"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 24 maja 2018

Dzień dwieście osiemdziesiąty drugi- bzzt.

Jeśli myślicie, że temat maili się skończył, to jesteście w błędzie. Szef wreszcie postanowił się zalogować do swojej skrzynki. Choć oczywiście nie mogło się obyć bez problemów. Więc po ogłoszeniu wszem i wobec, że zamierza uczynić tą jakże istotną czynność usiadł przy swoim biurku i zaczął stukać. Teoretycznie nie powinno być to problematyczne- ma kartkę z wydrukowanym adresem i hasłem- wystarczy przepisać. To jednak z jakichś powodów okazuje się być trudniejsze niż być powinno, o czym dobitnie świadczy marudzenie Szefa pod nosem. Zawsze tak robi licząc, że ktoś się zainteresuje co źle idzie i go zapyta. Ja wtedy celowo go ignoruję. Dobrego dnia to i z pół godziny się uda przetrzymać, a dziś był dobry dzień. Wreszcie więc nie wytrzymał i zawołał mnie do siebie, bo nie może się zalogować na urzędową pocztę.
Ja jestem takim typem człowieka, że jeszcze zanim zwlekę tyłek z krzesła mam opracowany cały plan co z tym fantem zrobić, co i dlaczego mogło pójść nie tak i jak to naprawić. I tak, ze wszystkim tak robię, nie inaczej więc mogło być w tym momencie. Co więc idzie źle? Albo źle wpisuje swój login, albo co bardziej prawdopodobne losowo wygenerowane hasło złożone z liter wielkich i małych oraz cyfr. Mógł przypadkowo zmienić układ klawiatury. No więcej możliwości w tej chwili nie widzę, może Wy coś jeszcze sobie wymyślicie czytając to.
Czegokolwiek jednak bym nie wykombinował, czy wykombinowalibyście Wy, jestem niemal pewien, że nie odgadliście faktycznej natury problemu. Natury, która uderzyła mnie od samego przekroczenia progu biura Szefa, wystarczyło jedno spojrzenie na monitor. Od razu przestałem się dziwić problemom z logowaniem. Czego innego by się spodziewać, jeśli Szef próbuje się zalogować na urzędowy mail przez Onet?
Tak, dobrze czytacie. Na urzędowy mail, do naszej domeny, próbuje się zalogować przez logowanie do poczty Onetu… To jest tak abstrakcyjne, że mam ochotę powtórzyć to raz jeszcze, ale myślę że zrozumieliście najdalej za drugim razem. Wszystko mógłbym wymyślić, ale widać są pewne poziomy głupoty które są dla mnie niewyobrażalne.
Skąd się bierze ułomność technologiczna Szefa? Na pewno z jego głupoty. Jest młodszy od moich rodziców, a moja matka śmiga po Fejsie i Instagramie, z kolei ojca biurko przypomina stanowisko kierowania Gwiezdnej Floty bo zza monitorów już właściwie tego biurka nie widać. Tymczasem na szkoleniu z używania defibrylatora AED Szef wdał się w długą kłótnię z prowadzącym, jakie to nie jest bezsensowne bo przecież tylko ludzie tracą czas, a i tak nie umieją obsłużyć. Jeśli nie mieliście nigdy do czynienia z takim urządzeniem to dam Wam właściwie kompletną instrukcję obsługi- otwieracie skrzynkę, wyciągacie defibrylator, bierzecie elektrody (w tym momencie defibrylator zaczyna mówić co macie robić), przyklejacie jedną do klatki, drugą po przeciwnej stronie ciała na boku, jeśli reanimujecie niedźwiedzia to wcześniej golicie miejsce przyklejenia dołączoną do zestawu golarką. Od tego momentu defibrylator robi wszystko sam i gdy jest potrzeba strzelić delikwenta, to Wam mówi, żebyście wcisnęli wielki, żółty, mrugający przycisk. Tyle. Szef nie umie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz