"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 31 maja 2018

Dzień dwieście osiemdziesiąty trzeci- szala la, szala la, mydełko fa.

Dzisiaj notka nie o Urzędzie choć urzędowa, więc mam trochę problem z numeracją… No nie ważne, przejdźmy do meritum. A meritum jest takie, że po pracy tutaj mam kilka spostrzeżeń, którymi mógłbym się podzielić ze wszystkimi, którzy może zaczną pracę w urzędzie, lub już pracują a jeszcze tego nie dostrzegli. I wyjątkowo nie będę pisał o porzuceniu marzeń o dobrych zarobkach czy przyjaznym miejscu pracy. Nie, dziś zajmę się bardziej przyziemnymi rzeczami.
Każde biuro, do którego traficie, będzie wyposażone w podstawowy zestaw utensyliów- łyżki, kubki, jakieś noże, szklanki… Nie korzystajcie z nich. Serio, nie róbcie tego. Poziom ich czystości jest daleki od idealnego. Co jest też powodem, że każdy ma swój kubek, a często i sztućce i Wy też powinniście mieć. Swoje własne, nikomu nie wydawane, nie pożyczane. Ja mam po prostu zwykły kubek i niezbędnik Spork od Light My Fire. Oba trzymam w swoim biurku, sam je używam, sam je myję.
To bardzo ważne- sam je myję. Nikt inny. W niektórych z naszych biur (mimo wyraźnego zakazu z góry) urzędnicy wykorzystują do zmywania naczyń sprzątaczki. Ja już widziałem sprzątaczkę wpierw czyszczącą kibel, a potem w tych samych rękawiczkach zmywającą kubki. Zawsze myjcie sami.
Problem zaczyna się, gdy idziecie gdzieś indziej na kawkę. W innym biurze na 99% dostaniecie kubek dla gości, a jakich gości mamy w Urzędzie zaraz przeczytacie. I tutaj zaczyna się ekwilibrystyka- albo nie będziecie pili, albo będziecie odwiedzać tylko te biura, w których wiecie, że to wszystko jest myte (u nas niektórzy mają ten luksus, że posiadają zmywarki…), albo zaopatrzycie się w kubek termiczny zamiast zwykłego i z nim i własną kawą pójdziecie do innych.
Powód tak mocnego pilnowania swoich rzeczy jest bardzo prosty. Nie wyobrażacie sobie (no może wyobrażacie) jacy ludzie codziennie przychodzą do urzędów. Dlatego też nie radzę siadać gdy czekacie w kolejce na korytarzu i widzicie, że są krzesła/ławki pokryte jakąkolwiek tkaniną, gąbką, czymkolwiek co nie jest gołym plastikiem/metalem. Wierzcie lub nie, ale widziałem już wystarczającą ilość meneli drzemiących sobie na nich i w tym samym czasie tracących kontrolę nad pęcherzem.
Albo długo nie zapomnę babci wchodzącej do Urzędu przede mną. A przynajmniej jej ropiejącej i oczywiście nie opatrzonej w jakikolwiek sposób rany na dłoni. Dlatego jeśli tylko możecie nie używajcie klamek w urzędach. Drzwi są uchylone? Otwierajcie je nie trzymając za klamkę. Dziennie setki, czy tysiące osób za nie chwytają, a wymienionych wcześniej meneli czy babć jest aż nadto. A ponieważ nie zawsze da się użyć drzwi nie korzystając z klamki, to kolejną rzeczą niezbędną na stanowisku pracy jest żel antybakteryjny. Po każdej eskapadzie po biurach przynajmniej porządnie umyjcie ręce.
Kolejną bombą biologiczną są kible. U nas długi czas wszystkie były ogólnodostępne. Ja miałem ten komfort, że zawsze pracowałem w biurach ulokowanych mocno poza głównym nurtem, a dodatkowo kible do nich przypisane nie były opisane. W pozostałych… armagedon. Co tam się nie działo? Chyba wszystko, łącznie z robieniem sobie przez okolicznych alkoholików przyjemnej meliny, szczególnie zimą. Papier, ręczniki, mydło- to ginęło całymi tonami. Ja rozumiem wiele, ale kraść papier toaletowy? W końcu wszystkie zostały zamknięte na odwiedzających poza jednym, strefa mroku tym samym została ograniczona do jednego pomieszczenia. Fun fact- jeśli chcecie z tego przybytku skorzystać, musicie wziąć klucz w biurze podawczym. Wziąć osobiście, nikt z urzędników w życiu go nie dotknie żeby Wam podać. Jak już będziecie ostro srali ogniem, żeby jednak podali, to zrobią to całą tacką całkowicie unikając kontaktu z tym kluczem jakby był rozgrzany do czerwoności.
Ergo- wydaje mi się, że niewiele jest brudniejszych miejsc od urzędów. Pamiętajcie o tym. Ja po tych wszystkich widokach myję lub wycieram ręce żelem średnio 20 razy dziennie. Niby częste mycie skraca życie, ale serio. Ta babcia z ropiejącą dłonią przelała moją czarę goryczy.

czwartek, 24 maja 2018

Dzień dwieście osiemdziesiąty drugi- bzzt.

Jeśli myślicie, że temat maili się skończył, to jesteście w błędzie. Szef wreszcie postanowił się zalogować do swojej skrzynki. Choć oczywiście nie mogło się obyć bez problemów. Więc po ogłoszeniu wszem i wobec, że zamierza uczynić tą jakże istotną czynność usiadł przy swoim biurku i zaczął stukać. Teoretycznie nie powinno być to problematyczne- ma kartkę z wydrukowanym adresem i hasłem- wystarczy przepisać. To jednak z jakichś powodów okazuje się być trudniejsze niż być powinno, o czym dobitnie świadczy marudzenie Szefa pod nosem. Zawsze tak robi licząc, że ktoś się zainteresuje co źle idzie i go zapyta. Ja wtedy celowo go ignoruję. Dobrego dnia to i z pół godziny się uda przetrzymać, a dziś był dobry dzień. Wreszcie więc nie wytrzymał i zawołał mnie do siebie, bo nie może się zalogować na urzędową pocztę.
Ja jestem takim typem człowieka, że jeszcze zanim zwlekę tyłek z krzesła mam opracowany cały plan co z tym fantem zrobić, co i dlaczego mogło pójść nie tak i jak to naprawić. I tak, ze wszystkim tak robię, nie inaczej więc mogło być w tym momencie. Co więc idzie źle? Albo źle wpisuje swój login, albo co bardziej prawdopodobne losowo wygenerowane hasło złożone z liter wielkich i małych oraz cyfr. Mógł przypadkowo zmienić układ klawiatury. No więcej możliwości w tej chwili nie widzę, może Wy coś jeszcze sobie wymyślicie czytając to.
Czegokolwiek jednak bym nie wykombinował, czy wykombinowalibyście Wy, jestem niemal pewien, że nie odgadliście faktycznej natury problemu. Natury, która uderzyła mnie od samego przekroczenia progu biura Szefa, wystarczyło jedno spojrzenie na monitor. Od razu przestałem się dziwić problemom z logowaniem. Czego innego by się spodziewać, jeśli Szef próbuje się zalogować na urzędowy mail przez Onet?
Tak, dobrze czytacie. Na urzędowy mail, do naszej domeny, próbuje się zalogować przez logowanie do poczty Onetu… To jest tak abstrakcyjne, że mam ochotę powtórzyć to raz jeszcze, ale myślę że zrozumieliście najdalej za drugim razem. Wszystko mógłbym wymyślić, ale widać są pewne poziomy głupoty które są dla mnie niewyobrażalne.
Skąd się bierze ułomność technologiczna Szefa? Na pewno z jego głupoty. Jest młodszy od moich rodziców, a moja matka śmiga po Fejsie i Instagramie, z kolei ojca biurko przypomina stanowisko kierowania Gwiezdnej Floty bo zza monitorów już właściwie tego biurka nie widać. Tymczasem na szkoleniu z używania defibrylatora AED Szef wdał się w długą kłótnię z prowadzącym, jakie to nie jest bezsensowne bo przecież tylko ludzie tracą czas, a i tak nie umieją obsłużyć. Jeśli nie mieliście nigdy do czynienia z takim urządzeniem to dam Wam właściwie kompletną instrukcję obsługi- otwieracie skrzynkę, wyciągacie defibrylator, bierzecie elektrody (w tym momencie defibrylator zaczyna mówić co macie robić), przyklejacie jedną do klatki, drugą po przeciwnej stronie ciała na boku, jeśli reanimujecie niedźwiedzia to wcześniej golicie miejsce przyklejenia dołączoną do zestawu golarką. Od tego momentu defibrylator robi wszystko sam i gdy jest potrzeba strzelić delikwenta, to Wam mówi, żebyście wcisnęli wielki, żółty, mrugający przycisk. Tyle. Szef nie umie.

czwartek, 10 maja 2018

Dzień dwieście osiemdziesiąty pierwszy- I bless the rains down in Africa.

Jeden telefon. Ok. Dwa telefony. Ok. Trzy telefony. Jakoś daję radę. Czwarty. Bierze mnie kurwica.
Nie wiem, z pewną regularnością rozmyślam, kto i kiedy wymyślił adres naszego Urzędowego, czy raczej wydziałowego, maila. Musiał to być jakiś kompletny idiota, co akurat mnie nie dziwi. Bardziej dziwi mnie, czemu jeszcze się tym nie zająłem, żeby go zmienić. Pewnie dlatego, że jesteśmy tak zacofani, że maila prawie się u nas nie używa. Ale gdy już trzeba i za każdym razem powtarzać go ponownie zaczyna być to niesamowicie wkurzające.
Brzmi on mniej więcej tak wsdfkrrd-małpa-dalejwszystkonormalnie.pl Co sprytniejsi pewnie już się domyślili, że skoro zaczyna się od W to jest to po prostu skrót od przydługawej nazwy mojego wydziału. Może teoretycznie ma to jakiś sens, ale w codziennej praktyce każda rozmowa wygląda tak:
-Może poda mi pan maila?
-Może nie?
-No niech pan poda.
-wsdfkrrd.
-Słucham?
-wsdfkrrd.
-E…
-W-S-D-F-K-R-R-D
-Co?
-Wojtek-Sylwia-Dorota-Franek-Kasia-Roman-Roman-Dorota.
-...
Więc po piątym telefonie po prostu wstałem i poszedłem do informatyków.
-Musimy mieć nowego maila, z tym nie da się pracować.
-Czemu?
-wsdfkrrd.
-No, i?
-WSDFKRRD kurwa mać, sam sobie to dyktuj każdemu dzwoniącemu parówo!
-Nie widzę problemu, ale ok. Tylko nie ja się tym zajmuję.
No tak, ale pokłapać gębą to zawsze jest komu. Kolejne pół dnia chodziłem za kolesiem, który się tym zajmuje. A gdy go wreszcie dorwałem dowiedziałem się, że już odchodzimy od polityki, w której są maile wydziałowe. Teraz każdy ma własny. O jak dobrze, o jak miło. Od razu poproszę dla wszystkich. No to lecimy z koksem.
-Jaki chcesz mieć adres?
-No nie wiem, a jaka jest polityka ich nadawania?
-Nie ma żadnej.
Faktycznie. Patrzę na listę maili ludzi z mojego Urzędu i widzę adresy we wszelkich możliwych konfiguracjach. ImięN, INazwisko, ImięNaziwsko, ImięNazwiskoWydział. Burdel totalny.
-Wiesz co? Po prostu INazwisko. A stary zostaw i zrób przekierowanie na mój.
Stary niestety musi zostać, jest w zbyt dużej ilości planów, żeby chciało mi się każdy teraz aktualizować. Grunt, że mam już cywilizowany adres i to swój, więc wszystko jest tip-top.
No prawie wszystko, został w końcu jeszcze Szef.
-Ale stary zostaje?
-Tak Szefie, zostaje. Ale mamy teraz każdy swój.
-No to dobrze, że pomyśleli żeby przesyłać sobie wewnątrz Urzędu.
-...co? Do wewnątrz mamy NAS (którego nota bene od roku nie nauczył się używać), to jest do kontaktu głównie na zewnątrz.
-Nie, nie. To nie jest wystarczająco poważne. Musi wychodzić z wsdfkrrd, żeby się nie śmiali.
-Co do… Albo nie ważne. Ja od dziś używam mojego…
-Ale…
-Nie obchodzi mnie to. Używam swojego.