"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

środa, 22 czerwca 2022

Dzień dwieście dziewięćdziesiąty siódmy - śmieciarka.

Wierzcie mi lub nie, ale za kółkiem zmieniam się w potwora. Szokuje mnie to niezmiernie, bo jestem bardzo spokojnym człowiekiem. Bardzo spokojnym. Moglibyście się mi zrzygać na buty i pewnie nie zobaczylibyście nawet drobnej zmiany w mojej mimice. Wbrew pozorom to nie jest dobra cecha.

Ale gdy wsiadam do samochodu przechodzę metamorfozę. Myślałem o tym stojąc w korku za śmieciarką, szczególnie, że dziwnie mi to nie przeszkadzało. Stałem trzy minuty, przejeżdżałem pięć metrów i znów czekałem aż śmieci zostaną załadowane do śmieciarki i będziemy mogli podjechać do kolejnych drzwi tej jednokierunkowej drogi. A mimo to jestem oazą spokoju. I chyba nawet wiem dlaczego. Akurat jestem w podróży służbowej z powrotem do Urzędu.

Jakiś czas temu zaczął się COVID i całkiem niedawno doszło do sytuacji, od której moja chęć do pracy spadła do wartości nieistniejących. Choć zapewne i ja i Wy nie podejrzewaliśmy, że jest to możliwe. Do tego jeszcze wrócimy w postaci retrospektywy. Na razie jesteśmy tu i teraz, powoli dojeżdżając do parkingu Urzędu.

Zaparkowałem jak zawsze gdy biorę wóz do roboty na parkingu publicznym, bo na ten urzędowy dostęp mają tylko nieliczni wybrani według klucza prywatnych koneksji i znajomości. Wchodzę na podwórze i witam się z Szefem wszystkich Szefów mijając go na parkingu. Coś mi jednak nie pasowało i zaprzątało mój zmęczony umysł.

-Ej -kulturalnie zagadałem dziewczyny w Biurze Podawczym- czy przypadkiem Szef wszystkich Szefów nie jest pozytywny?
-No jest, a co?

Właśnie, to mnie męczyło. Przecież od dwóch dni jest na kwarantannie po pozytywnym wyniku wymazu. Na kwarantannie jest też jego zastępca, z którym miał codzienne narady i jedna z dwóch sekretarek. Druga ciągle w pracy, tak jak Sekretarz tego całego cyrku, który też w tych naradach uczestniczył. Akurat Sekretarza rozumiem trochę czemu nie zgłosili do Sanepidu - rowerek by się wywalił, jakby totalnie wszystkie osoby decyzyjne zostały wycięte w tym samym momencie na tydzień-dwa. Te same osoby decyzyjne, które jakieś dwa tygodnie wcześniej totalnie wyśmiały moją propozycję, żeby kluczowe pozycje w Urzędzie pracowały w trybie wymiennym bez kontaktu ze sobą. Ale czemu sekretarka?

Tą tajemnicę szybko rozwikłałem dzięki swoim wyjątkowym umiejętnością detektywistycznym i ogromnym zaufaniu jakim się cieszę. Po prostu buduje dom i powiedziała Szefowi wszystkich Szefów, żeby jej nie podawał bo nie będzie mogła jeździć kontrolować postępów. Tak więc po prostu pro-forma unikałem obu szerokim łukiem. Ale czemu Szef wszystkich Szefów jest dziś?

-Ale czemu Szef wszystkich Szefów jest dziś? -wyraziłem na głos swoją zagadkę.
-Pewnie przyjechał śmieci wywieźć.
-Co?
-Śmieci.

Dalsze śledztwo trwało jakieś dwa miesiące pilnych obserwacji i o raju. Faktycznie przez te wszystkie lata nie zauważyłem, że Szef wszystkich Szefów faktycznie regularnie przywozi śmieci do Urzędu i wywala do naszych kubłów, żeby przypadkiem nie płacić za wysokich opłat za wywóz śmieci. Opłat, których stawkę sam ustalał...

-CASED CLOSED-