"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 14 grudnia 2017

Dzień dwieście sześćdziesiąty ósmy- w którym zatrzymała się Ziemia.

Nowy Dziad zawodzi mnie. Na całej linii. Tak bardzo, że ciągle nie mam ksywy dla niej. Nie pod względem pracy, bo tu jest zajebiście. Tak jak pod względem towarzyskim. Wreszcie nie mam tych woni kiszonej kapusty i niekończących się rozmów o uprawie rzodkiewki. Ale przez to nie dostarcza lolcontentu. Za to Szef… Szef… Ten to zaczął szaleć niemal za dwóch.
W konkursie, o którym Wam jakiś czas temu pisałem, a w którym niestety wystartować i awansować nie mogłem, ostatecznie wyłoniono zwycięzcę. Gratuluję, trochę przez zaciśnięte zęby, ale mimo wszystko. Jako, że nowy człowiek musi z nami współpracować (kolejna ksywa do wymyślenia…), to prędzej czy później musiał zaprosić na wieczorek zapoznawczy. Ten nastąpił właśnie niedawno i był raczej porankiem niż wieczorem. Do tego powiązanym z omawianiem tematów bieżących, ale to dobrze. Facet przynajmniej mógł nakreślić wizję jaką ma, a jest całkiem pozytywna. Wiążę z nim pewne nadzieje, szczególnie gdy zaczął mówić o eliminacji obiegu dokumentów za pomocą faksu i technicznej współpracy z Facebookiem w różnych zakresach. Wreszcie ktoś sensowny, trzymam kciuki za te plany, choć nieoczekiwane wydarzenia mogą je pokrzyżować. M.in. jeden facet z Urzędy Gminy w Koziedupie Dolnej zaczął wyrażać swoją niechęć do ewolucyjnych zmian. Widząc, że nowy dyrektor nie chce na pierwszym spotkaniu wdawać się w głębokie polemiki, to sam postanowiłem się trochę posprzeczać:
-Ale to są dobre pomysły. Potrzebujemy trochę czasu na wdrożenie, jednak koszty będą zerowe i ułatwi nam już teraz sporo pracy. Jak zdobędziemy trochę finansowania to będziemy mogli iść jeszcze dalej i jeszcze nowsze rozwiązania adaptować.
-No tak, może i tak, ale jednak wolałbym, żebyśmy zostali przy aktualnych rozwiązaniach, sprawdzonych, łatwych.
-Ok. Ale te też są łatwe, co niby w nich jest trudnego i jest jakąś przeszkodą?
-Noooo… bo to trzeba by to ustawiać, się tym zająć, nauczyć…
-Tak, ale to jest twoja praca.
-Oczywiście, ale mam też inne zajęcia w urzędzie… jesteśmy małym urzędem.
-Obiło mi się o uszy, ale jak małym? Na bank coś tam wygospodarujecie.
-Pracuje u nas 9 osób. Łącznie z wójtem…
WOW. WOW. Co? Serio gminy? Serio są gdzieś takie mikrusy? Jak w ogóle są w stanie funkcjonować? Nie wiem, to przekracza moje zdolności pojmowania szczególnie, że tylko w moim wydziale średnio siedzi tyle co połowa całego tamtego urzędu, a mój Urząd liczy z 2-3 razy więcej samych wydziałów niż oni mają pracowników…
Ale nie to było najbardziej szokującym i niepojmowalnym wydarzeniem całego tego spotkania. O nie, ten przywilej całkowicie przywłaszczyć sobie postanowił Szef. Od samego początku jego głośna postać starała się dominować to spotkanie swoją grubiańsko głośną postacią. Nie było to trudne, mało kto ma ochotę się z nim przekrzykiwać czy licytować na chamstwo. Jednak z czasem zaczynało to być coraz bardziej irytujące. Po fali odejść i emerytur Szef niestety jest najstarszy stażem, choć niekoniecznie najwyższy stopniem, ale to mu akurat nie przeszkadza, żeby wszędzie się wcinać, wszystkim przerywać, powtarzać się w kółko, jakby był u siebie, a reszta miała go słuchać. To o tyle słabe, że witający się z nami nie ma możliwości wyartykułować jednej myśli w całości, a przez to jasno wytłumaczyć o co mu chodzi. I tak wreszcie zaczęło to być niezwykle irytujące i jeden z obecnych postanowił wyartykułować irytację wszystkich.
-Szef, ale nie jesteś tu gospodarzem, daj mu wreszcie mówić i pokierować tym spotkaniem.
I tu nastąpił zwrot, którego nawet ja się nie spodziewałem, bo Szef odpowiedział jakże parlamentarnymi słowami:
-Zamknij się pedale.
U. Nie wiem czy jesteście sobie w stanie wyobrazić jaka niezręczna cisza zapadła, nie wiem czy jesteście sobie w stanie wyobrazić jak gwałtowne procesy myślowe wybiły na twarzy naszego gospodarza, który po 3 tygodniach na stanowisku już musi w tym cyrku brać udział, ani czy jesteście sobie w stanie wyobrazić minę protokolantki, która była w ogóle spoza “ekipy”, ani nawet piekła, jakie później się rozpętało. Ale możecie próbować.
Mi było wstyd jak cholera, ale wiedziony doświadczeniem szybko wymieniłem parę porozumiewawczych min z kolegami wkoło, żeby minimalizować ilość rzuconego przez Szefa gówna, które mogłoby się do mnie przylepić. Nowy Dziad nie ma jeszcze takich doświadczeń i był pierwszy raz na jakimkolwiek spotkaniu z Szefem, więc buraka jakiego miała na twarzy nie dało się nijak ukryć. I tylko po wyjściu jak Szefa nie było akurat w pobliżu spytała:
-Z nim zawsze taki wstyd wychodzić?
-Zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz