"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

środa, 17 sierpnia 2011

Dzień trzydziesty trzeci- common sense.

Tego określenia współcześni potomkowie Anglosasów używają do nazwania czegoś, co my Słowianie zwiemy zdrowy rozsądek. To magiczny mechanizm zaimplementowany nam w mózg przez matkę naturę. Dzięki niemu wiemy, że nie ciągnie się lwa za ogon, że wspinanie się po piorunochronach jest głupie, że nie należy od dopiero co poznanego murzyna przyjmować niebieskiej pigułki w opuszczonym budynku. Czy w ogóle jakiejkolwiek pigułki. Pozwala on więc budować logiczne wnioski. Na zdrowy rozsądek wiem, że przeciętny obywatel USA o wadze małego fiata nie ma ze mną szans w biegu na 100 m.

Ludzkość tworzy również mity. Człowiek obserwuje jakieś wydarzenie, widzi jego efekty, jednak nie rozumie jak do niego doszło. Dopasowuje więc wydumaną teorię często nie mającą wiele wspólnego ze stanem faktycznym. Przykładów takich zachowań jest od groma- ludzie wierzyli w wampiry. Jakim cudem ktoś zbudował mit, w którym zmarły żyje po śmierci? Dlatego, że w trakcie procesów zachodzących po śmierci ciało obkurczając się sprawia wrażenie, że zmarłemu rosną włosy i paznokcie. A skoro rosną, znaczy że ciągle żyje.

Urząd to kraina rządząca się nie tylko oparami biurokratycznego absurdu, ale także mitami. Z jednym z nich dziś się rozprawiłem. Nasza drukarka czasami wciąga papier. Wciąga go w sposób chaotyczny i nie do końca przewidywalny. Czasem wciągnie kartkę pod dziwnym kątem przez co zacznie ją rozrywać głowicą, czasem wciąga klika na raz i rozsrywa drukowany tekst na wszystkie. Przez to zamiast drukować 27 stron na raz, drukujemy je pojedynczo... Oczywiście sam też tak robiłem, mit głosi że tak właśnie trzeba postępować. Widziałem wciągane kartki papieru i ich rozdzieranie przez drukarkę. Zatem nie można drukować większych ilości kartek A4 na raz. Ale A3 można.

To mnie zastanawiało, a ponieważ drukarka z najgorszej firmy nie pochodzi wydawało się mi niemożliwe, żeby to “po prostu tak było”. Tyle, że co mi do tego? Nie ja się męczyłem z pojedynczym drukowaniem, a jak to się mówi- nie mój cyrk, nie moje małpy. Do czasu. Dostałem właśnie zadanie wydrukowania większej ilości tekstu. Drukowanie pojedynczo? No chyba was posrało. Wsadzam kartki, pierdut drukuj i popijam kawkę. I stało się, mit zadziałał, drukowanie poszło robić to co wielkie korporacje z chińskimi robotnikami.

Nie może tak być, mój zdrowy rozsądek mi to podpowiadał. Coś tu zostało spieprzone i z pewnością zrobił to ktoś będący w pobliżu. Zrobiłem więc coś, czego nikt wcześniej nie zrobił- przyjrzałem się procesowi drukowania i wysnułem wnioski. Podczas drukowania dużej ilości tekstu kartki w podajniku się przesuwają- zarówno w bok jak i w tył. O niewielkie odległości kilku milimetrów, ale po pewnym czasie wystarczająco aby kolejna strona poszła krzywo, a jeszcze następna została rozerwana lub wydrukowana na kilku kartkach. Tylko dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, że podajnik non stop jest ustawiony na kartki A3, które jak wspomniałem drukować można normalnie, bo się nie ruszają ograniczone plastikiem ze wszystkich stron. Mniejsze kartki już nie mają takiego oparcia.

Sprawa rozwiązana w 4 minuty. Reszta męczyła się z tym X lat. Amen.

1 komentarz: