"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 27 października 2016

Dzień dwieście dwudziesty ósmy- janusz biznesu.

Problemów z Szefem jest wiele, o tym już wiecie. Czasem są one dość problematyczne- jak potrzeba wytłumaczenia, że nie wolno czegoś robić wbrew prawu bo się nam wydaje, że to jednak jest zgodne z prawem, czasem dość krępujące- gdy słucha się jego pseud-żartów złożonych w 90% z chamstwa i 10% z sucharów, a czasem po prostu zabawne- np. podczas słuchania jak to Szef miesza z gnojem jakiegoś kolesia (oczywiście pod jego nieobecność), że śmierdzi jak cap, podczas gdy sam wali jak świnia.
Problematyczne jest też słuchanie jego wykładów o ekonomii, głównie dlatego, że głupota jaką z siebie wydala może doprowadzić do trwałego uszkodzenia centralnego ośrodka nerwowego. Takiego, że nawet niewidzialna ręka wolnego rynku Was już nie naprawi. 

Lepiej zarabiać 1 zł z 1 zł, niż 1 zł z 1000.

Tutaj nawet Dziad miał pewne wątpliwości co do logiki tego stwierdzenia, choć nie potrafił ich wyartykułować, więc zamiast niego ja powiedziałem, że to bezsensu, bo przecież mając 999 zł kosztów da się z tego jeszcze coś wycisnąć, a ze zł choćby człowiek się zesrał, to nie da rady. Dość znamiennym faktem jest, że Szef lubi się chwalić w ilu to firmach już nie pracował, a jakby się dobrze zastanowić, to wiele z nich zbańczyło dawno temu…
Jak o biznesie, to nie można zapomnieć też o porno. Jeden z najlepszych biznesów. Wyobrażacie sobie, że są ludzie, którym płacą grube hajsy za nic nie robienie?! Recepta jest nawet całkiem prosta- wystarczy, że jesteście ładna laską z kamerką i przyzwoitym netem. “Kolega mówił”, że nawet nie trzeba się za bardzo wyzbywać godności i moralności. Jedna zjarała się na samym początku livestreamu i zasnęła, bo mało ludzi było. Jak się obudziła oglądało ją parę tyś. onanistów, a jej portfel powiększył się o kilkaset dolców. Niby creepy, ale jak sobie pomyślę, że za 2h spania przed kompem można zarobić tyle, co ja w miesiąc…
Dziad też ostatnio coś tam miał styczność z pornografią. Na tyle specyficzną, że nawet mi musiał to tłumaczyć, choć ciągle chyba do końca nie ogarnąłem.

To taka pornografia zakryta. Zdjęcia nago, ale nie nago.

Ja, e… hm. Chyba nie rozumiem mimo wszystko. Ale na szczęście nie rozumienie jest nie tylko moją domeną. Jak porno to i filmy. Moje ulubione pewnie byście zgadli po prostu strzelając. “Mad Max”, “Alien”, “Conan”, “Dredd” (2012), “Willow”, “Władca Pierścieni”, “Your Highness”, “Dobry, Zły i Brzydki”, “Full Metal Jacket”, “Czas Apokalipsy”... Mój gust jest prosty. Przy Dziadzie to wręcz prostacki, czego nie omieszkał mi pośrednio wytknąć.

Nie lubię filmów fantastycznych. Już z nich wyrosłem.

O-kej, no rozumiem. Może śmianie się z wątku wielbłąda w Conanie nie jest zbyt dojrzałe emocjonalnie i może faktycznie Dziad wszedł na poziom wyżej.

Nie lubię też filmów Wajdy. Są za trudne.

Uoooo… jednak nie. Niestety “Sułtanka Kosem” się chyba skończyła i pewnie dlatego z nudów dziad sonduje co mógłby zamiast niej obejrzeć.

czwartek, 20 października 2016

Dzień dwieście dwudziesty siódmy- ojprdl.

Brałem dziś udział w zbiorowym gwałcie na inteligencji. Niezbyt fajna sprawa. Ogółem ciągle dziwię się, czemu po prostu nie wstałem zza biurka i nie wyszedłem. Dawno temu, gdy jeszcze jeździłem zatłoczoną komunikacją miejską doprawioną odorem ludzi zrozumiałem skąd biorą się zamachowcy-samobójcy. Gdy kolejne spocone cielsko deptało mi po stopie i uderzało siatą po piszczelach byłem w stanie psychicznym, w którym gdyby tylko ktoś zaproponował mi założenie kamizelki wypchanej ładunkami wybuchowymi i zardzewiałymi gwoździami obiecując w zamian przerobienie wszystkich wkoło na mielone i 72 dziewice to nie zastanawiałbym się zbyt długo.
Teraz zrozumiałem co innego. Gdy wokół Ciebie odpierdziela się taka ilość chorych akcji, to po czasie przestajesz reagować, nie ma sensu, jutro będzie się w końcu działo to samo. Dlatego też moja czujność pozostała uśpiona i dopiero post factum połączyłem wątki.
Nie wiem jakie wydarzenie zainicjowało to wszystko. Ot po prostu Szefa gdzieś zawołali, coś się stało i okazało się, że musi napisać zarządzenie dotyczące stricte jego działki. Jego, bo u nas w Urzędzie multum ludzi ma jakieś dodatkowe obowiązki dorzucone w ramach oszczędności. A nie jesteśmy malutkim urzędem, mamy trzycyfrową liczbę pracowników. Nie wyobrażam sobie więc, jak to musi wyglądać w tych, które mają dwucyfrową, a takie są…
Wszyscy czytając tego bloga od wielu miesięcy wiecie, że Szef sam z siebie na dwie lewe ręce do roboty i sam tego nie napisze. Wziął więc stażystę, żeby usiadł do jego komputera i to napisał Właściwie przepisał, bo wcześniej znalazłem mu przykłady z innych miejsc. Piszą więc to we dwójkę, ale nagle słyszę, że mnie woła. Nie wiedzą jak wstawić §. Bo Szef ma high-tech w swoim kompie i jako jeden z nielicznych w Urzędzie siedzi na Wordzie 2007. Wow. I problem, bo nie wiedzą gdzie na wstążce wstawia się symbole… Nie to, że mogliby alt21 walnąć, no ale to moja wiedza tajemna, postanowiłem się nią nie dzielić i powiedzieć, gdzie jest zakładka symboli.
Ok, kontynuują pracę. Gdy wreszcie skończyli, Szef wydrukował to dzieło i dał Dziadowi, żeby sprawdził pod względem gramatyczno-ortograficznym. Zaraz też wydrukował drugi raz, żebym ja sprawdził podstawy prawne, bo oczywiście nikt oprócz mnie nie potrafi obsłużyć Lexa mimo, że dałem im ilustrowaną instrukcję logowania. Okazuje się, że zalogować się potrafią, ale dalej użyć wyszukiwarki już nie. Po chwili dowiedziałem się, że w sumie ja też mam jeszcze po wszystkich sprawdzić ortografię.
I wtedy do mnie dotarło. Nad tym zarządzeniem przez ostatnie dwie godziny musiały pracować cztery osoby, z których tylko jedna byłaby w stanie wykonać to zadanie samodzielnie (nie chwaląc się- ja). A całość liczyła 1 stronę A4. Czy ja pracuję w zakładzie pracy chronionej? Pewnie tak biorąc pod uwagę, że Szef miał iść po podpisy Szefa wszystkich Szefów w 2 wykonaniach, ale się zagapił (bo raczej nie zamyślił) i nie zauważył, że ten podpisał tylko jeden egzemplarz. Ponieważ boi się iść poprosić o jeszcze jeden podpis, to robi kopię kolorowym kserem.

A ja tak sobie siedzę i zaczyna mnie głowa boleć. Chyba na deszcz. Nawałnicę głupoty.

czwartek, 13 października 2016

Dzień dwieście dwudziesty szósty- humans are such easy prey.**

Dziś to sam nie wiem, czy notka jest urzędowa, czy nie urzędowa. W teorii z Urzędu, w teorii rozmowa z Dziadem, ale tak jakoś większość nie będzie chyba związana tematycznie. Ciężki problem dorosłych i inteligentnych ludzi- nic nie jest białe albo czarne, wszystko jest w odcieniach szarości i często nie da się poprowadzić jednej, prostej linii. Z równie ważkim problemem zgłosił się ostatnio do mnie Dziad.
-Panie Młody, niech mi pan powie, jak to będzie w tej przyszłości?
Ohohohohoho. No dobrze, nudzi mi się i tak, równie dobrze mogę wypełnić przestrzeń biura czymś innym niż 1001 dobrych rad doboru paszy. Więc mówię mu o terapiach genowych, internecie rzeczy, internecie ludzi, kolonizacji Marsa i Wenus, drukowaniu organów, czwartej rewolucji przemysłowej.
-O, ale to jeszcze długo, nie za naszych żyć.
Hehe, no to czas wjechać z Deep Blue i AlphaGo, uczeniu maszynowym, skryptach, teście Turinga. Mówię, jak maszyny coraz szybciej analizują ogromne zbiory danych i coraz lepiej wyciągają z nich wnioski, a nie tylko suche wyniki, o przyspieszającym rozwoju, miniaturyzacji, wzroście mocy obliczeniowej, asystentach osobistych, nieustannym i coraz szybszym zmierzaniu do osobliwości technologicznej, po której wszystko może stanąć na głowie, a zmiany będą tak szybkie, że nikt nie ma śmiałości nawet fantazjować jak to będzie wyglądało. Że taki postęp jak z telefonami od czasów jego młodości do dziś może następować właściwie każdego roku, a nie przez dziesięciolecia.
-To jak roboty i tak dalej, to gdzie człowiek będzie pracował?
Atakuję więc jego mózg bezwarunkowym dochodem podstawowym, tłumaczę jak w kapitalistycznej Ameryce powstawało prawo, zgodnie z którym mieszkańcy Alaski partycypują w zyskach z wydobycia dóbr naturalnych tego stanu i przekładam na skalę świata i wszechświata. Opowiadam o planach NASA przechwycenia asteroidy i jej eksploatacji, o kopalniach na księżycach, planetach, o zautomatyzowanych fabrykach i transporcie.
-No ale jak roboty będą na nas pracować, to po co im ludzie?
I to mi się podoba. Dla mnie ludzie to biologiczny śmieć, który im szybciej zostanie usunięty tym lepiej. Dlatego zaczynam mu tłumaczyć o interfejsach umysł-maszyna, o funkcjonujących już w społeczeństwie cyborgach i o tym, jak to my coraz bardziej zaczynamy je przypominać tyle, że komputery ciągle nosimy w kieszeniach. Ale ogółem, że ludzkość jako taka jest skazana na zagładę, bo już w tej chwili biologiczna ewolucja nie nadąża za technologiczną rewolucją i przez to wszystko o czym mu dotychczas mówiłem łącznie, a może przede wszystkim z osobliwością technologiczną może wreszcie nadejdzie czas, żeby ruszyć do przodu. Zjednoczyć się z maszynami zamiast stawać do z góry przegranej walki, czy w ogóle pozbyć się fizycznej cielesności. I cytuję z pamięci (dzięki polonistko z licka)- Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy, młodości dodaj mi skrzydła, niech nad martwym wzlecę światem w rajską dziedzinę ułudy (...) dalej, bryło, z posad świata!, nowymi cię pchniemy tory, aż opleśniałej zbywszy się kory, zielone przypomnisz lata*
Na co Dziad po chwili myślenia podsumował:
-Ja tam myślę, że nie po to pan Bóg stworzył ludzi, żeby mieli zniknąć.
I wrócił do czytania na forum Onetu o chorobach.

__________
*- spokojnie, tylko 3 wiersze potrafię cytować z pamięci- “Odę do młodości”, “Króla Olch” i “Namuzowywanie”
**- nuta z tytułu:

czwartek, 6 października 2016

Dzień dwieście dwudziesty piąty- i znów po łatwości.

Coś ostatnio coraz częściej pojawiają się cytaty moich współpracowników, a coraz mniej opisy wydarzeń. Problem jest tej natury, że mam wrażenie, że te ostatnie się powtarzają w kółko o tym samym. A co do mądrości wypowiadanych przez moich złotoustnych kolegów to ciężko, aby ten festiwal się wyczerpał. Ponieważ jestem na głodzie, to będzie dziś odcinek specjalny poświęcony jedzeniu.
Zaczniemy od alkoholu. Ja ogółem jestem dość dziwny- nie lubię wódy i tanich, koncernowych piw. Może nie do tego poziomu nie lubię, co jeden mój kolega, który potrafił narzekać na brak piw kraftowych w ogródku piwnym… No ale gdy mogę, to staram się wybrać albo dobre, czy ciekawe piwo- np. Triple Blond (polecam, jeszcze nikt mi za to nie zapłacił), a gdy potrzebuję czegoś mocniejszego to whiskey- Jack Daniel’s (też jeszcze mi nie płacą, ale jestem otwarty na propozycje). Gdy rozmawialiśmy o tym kiedyś w biurze Szef stwierdził

Nie lubię tanich piw jak Żubr. Wolę Specjala.

No spoko, nie oceniam. Choć stawianie Specjala nad Żubrem, czy w ogóle przywoływanie tych dwóch marek w kontekście piw bardziej ambitnych, a mniej koncernowych to trochę jak pierdnięcie na salonie. No ale jak jest już piwko, to przydałoby się wrzucić coś na ząb. Zaczął Dziad.

Ciecierzyca. Przecież to groch. Ja nie rozumiem, jak można tak oszukiwać klientów, zmienia się nazwę, żeby wcisnąć coś klientom, że niby inne.

Aż sam zwątpiłem, ale szybko zacząłem szukać, no i to nie jest groch. Moja inteligencja jeszcze mnie nie zawiodła i w sumie już chciałem się wciąć i zwrócić uwagę, ale ubiegł mnie Szef.

Tak jest zawsze. Idziesz do restauracji, to oferują ci jakieś risotto. Risotto. Jakby nie mogli po prostu powiedzieć, że ryż, czy potrawka.

W tym momencie zostałem już z otwartymi ustami nie dlatego, że nie zdążyłem nic powiedzieć, ale dlatego, że nie za bardzo wiedziałem co powiedzieć. Już nawet pomijając, że potrawka chyba w ogóle nie musi być z ryżem, bo jeśli pamięć mnie nie myli (a Wiki mówi, że nie) to jest to sam sos. Tym razem zdążyłem powiedzieć parę słów protestu, że to jednak nie jest to samo i nawet stażysta mnie poparł, ale zanim zdążyliśmy się rozmówić, to jeszcze Dziad się zdążył wciąć z powrotem, bo ciągle szukał w necie o tej ciecierzycy.

Potrawy z wysokim indeksem glikemicznym są szkodliwe dla zdrowia. No mówiłem, że duża ilość GMO jest niezdrowa.

BUM. Headshot. W tym momencie postanowiłem, że właściwie nie ma sensu tłumaczyć. Kijem Wisły nie zawrócę, a biorąc pod uwagę, że u nich to już Amazonka niewiedzy, to tym bardziej. Pomyślałem, że po prostu posiedzę sobie i posłucham jakichś mądrości, ale to co usłyszałem po chwili z ust Szefa sprawiło, że musiałem pilnie wyjść do toalety, żeby mu nie strzelić z plaskacza.

Pizza to tylko dodatki, ciasto może być byle jakie.

O nie, o nie...