"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 29 września 2016

Dzień dwieście dwudziesty czwarty- wkręcimy się.

Czasem tak patrzę na Szefa (choć staram się tego unikać), ewentualnie go słucham (no tego uniknąć nie jestem w stanie) i myślę sobie, jak to musi być fajnie być idiotą. Odpierdalasz rzeczy, od których normalnym ludziom przechodzą ciarki i w ogóle się nie przejmujesz. Cały świat jest tak zabawnie prosty, jak był jeszcze zanim się poszło do szkoły.
Np. związki. No dobrze, może ja akurat nie powinienem być Waszym pierwszym wyborem przy ogólnie pojętym wsparciu i dobrej radzie, no chyba, że oczekujecie rad w relacjach damsko-męskich (damsko-damskich, męsko-męskich) zbudowanych na wiedzy z internetu. A wszyscy wiemy, do czego służy internet. Ale i tak moje rady oparte na doświadczeniach tytanów tej dziedziny, takich jak Johnny Sins czy Ruka Kanae będą się Wam wydawały głębokie, gdy tylko posłuchacie Szefa.
Ogółem baby są głupie, to fakt niepodważalny potwierdzony autorytetami Szefa i Dziada. Są głupie bo tkwią w toksycznych związkach. Moje uwagi, że mężczyźni często również, są oczywiście zbywane, bo co nie pasuje do naszej wizji to nie istnieje. Dziad przy tym wszystkim przynajmniej zachowuje jeszcze jakieś resztki zdrowego rozsądku i szacunku do ogółu płci pięknej nie nazywając jej “chujami”.
W ogóle jak babę trzepie facet to nie ma co się wcinać między wódkę, a zakąskę bo raz, że może nam też walnąć, a dwa, że widziały gały co brały. Przynajmniej wg Szefa. Tu nawet Dziad zwątpił i wyciągnął swój rozum z dupy i przez chwilę myśląc całkiem trzeźwo zauważył, że to nie zawsze jest takie łatwe i się da. Szef jednak się nie ugiął i dalej kontynuował, że nawet wtedy łatwo poznać po rodzinie, więc w sumie cała wina to kobiet.
Szczęśliwie te rozważania przerwało przybycie praktykantki z pocztą (nie, nie pomyliłem się- ponieważ stażysta siedzi i się nudzi to Szef wziął jeszcze praktykantkę). Pismo mamy, proste. Tzn. dla mnie proste, więc Wam po prostu to skrócę- jedna ze służb powiatowych prosi o dane teleadresowe odpowiedzialnych za takie tam różne głupoty. Odpowiedź jest prosta- nie należy to do naszych obowiązków. I mówię to całkiem poważnie, bo nie dysponuję taką listą. Dać komu trzeba, niech wydrukują i prześlą.
Tak by to wyglądało, gdybym ja to robił. Tzn. robiłem, ale pod dyktando. Więc wpierw Szef zażyczył sobie wydrukowania podstaw prawnych pisma. I nie konkretnych paragrafów, tylko całych rozporządzeń, które następnie czytał cały dzień. Na jego koniec przyszedł do mnie i oznajmił mi, że to pojebane i czemu w ogóle musimy to robić. Na co ja odpowiedziałem mu, że nie musimy i przyznał mi rację.
Następnego dnia od rana był podjarany. Oczywiście tym pismem, bo taka fucha to w sumie fajna sprawa (rzeczoznawca) i jak Urząd ma wyznaczyć, to może by się sam wkręcił, bo to można i kasę zgarnąć za pracę i jeszcze od ludzi za pozytywne rozpatrzenie (powaga). Trochę skołowany przypomniałem mu, że nie mamy nikogo wyznaczać, tylko podać im spis wyznaczonych jeśli takowi są. “No tak, no tak”. I wyszedł. Wrócił 2h później i od progu stwierdził, że rozmawiał z urzędnikiem X i mówił mu, że też mógłby się wkręcić bo chcą, a ma wykształcenie, ale to pewnie już ktoś po znajomości obstawił. Znów mu przypomniałem, że mamy wysłać listę, a nie wyznaczać. “Ok, ok”.
Po godzinie przyniósł mi odręcznie napisany zarys pisma, żebym przepisał. “Urząd nie wyznaczył i nie widzi potrzeby”. Nie wiem skąd on ma te informacje, ale w czasie gdy pisałem zdążył zadzwonić do szefa służby i podpierdolić innego dyrektora, że pewnie będzie chciał kogoś po znajomości wyznaczyć. Trzymajcie mnie...

czwartek, 15 września 2016

Dzień dwieście dwudziesty trzeci- EZ mode.

Dziś znów idę po łatwości. Lubię taką pogodę, jak jest teraz i strasznie mnie to rozleniwia, a do tego wpływa na moją marzycielską naturę i siedzę z głową w chmurach. Więc cytaty. Tylko Szef. Motyw przewodni? Czystość i potomstwo.
W roboczym kibelku skończył się “szprej” zapachowy. Szef go koniecznie potrzebuje i zużywa jakieś chore ilości. Co IMHO ma niewielki sens, gdyż te zapachy, jak to określa mój znajomy, to jedyne co stwarzają to wrażenie “gówna w lesie”. Nie dość, że nie niwelują zapachów, to dodają chemiczną mgiełkę o zapachu niewiele lepszym. Szefa to nie obchodzi, tak jak dbałość o język, więc przy najbliższej okazji poinstruował sprzątaczkę, że potrzebuje

Zapach do kibla tak mocny, żeby konia zwaliło.

Sezon wakacyjno-urlopowy właśnie mija, a Szef korzystając ze sprzyjającej aury postanowił jak najwięcej czasu spędzać na swojej daczy. Nie dziwi mnie to, umiejscowiona jest ok, przynajmniej jeśli jesteście fanami quasi-dzikiej głuszy, niby w lesie, ale 30-stu sąsiadów. Ja nie jestem, ale doceniam. Trochę z Dziadem zastanawiał nas ten jego pobyt tam, bo niby spoko, ale jeszcze nie wykończone i łazienki nie ma. Oświecił więc nas, że jak sikać to do lasu, a

Myć się to do rzeki. Ale oczywiście bez mydła.

No, spoko. Można i tak. Żyje w dziczy, nikomu przeszkadzało nie będzie. Choć będąc w mieście też nie ma zwyczaju używać choćby antyperspirantów (uwierzcie, poznalibyście). No ale temperatury dość wysokie, to i trochę bardziej o higienę dbać trzeba. Na to jednak nasunął się kolejny problem, bo wodociągi naliczyły dość wysoki rachunek dla całego bloku i rozdzieliła na mieszkańców, w tym Szefa. Więc siedzi i myśli, czy to nie rura gdzieś przecieka, czy może faktycznie większe zużycie wody, bo jak sam mówi sam się częściej myje, a i dzieciak także

Mały też się często myje, teraz prawie codziennie.

Tjaaaa… Trochę szczawiowi współczuję, szczególnie gdy usłyszałem dalej do jakiego stopnia Szef nie ogarnia współczesnej rzeczywistości. Ogółem strasznie wychwala swojego potomka i nie miałbym z tym problemu, bo jak domyślam się każdy rodzić lubi chwalić się dokonaniami dzieci. Doskonale o tym wiem, bo moi nie byli i nie są inni. Tyle, że zazwyczaj ludzie mówią o faktycznych sukcesach, czasami trochę je przerysowują (np. mój ojciec lubił mówić, że jak miałem 6 lat zająłem 3 miejsce na wyścigach rowerowych, przemilczając trochę fakt, że razem startowały 3 osoby w mojej kategorii). Tymczasem Szef mówi rzeczy, po których mi ciężko udawać, że się nie śmieję. Choćby to, że dziewczyny w klasie go notorycznie podrywają i jest rozchwytywany i zagadują go o seksy, np. mówią, że ma

Dziewiczy wąs.

Ahahahahahahahahahahahahaha. Hahahahahahahahahaha. Hahahahaha. Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. Szczególnie, że jako posiadacz całkiem bujnej brody doskonale pamiętam naśmiewanie się z dziewiczych wąsów u innych.

czwartek, 8 września 2016

Dzień dwieście dwudziesty drugi- SdKfz.

Dziś wyjdziemy trochę poza mój wydział. Raz, że niewiele się w tej chwili dzieje dwa, że potrzebuję szybkiej notki trochę takiego zapychacza. 
Dobry znajomy z Urzędu miał pewien spory problem. Szefostwo obarczyło go ciężkim zadaniem nadzorowania sprawy postawienia rzeźb w jednym z miejskich parków. Sprawa w teorii prosta, ale… Rzeźby mają być wykonane z brązu przez lokalnych artystów i przedstawiać tańczące nimfy, czyt. gołe laski. Ma to pewien głębszy sens, bo stanąć mają w zbiorniku wodnym którego architektura lekko sugeruje antyk, renesans, takie tam. Z artystą nie było problemu, bo tak się składa, że Urząd na stałe współpracuje z jednym przy wszelkich renowacjach i innych takich. Ma swoją pracownie, swoje narzędzia, ma też umiejętności bo niejedną rzeźbę w życiu wykonał także odlewaną z brązu. Dzwoni więc do niego:
-Słuchaj Piotrek, musimy zrobić rzeźby dziewczyn. Powiedz, ile ci zejdzie takie coś?
-To zależy od tego ile dziennie modelki będą w stanie pozować.
-Jakie modelki?
-No jak jakie, te, które mam rzeźbić.
-To mają być jakieś modelki?
-A co Ty myślałeś, że z pały będę jechał?!
No i się zaczęło. Ogłoszono pierwszy casting na szybcika, na który przyszedł rzeźbiarz, mój kumpel i radny mający oficjalnie sprawować nad tym wszystkim pieczę, a tak po prawdzie się po prostu promować. I nikt więcej.
Ogłoszono więc drugi, tym razem lepszy termin, więcej czasu, dobrze rozreklamowali, całość na sali teatralnej, etc. Tym razem przyszła ta sama trzyosobowa komisja i kilkanaście dziewczyn. Wita się z nimi radny.
-Witam szanowne pytanie, ja jestem radny Taki A Taki z okręgu nr 666 i będę nadzorował ten casting i jego poprawny przebieg. Oczywiście wiedzą panie, że to casting na modelki do rzeźb mających stanąć w parku, a jako, że rzeźbione postacie będą nago to i panie będą musiały się zaprezentować w ten sposób. Oprócz mnie, w komisji oceniającej będzie też pan Piotr artysta. I pan z Urzędu, ale to jeśli panie nie mają nic przeciwko.
Kumpel wściekły, liczył, że bezproblemowo sobie popatrzy, a tu stary dziad z rady mu robi pod górkę. Szczęśliwie dla niego dziewczyny były na tyle przejęte całością, że niewiele myśląc po prostu przytaknęły.
Co prawda zebrali się na sali teatralnej, ale doszli do wniosku, że dziewczyny będą się prezentować w bardziej intymnych warunkach na zapleczu. Po zobaczeniu zaplecza większość od razu zrezygnowała. Swoją miejscówkę urządzili w pozbawionym okien, obdrapanym pomieszczeniu oświetlonym gołą żarówką, na którego środku stał kawałek styropianu wygrzebany z magazynu po remoncie elewacji, a przed nim w półkolu trzy uwalone farbą, niezbyt stabilne krzesła gdzie zasiadała loża szyderców, czy też komisja.
Ale parę zostało. Wchodzi pierwsza w samej bieliźnie. Obraca się na wszystkie strony, ci ją oglądają. Przewodniczący wreszcie mówi, że rzeźba ma być nago więc musi się tak zaprezentować. Ta oczywiście ściągnęła, oni z poważnymi minami pokiwali głowami i podziękowali. Gdy wyszła zaczęło się.
-O TAK!
-Kurwa, nie sądziłem, że to przejdzie!
-Zajebioza, najlepszy dzień ever!
I tańce i wygibasy na stołkach, przybijanie piątek i dopiero wołają kolejną. Długo to nie trwało, bo i dziewczyn było mniej niż chcieliby. Po obejrzeniu ostatniej chwilę się zastanowili i wybrali cztery najlepsze kandydatki, które zaprosili na dalsze rozmowy o szczegółach.
-No, to teraz pan z urzędu powie paniom, ile zapłacimy za to pozowanie.
-Zapłacimy?
No tak, nikt w Urzędzie nie pomyślał, że dziewczyny mogłyby chcieć jakieś pieniądze, bo przecież pokazanie cycków na zapleczu teatru i uwiecznienie ich w brązie powinno być wystarczające. Nastąpił drobny ferment, ale coś tam udało się jeszcze wyszarpać na ten cel, jednak na tyle mało, że jedna z dziewczyn podziękowała za taką współpracę. Co teraz? Robić kolejny casting?
-To ja tą jedną z pały wyrzeźbię.
-Przecież mówiłeś, że nie będziesz?!
-No, a co? Na cycki nie chciałeś popatrzeć?

czwartek, 1 września 2016

Dzień dwieście dwudziesty pierwszy- jak dorośli ludzie.

Czas płynie sobie swoim wolnym rytmem. Po powrocie z urlopu cierpię jak cholera, szczególnie przez potrzebę wczesnego wstawania. Głupota otaczającej mnie rzeczywistości również to powód do cierpień, ale teraz głównie skupiam się na tym przerąbanym budziku. Dla mnie normalnymi godzinami snu jest 3-10. W czasie pracy o 10 jestem już po drugim śniadaniu. A czasami już gdzieś na kawie zbierać najnowsze wiadomości, żeby było o czym na blogasku pisać.
Ze mną tak jest, że jak mi pomożecie, to i ja pomogę wam. Oko za oko, ząb za ząb, czy coś w tym stylu. Jakiś czas temu znajomy z roboty, z którym kiedyś wcześniej pracowałem, miał do napisania dłuższy plan. Śpieszyło mu się, bo chciał zdążyć przed urlopem, a jako że miałem luz, to postanowiłem mu pomóc. Plan napisał sam, tak jak jest to przyjęte- pozlepiał go z różnych planów dlatego formatowanie jako takie w nim nie istniało. 3 dni i miałem gotowe te 80 stron, oczywiście robiąc w ukryciu. Nie pamiętam teraz, czy Wam o tym mówiłem, czy nie, ale dłuższy czas temu miałem spięcie w tym temacie z Szefem, który w jednym ze swoich ataków głupoty stwierdził, że nie będę pomagał przy pisaniu tego planu. Ja odparłem, że i tak mam zamiar. To on stwierdził, że mi zabrania. Zabraniać to on mi może do godziny 15, a jak tak chce sobie pogrywać, to zrobię to w wolnym czasie. Oczywiście, nie miałem zamiaru siedzieć nad tym w domu, ale jeśli ktoś mi czegoś zakazuje, to musi jeszcze umieć ten zakaz wyegzekwować, a w umiejętności Szefa chyba nikt nie pokłada większych nadziei.
Plan był więc gotowy, pora na rundę konsultacji. Nie zgadniecie z kim. Oczywiście, że z Szefem. Tym bardziej mnie dziwiło, że tak bardzo napuszył się na pomoc w robieniu planu, za którego powstanie jesteśmy współodpowiedzialni. Ale ok. Koleś szedł na urlop i postanowił, że zrobi to tak, że da plan do sprawdzenia nam w dzień, który będzie ostatni w robocie. Będziemy mieli ładne parę dni na spokojne obadanie tematu. Sam mu podpowiedziałem, żeby puścił go przez Szefa wszystkich Szefów tak, żeby mój Szef nie mógł się wykręcać.
Oczywiście z góry wiedziałem, jak to się skończy. Awantura o to była wielka, Szef bóldupił pół dnia, aż w końcu udało mi się mu wmówić, że to może i lepiej, bo przynajmniej Szef wszystkich Szefów widzi ile mamy roboty. Udało się i myślałem naiwnie, że sprawa załatwiona. Urlopami się wymieniliśmy, więc dopiero po ponad miesiącu mogłem do kwestii wrócić na kawie u niego i tam też dowiedziałem się, jak wyglądało oddawanie poprawionego planu, który Szef przyniósł osobiście ze słowami:
-Ja sam ci przynoszę, a nie przez Szefa wszystkich Szefów bo nie jestem świnią.
No ok, koleś się nie przejął, patrzy po planie, a na pierwszej stronie dekretacja Szefa wszystkich Szefów do niego. Yhm. No spoko, ale brakuje jednego załącznika. Dzwoni więc do Szefa:
-Nie dawałeś przez Szefa wszystkich Szefów?
-Nie.
-Bo brakuje mi jednego załącznika, może jest w sekretariacie Szefa wszystkich Szefów?
-No może jest.
-To dawałeś przez niego, czy nie?
-Dawałem, jak ty dałeś to ja tak samo!

Zrozumcie idiotę.