"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 5 stycznia 2017

Dzień dwieście trzydziesty czwarty- tak czasem jest...

Tak mi się dziś nie chce pisać. Chwila urlopu z okazji świąt całkowicie mnie rozleniwiła, a do tego ciężko znaleźć tematy do pisania o Urzędzie, gdy mnie w nim nie ma. Ale spokojnie, sięgnę do moich notatek i wygrzebię z nich choć jakieś złotoustne cytaty moich współpracowników. A może nawet tylko jednego.
Szef w swoim życiu może nie pisze zbyt wiele, choć powinien czytać dość sporo. No dobra, nie tyle co ja, bo w przeciwieństwie do niego wstrętu do książek nie mam, ale jednak średnio parę razy w tygodniu widzi parę dokumentów, które ogółem powinien przeczytać, zrozumieć i na nie odpowiedzieć. O ile ostatnie z tych robię ja, drugie jest wielce wątpliwe, to przynajmniej mógłby zrobić pierwsze. A chyba wszyscy wiemy, że podstawą umiejętności pisania jest oczytanie, mogłoby się więc wydawać, że będzie znał różne podstawy. I na przykład nie pytał:

Jak się pisze “między innymi”?

W sensie razem, czy osobno. Tłumaczę Wam, bo sam musiałem chwilę się zastanowić, które miejsce sprawia mu szczególną trudność. Początkowo chciałem powiedzieć, że przez dwa “n”. Co i tak nie zresetowało mojego mózgu w takim stopniu, jak pytanie wykrzyknięte z jego biuro podczas próby sklecenia jakiegoś pisemka:

“Poprzez”- jest takie słowo?

Akurat po tym pytaniu się na mnie zirytował. Nie dlatego, że odpowiedziałem coś głupiego, ale dlatego, że długo nie odpowiadałem. Serio, pytanie było na tyle abstrakcyjne, że po prostu je zlałem. Całkowicie i kompletnie. Zarejestrowałem, przeanalizowałem o co pyta i stwierdziłem, że to jest tak z czapy wzięte, że właściwie nie widzę sensu na nie cokolwiek odpowiedzieć. A jak o mówieniu to z tym też Szef ma problemy, o czym również wiecie. Takie zwroty jak 

Nie dawają tyle owoców.

Już mnie nawet nie dziwią. Ale ostatnio wróciłem do biura akurat w trakcie rozmowy Szefa z Dziadem, gdy ten pierwszy mu coś referował. Konkretnie o ojcu jednego faceta, którego znamy oboje, a nie zna go Dziad. I może dobrze, bo udało mi się trochę uciąć kolejną plotkę w zarodku. Szczególnie, że są takie, za które głoszącemu je chętnie dałoby się w mordę…

-No i jego ojciec był SS-manem.
-Nie SS-manem, tylko był na volksliście...
-No tak, o to mi chodzi.

2 komentarze:

  1. SS, Volksliste - dajżesz spokój, to taka drobna, nic nieznacząca różnica!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też racja, prawie to samo, nie ma o co spinać się ;)

      Usuń