"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 7 kwietnia 2022

Dzień dwieście dziewięćdziesiąty szósty - elektromobilność.

Pamiętacie, że mieliśmy mieć milion aut elektrycznych? Ja mam już ich szesnaście i pomału kończy mi się miejsce pod każdym z moich mieszkań z tego miliona mieszkań, które mieliśmy mieć. Ale ok, kończę z biciem leżącego, czyli nas wszystkich...

Faktem jednak pozostaje, że samochody elektryczne to przyszłość. Sam chętnie bym kupił, no ale praca w Urzędzie nie łączy się z wystarczającym poziomem zarobków. Poziomie, który zresztą akurat żywo dyskutowałem z pracownikami Strefy Płatnego Parkowania siedząc z nimi w palarni.

-Te wynagrodzenia, kto to widział... - zamyślił się Jaś, wgryzając zęby w kanapkę z serem.
-Ej, Młody, a słyszałeś?- zaczął zmieniać temat Janusz, popijając kawę. To niesamowite, ale wszyscy pracownicy Strefy mają imiona zaczynające się na tą samą literę...
-Nie, nie słyszałem, co się dzieje?
-Bambochu upija nam.- wyrzucił Jaś wraz z kawałkami przeżutego chleba z serem.
-Co?
-Samochód kupują nam. -poprawił Janusz.

Temat z samochodem Strefy był dość intensywny. Ich aktualny Strefomobil ma dobre dwadzieścia lat i moglibyśmy go nazwać starym, gdyby nie to, że wymieniono w nim chyba już wszystko co się psuło. Czyli wszystko... Ostatnio, a więc parę tygodni temu, wymieniono koło. Miało ono taką czelność, że w czasie pokonywania przez chłopaków ronda po prostu wzięło i odpadło od wozu. Prawdopodobnie z głodu, bo kierując się siłą pędu wpadło w lokalny przybytek kuchni tureckiej. Żadnej osobie, budynkowi oraz kebabowi na szczęście nic się nie stało. Wydarzenie to jednak zmusiło nawet moje szefostwo do poczynienia inwestycji w Urząd. Jak tak dalej pójdzie, może pożegnam się z moją igłową drukarką w biurze...

-O, serio? To świetnie.
-Serio. I wiesz jaki? ELEKTRYCZNY.

Co prawda nie miała to być Tesla (która nie płaci mi za promocję, a mogłaby...), a Skoda (również nie płaci, a skoda), ale mimo wszystko im pogratulowałem. Jako miłośnik elektryków nie mogę chyba znaleźć wielu lepszych zastosowań niż samochód dla Strefy Płatnego Parkowania, który cały swój żywot spędzi jeżdżąc tylko i wyłącznie po mieście. Aż byłem w szoku, że Urząd mógł wymyślić coś sensownego i nowoczesnego. Dosłownie nie brzmi jak pomysł Urzędu.
Tydzień póżniej przechodzę przez palarnię i widzę, że siedzą chłopaki ze skwaszonymi minami.

-Co się stało piękni panowie?
-Nie kupują nam elektryka.
-Ale jak to?
-Powiedzieliśmy dyrektorowi, że znaleźliśmy samochód i zostawiliśmy mu ofertę. Powiedział, że chyba nas pojebało, że za drogi i w ogóle mamy poszukać jakiegoś używanego.
-Przecież to miało akurat sens, chyba najsensowniejszy pomysł w Urzędzie od lat...
-Chuj. -powiedział Jaś memłając kanapkę z mortadelą. Tym razem Janusz nie musiał mi tłumaczyć.

No nic. Czyli na zachodzie bez zmian. Chujowo, ale stabilnie. Miałem nadzieję, że coś się zmieni, ale może to i dobrze, że ciągle mam nadzieję. Znaczy, nie wszystko we mnie jeszcze umarło. Kolejny tydzień minął, gdy ponownie mijałem chłopaków w palarni. Ich miny były jakieś takie... Ni to zadowolone, ni to smutne.

-Co jest?
-Kupują nam elektryka.
-Jednak? Jak to?
-Szef wszystkich Szefów opierdolił dyrektora, że on chce mieć elektryka w Urzędzie i chyba go pojebało, że powiedział, że nas pojebało, że za drogo. Dzięki temu kupujemy.
-To super. Ale czemu tacy niezbyt zadowoleni.
-Nie mamy gdzie go ładować.
-Jak to nie macie?
-Ała uje w gagagu. - wypluł Jaś kawałki, trochę zgaduję, krakowskiej suchej.
-Miało być w garażu - tłumaczy Janusz - chcieliśmy, żeby zamontować nam tam stację do szybkiego ładowania, w ogrzewanym, z dala od deszczu.
-A to czemu nie będzie?
-Szef wszystkich Szefów będzie tam teraz trzymał zepsuty samochód swojego wujka, który miał wypadek. Stary jest, więc nie wiadomo czy z tego wyjdzie, a jeśli to czy będzie dalej jeździł. Więc samochód będzie czekał, jeśli nie to będą go tu naprawiać i sprzedawać, bo zajmie się tym Szef wszystkich Szefów, a mu nie chce się jeździć z tym po mieście.

poniedziałek, 4 kwietnia 2022

Dzień dwieście dziewięćdziesiąty piąty - usprawiedliwienie.

Ostatnią notkę dodałem prawie dokładnie 3 lata temu, 28 marca 2019 r. Chyba wszystkim tym, którzy jeszcze pamiętają ten blog należy się trochę wyjaśnień co się działo, dzieje i dziać będzie. I pewnie w tej kolejności pojedziemy.


Co się działo.

Działo się źle. Bloga zacząłem pisać jako swoisty detoks od Urzędu, ale z czasem stał się kolejną porcją trucizny. Dla Was może dającą jakąś rozrywkę, ale dla mnie będącą kolejnym kamieniem u szyi. Absolutnie nie byłem w stanie tego kontynuować, szczególnie wiedząc, że ciągle zapadam się głębiej i głębiej w ten syf.

Rady żebym to rzucił były spoko, ale to nie znaczy, że były łatwe w realizacji. To co Wy widzicie, to tylko wycinek wycinku mojego życia. Wiele rzeczy musiałem zrobić, żeby w ogóle móc zacząć coś robić w kierunku zmiany pracy. I to właśnie robiłem przez ostatnie ponad 2 lata przetykane COVID i "przyjaznym" sąsiedztwem Rosji.


Co się dzieje.

Dzieje się tyle, że rzuciłem papierami Szefowi wszystkich Szefów i za porozumieniem stron, gdy czytacie te słowa od paru dni, nie jestem już urzędnikiem. Dwa lata, o których pisałem wyżej zaprocentowały i właściwie od razu przechodzę do innej pracy, w zupełnie innym sektorze gospodarki, z zupełnie innymi warunkami pracy i otaczającymi mnie ludźmi. Raczej nie będę o tym pisał zbyt wiele, a właściwie nic.


Co dziać się będzie.

W sposób oczywisty ilość nowinek z Urzędu od teraz jest ograniczona. Ale z drugiej strony, minęły trzy lata od kiedy po raz ostatni dla Was pisałem. Historii trochę się zebrało, szczególnie ostatnie miesiące w nie obfitowały. Chciałbym je dla Was opisać. Z paru powodów. Przede wszystkim będzie to dla mnie detoks. Teraz już mogę swobodnie się z tego śmiać, ta część mojego życia jest szczęśliwie za mną. Następnie uważam, że ten blog jednak zasługuje na jakieś normalne zakończenie. Nie miejcie wątpliwości- ten koniec definitywnie nastąpi, bo faktycznie nie ściemniałem Wam za dużo w notkach i tak jak nie pracuję już w Urzędzie, tak ilość urzędowych odlotów jest liczbą skończoną. A ostatecznie noszę się z luźnym pomysłem, żeby zrobić z tego bloga książkę. Już w czasie blogowania moi znajomi kręcący się wokół rynku wydawniczego sugerowali ten krok, może warto byłoby postawić kropkę w ten sposób? Na pewno nie usłyszycie o niej ponownie dopóki nie będzie gotowa, lub prawie gotowa.

Nie będę też obiecywał gruszek na wierzbie, z systematycznością notek zawsze był u mnie problem, ale na pewno się pojawią. Muszę tylko odświeżyć sobie na czym skończyłem i od którego miejsca zacząć pisać dalej. Właśnie nad tym siedzę, więc nowej notki, takiej już konkretnie urzędowej, możecie się spodziewać niedługo.