, myślał o Szwajcarii.

6 komentarzy:

  1. "większość ludzi po szkole średniej wie, mniej więcej, gdzie leży Ekwador" - chyba przeceniasz ludzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. I chyba "kożystał." - trochę inaczej się pisze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba coś do zrobienia się w pracy trafiło, bo już 2 tydzień prawie bez wpisu... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć, absolutnie uwielbiam Twój blog!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziad wiedzy może i nie ma, ale fantazję życiową za to wręcz ułańską :))

    OdpowiedzUsuń