"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 25 października 2018

Dzień dwieście dziewięćdziesiąty pierwszy- wOOw.

Dłuższy czas nie nadawałem, a to dlatego że dzieje się sporo w robocie i niekoniecznie pozytywnych rzeczy. Np. wybory, nieroztropnie się zgłosiłem do obsługi komisji- miało być szybko, łatwo i przyjemnie, nie było szybko, nie było łatwo i nie było przyjemnie. Ale za to jaki długi dzień się ma, gdy wstaje człowiek o 2 w nocy.
Ale to mało istotne. Wybory bez niespodzianek. Za to u mnie w robocie… No cóż. Nowy Dziad się zwalnia. Nie bezpośrednio przez Szefa, ale dzięki niemu nie będzie tęsknił. Szkoda- mało o nim pisałem, bo nie wpisywał się w mój prześmiewczy, kpiący i szkalujący blog. Po prostu robił robotę i nie jest idiotą. Mówisz co ma zrobić i robi, nawet sam sobie w ustawie doczyta zamiast pytać o wszystko. To tak bardzo… normalne, a z drugiej tak całkowicie obce i nienormalne w Urzędowej rzeczywistości.
No i zaczęła się karuzela tego, kto na jego miejsce. Pisałem jakiś czas temu o jednym kandydacie. O nim przycichło, wygryzł go inny, właściwie inna. Skąd się wzięła nawet pisać mi się nie chce, bo jest idealne kopiuj-wklej z historii poprzedniego kandydata. Występują jednak zasadnicze różnice między nimi. Kopia mojego Szefa jest niewiele od niego młodsza i poznałem go już wcześniej jak był na praktykach w moim Wydziale jak robił studia. Ona to z kolei całkowite jego przeciwieństwo- młoda laska, przez którą dzisiejszy tytuł zapisałem w taki, a nie inny sposób.
Początkowo byłem nawet zadowolony. Jest młoda, to kompa i net ogarnie, a to 50% sukcesu. Może nie ma skończonych studiów, ale ja w dwa lata po maturze też ich nie miałem. Do tego dobrze się z nią gada, parę razy byliśmy na jakimś piwie czy kręglach Urzędowych. Mały minusik, że siedząc vis-a-vis musiałbym przeciwstawić swoją siłę woli sile grawitacji dwóch masywnych obiektów.
Tak było początkowo. Potem zaczęły spływać do mnie różne mniej niż bardziej pochlebne informacje. A to kiedyś gadaliśmy o czymś w robocie i powiedziałem, żeby poszukała rozwiązania problemu w BIP-ie, na czym sromotnie poległa nawet po tym, gdy już wskazałem jej dokument, w którym ma szukać. Kiedy indziej na piwie siedzieliśmy bliżej siebie niż dalej i miałem okazję parę godzin posłuchać jej wywodów. Pewnego czasu trafiła na spotkanie, na którym cisnęliśmy w RPG i miała spore problemy z dodawaniem modyfikatorów do wyników rzutu…
Nowy Dziad zawsze gdy wracał temat patrzył na mnie i tajemniczo się uśmiechał. Nigdy nie pytałem o powody, wyszedłem z założenia, że dokładnie wiem, o które dwa powody mu chodzi. Okazuje się, że jest jeszcze trzeci, o którym nie wiedziałem (nie, nie ma siusiaka). Choć słyszałem jakieś plotki tu i tam. Podchodziłem do tego jednak z dużą rezerwą. Młoda, ładna dziewczyna, pewnie stare babsztyle ją obgadują. Nie można wierzyć we wszystko co ludzie mówią gdzieś tam za plecami innych.
-I co, gotowy jesteś na nową koleżankę? -pyta Nowy Dziad.
-W miarę, a czemu?
-No bo wiesz, jaki tam jest problem.
-Głupie gadanie plotkujących bab.
-Ona sama mi to powiedziała.
-Co? Sama ci powiedziała, że nie ma matury?
-Tak.
-...

…---...