"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 21 grudnia 2017

N14- do stajenki przybywajcie.

Na święta dostaliśmy prezent od amerykańskiego wojska w postaci dwóch filmów z F/A-18 należących do US Navy, na których widać ich pogoń za UFO. Czy to było faktycznie UFO? Oczywiście, że tak- UFO, czyli NOL, jak sama nazwa wskazuje to Niezidentyfikowany Obiekt Latający. Nie znaczy to od razu, że są nim przybysze z kosmosu, po prostu jest niezidentyfikowany.
Trochę jak Oumuamua. Nie wiecie o czym mowa? To najgorętszy temat astronomiczny ostatnich miesięcy, pierwszy kiedykolwiek zaobserwowany gość spoza Układu Słonecznego, który jakby nigdy nic przelatuje sobie przez nasze podwórko, na tyle blisko, że wszyscy rzucili się do badania tego nietypowego gościa. Nietypowego nie tylko przez to, że przyleciał do nas spoza naszego układu planetarnego, ale też z powodu swojego wyjątkowego wyglądu. Ok 400 m długości i 40 szerokości sprawia, że na grafice wizualizującej jego wygląd jawi się niczym statek kosmiczny. 


Tak właściwie to może nim być, bo jak na razie nikt nie wie o co chodzi. Takiego kształtu nie widzieliśmy jeszcze nigdy u naturalnych obiektów na naszym podwórku, więc pisząc, że do jego badania rzucili się wszyscy piszę także o SETI czy Breakthrough Listen z Stephenem Hawkingiem. Czy to statek obcych? Prawdopodobnie nie, co jest dość smutne. Niektórzy jeszcze trzymają się nadziei, że jeśli nie statek to może choć sonda wypuszczona przez lecący gdzieś dalej i znacznie szybciej statek. Idea niestety upadła- Breakthrough Listen skorzystał z teleskopów mogących wychwycić sygnał mocy telefonu komórkowego i oczywiście niczego nie wykryli. Choć ja i tak pozostanę na stanowisku, że to po prostu skamieniały przez eony uśpienia statek obcych (a jego wiek szacuje się na do 10 mld lat). Nawet jeśli bardziej prawdopodobne są teorię o tym, że Oumuamua jest odłamkiem powstałym w wyniku zniszczenia planety gdzieś daleko stąd (Alderaan?). Zresztą o tym obiekcie strasznie ciężko pisać, bo wersje i informacje zmieniają się dosłownie w trybie godzinowym. Teraz już mówi się o zewnętrznej otoczce organicznej (węglowej) skrywającej lodowe wnętrze i może jednak będzie bardziej kometą niż asteroidą… Podejrzanie dużo ostatnio informacji o kosmitach, nie sądzicie? Wszystkie jak dotychczas to fałszywe alarmy, ale tak jakby ktoś nas do czegoś przygotowywał? Halo NASA, chcecie nam coś powiedzieć?
Szkoda, tak jak pisałem, że to jednak raczej nie jest statek obcych. Szczególnie, że to chyba jedna z ostatnich nadziei na to, żeby nasza przyszłość była space operą, a nie cyberpunkiem. Bo i to co dzieje się dookoła bardziej pasuje do dystopii. Wiedzieliście, że w San Francisco jedna z instytucji zaczęła używać robotów (konkretnie Knightscope model K5) do… wyganiania bezdomnych z otaczających ją chodników? Żeby było śmieszniej ta instytucja to SPCA czyli Society for the Prevention of Cruelty to Animals, a więc organizacja zajmująca się ochroną zwierząt i ich praw... Na szczęście nawet w USA, stolicy pierwszych megakorporacji i zapewne pierwszym miejscu, które zmieni się w cyberpunkowy koszmar, nawet tam wzbudza to kontrowersję i już zapowiedziano, że organizacja może zostać ukarana grzywną 1000$/dziennie, a sama SPCA odpuściła i zrezygnowała z robotów przeganiających ludzi z chodników. Moglibyśmy się zapytać, gdzie w tym sens i logika żeby brać roboty do odganiania bezdomnych, skoro można by np. zatrudnić część bezdomnych jako strażników. No cóż, godzina wypożyczenia robota wraz z całą obsługą kosztuje niecałe 7$, najniższa stawka w USA to 7,25$/h…
Stany Zjednoczone mają jednak potężnego kontrkandydata do pełnoskalowego wprowadzenia obaw ludzkości wyrażanych w cyberpunku- Chiny. Tam z kolei rządzący wpadli na pomysł zrobienia rankingu obywateli, który byłby powszechnie dostępny i decydował właściwie o całości ich życia. O tym jakie dostaniecie warunki kredytu, jaką pracę, na jakich zasadach wydany zostanie paszport… Oceniani będą na bieżąco i każdy przez każdego. Myślę, że oczywistością będzie, że i partia rządząca będzie mogła ingerować w te wartości wg własnego uznania. Nam, Polakom, królom kombinatorstwa, nie trzeba tłumaczyć jak potężne pole do nadużyć to generuje i jak będzie można podziękować “somsiadowi”. Widzę w tym co prawda pewne pozytywy- poziom chamstwa w Polsce pomału zaczyna osiągać jakieś dziwne wyżyny, a dzięki temu można byłoby np. ustalić, że przy -10.000 pkt automatycznie wskakuje kara śmierci. I dawać -30.000 pkt za zjeżdżanie z ronda bez kierunkowskazu. Jednak nawet ta słodka wizja wymazania z ludzkości tych wszystkich podrzędnych jednostek nie zrównoważy ogromu niebezpiecznych minusów, jakie może i będzie to generować.

Dlatego na święta życzę Wam, żeby nigdy roboty nie przeganiały Was z chodników, a miejsce w rankingu obywateli byście mieli zawsze wysokie.

czwartek, 14 grudnia 2017

Dzień dwieście sześćdziesiąty ósmy- w którym zatrzymała się Ziemia.

Nowy Dziad zawodzi mnie. Na całej linii. Tak bardzo, że ciągle nie mam ksywy dla niej. Nie pod względem pracy, bo tu jest zajebiście. Tak jak pod względem towarzyskim. Wreszcie nie mam tych woni kiszonej kapusty i niekończących się rozmów o uprawie rzodkiewki. Ale przez to nie dostarcza lolcontentu. Za to Szef… Szef… Ten to zaczął szaleć niemal za dwóch.
W konkursie, o którym Wam jakiś czas temu pisałem, a w którym niestety wystartować i awansować nie mogłem, ostatecznie wyłoniono zwycięzcę. Gratuluję, trochę przez zaciśnięte zęby, ale mimo wszystko. Jako, że nowy człowiek musi z nami współpracować (kolejna ksywa do wymyślenia…), to prędzej czy później musiał zaprosić na wieczorek zapoznawczy. Ten nastąpił właśnie niedawno i był raczej porankiem niż wieczorem. Do tego powiązanym z omawianiem tematów bieżących, ale to dobrze. Facet przynajmniej mógł nakreślić wizję jaką ma, a jest całkiem pozytywna. Wiążę z nim pewne nadzieje, szczególnie gdy zaczął mówić o eliminacji obiegu dokumentów za pomocą faksu i technicznej współpracy z Facebookiem w różnych zakresach. Wreszcie ktoś sensowny, trzymam kciuki za te plany, choć nieoczekiwane wydarzenia mogą je pokrzyżować. M.in. jeden facet z Urzędy Gminy w Koziedupie Dolnej zaczął wyrażać swoją niechęć do ewolucyjnych zmian. Widząc, że nowy dyrektor nie chce na pierwszym spotkaniu wdawać się w głębokie polemiki, to sam postanowiłem się trochę posprzeczać:
-Ale to są dobre pomysły. Potrzebujemy trochę czasu na wdrożenie, jednak koszty będą zerowe i ułatwi nam już teraz sporo pracy. Jak zdobędziemy trochę finansowania to będziemy mogli iść jeszcze dalej i jeszcze nowsze rozwiązania adaptować.
-No tak, może i tak, ale jednak wolałbym, żebyśmy zostali przy aktualnych rozwiązaniach, sprawdzonych, łatwych.
-Ok. Ale te też są łatwe, co niby w nich jest trudnego i jest jakąś przeszkodą?
-Noooo… bo to trzeba by to ustawiać, się tym zająć, nauczyć…
-Tak, ale to jest twoja praca.
-Oczywiście, ale mam też inne zajęcia w urzędzie… jesteśmy małym urzędem.
-Obiło mi się o uszy, ale jak małym? Na bank coś tam wygospodarujecie.
-Pracuje u nas 9 osób. Łącznie z wójtem…
WOW. WOW. Co? Serio gminy? Serio są gdzieś takie mikrusy? Jak w ogóle są w stanie funkcjonować? Nie wiem, to przekracza moje zdolności pojmowania szczególnie, że tylko w moim wydziale średnio siedzi tyle co połowa całego tamtego urzędu, a mój Urząd liczy z 2-3 razy więcej samych wydziałów niż oni mają pracowników…
Ale nie to było najbardziej szokującym i niepojmowalnym wydarzeniem całego tego spotkania. O nie, ten przywilej całkowicie przywłaszczyć sobie postanowił Szef. Od samego początku jego głośna postać starała się dominować to spotkanie swoją grubiańsko głośną postacią. Nie było to trudne, mało kto ma ochotę się z nim przekrzykiwać czy licytować na chamstwo. Jednak z czasem zaczynało to być coraz bardziej irytujące. Po fali odejść i emerytur Szef niestety jest najstarszy stażem, choć niekoniecznie najwyższy stopniem, ale to mu akurat nie przeszkadza, żeby wszędzie się wcinać, wszystkim przerywać, powtarzać się w kółko, jakby był u siebie, a reszta miała go słuchać. To o tyle słabe, że witający się z nami nie ma możliwości wyartykułować jednej myśli w całości, a przez to jasno wytłumaczyć o co mu chodzi. I tak wreszcie zaczęło to być niezwykle irytujące i jeden z obecnych postanowił wyartykułować irytację wszystkich.
-Szef, ale nie jesteś tu gospodarzem, daj mu wreszcie mówić i pokierować tym spotkaniem.
I tu nastąpił zwrot, którego nawet ja się nie spodziewałem, bo Szef odpowiedział jakże parlamentarnymi słowami:
-Zamknij się pedale.
U. Nie wiem czy jesteście sobie w stanie wyobrazić jaka niezręczna cisza zapadła, nie wiem czy jesteście sobie w stanie wyobrazić jak gwałtowne procesy myślowe wybiły na twarzy naszego gospodarza, który po 3 tygodniach na stanowisku już musi w tym cyrku brać udział, ani czy jesteście sobie w stanie wyobrazić minę protokolantki, która była w ogóle spoza “ekipy”, ani nawet piekła, jakie później się rozpętało. Ale możecie próbować.
Mi było wstyd jak cholera, ale wiedziony doświadczeniem szybko wymieniłem parę porozumiewawczych min z kolegami wkoło, żeby minimalizować ilość rzuconego przez Szefa gówna, które mogłoby się do mnie przylepić. Nowy Dziad nie ma jeszcze takich doświadczeń i był pierwszy raz na jakimkolwiek spotkaniu z Szefem, więc buraka jakiego miała na twarzy nie dało się nijak ukryć. I tylko po wyjściu jak Szefa nie było akurat w pobliżu spytała:
-Z nim zawsze taki wstyd wychodzić?
-Zawsze.

czwartek, 7 grudnia 2017

Dzień dwieście sześćdziesiąty siódmy- parufa.

Dryń, dryń, dryń.
-Wydział, słucham? -spytałem grzecznie.
-Dzień dobry panie Młody, pamięta mnie pan?
Niestety, pamiętałem. Szczerze liczyłem, że facet nie zadzwoni. Sprawa ciągnie się od lutego i wstrzymaliśmy ją na prośbę samego dzwoniącego, od którego chcieliśmy kupić parę rzeczy. W trakcie ustalania szczegółów stwierdził, że chce trochę lepiej wszystko przygotować bo to też będzie świadczyło o jego firmie, więc odezwie się później. Odezwał się, w grudniu. Gdzie cały budżet już właściwie trzeba domykać, a babki z finansów zmieniają się w pieprzone behemoty pragnące Cię zmiażdżyć, gdy usłyszą “o takiej tam fakturce”.
-Panie złoty, przerzućmy to już na nowy rok, hm? Nowy rok, nowy ja, nowy budżet.
-Ok, ok, zadzwonię do księgowych i się odezwę.
No, sprawa załatwiona. Szczególnie, że mam akurat pierdyliard innych spraw. A no właśnie, czas chwycić za telefon.
-Dzień dobry, Młody z tej strony, dobrzy słyszeć panią, pani Krysiu z Wysokiego Urzędu, jak zdrowie?
-A dziękuję, dobrze, dobrze. Co się stało?
No wyczuła. Nie dziwne, dzwonię do niej rzadziej niż raz w roku, tylko z problemami.
-Ta umowa na wsparcie materiałowe, które nam przysłaliście…
-Tak, tak…
-Te, które chcieliśmy przekazać potrzebującym…
-Tak, tak, pamiętam.
-No, to widzi pani, mam takie pytanie. Czemu zapisaliście w niej, że nie możemy przekazywać ich osobom trzecim? Przecież to kompletnie przeczy całemu celowi tej akcji…
-Hm… No tak, poszło gotowcem z automatu. Sorry.
-To co z tym robimy?
-Niech pan spyta swojego radcę prawnego. Aha i osoba, która ją podpisuje z naszej strony jest na urlopie, ciao.
No trudno, sprawę się załatwi. Już chcę się za nią brać, gdy Szef wyległ ze swojej pieczary.
-Zajęty jesteś?
-Tak.
-To zostaw to, są ważniejsze rzeczy. Jutro jest kontrola, nie?
-No tak mówiłeś, 3 tygodnie temu. I dzwonili od kontrolującego tydzień temu.
-No, właśnie. To ten plan tutaj jest nie aktualizowany od 2 lat i tak jakby się nie zgadza, mógłbyś go przerobić? Możesz sobie ode mnie skopiować pliki z rysunkami pięter, mam otwarte na pulpicie.
Kuźwa… No nic, biorę je i bawię się w GIMPie w dorabianie jakichś brakujących oznaczeń i innych wg jego rysunków. Dobra godzinka, dwie i mam gotowe. Wreszcie poszedłem do radcy, pogadaliśmy, pomyśleliśmy, stwierdziliśmy naukowo, że trzeba by zmienić jeden zapis na pierwszej stronie, ta z podpisami mogłaby zostać, podesłali by mailem, druk, autograf. Wracam.
-Słuchaj Młody, sorry…
-Za co Szefie?
-Te plany, które ci dałem, to była jakaś stara wersja i tam więcej braków niż kazałem ci dorobić, ale już znalazłem nowe, weź zrób od nowa…
Usiadłem, myślę, wpierw zadzwonię do Krysi…
-Pani Krysiu…
-No witam Młody, masz na mailu poprawioną pierwszą stronę umowy, sobie wydrukuj.
-Ale… Tzn. to ok, miałem właśnie pani o tym mówić, bo specjalnie poszedłem do radcy i stałem w kolejce do niego, żeby… Eh, nie ważne.
Ja pieprzę, no nic, biorę się za nowe plany, w trakcie których znów odbieram telefon.
-Witam, witam panie Młody, poznaje pan?
-Tak, poznaję, już pan rozmawiał z księgowymi?
-Tak. Musimy się rozliczyć do końca grudnia, więc fakturka niedługo pójdzie. Do usłyszenia!
No tak, to jest ten dzień. Nic w nim nie może pójść dobrze. Choć te plany przerobię na tip-top.
-Młody, młody!
-Co jest Szefie?
-Zrobiłeś już te plany?
-Kończę.
-To nie kończ, bo zapomniałem poprawić na nich drugiego skrzydła!
OK. Już mi dziś wszystko jedno.