Notka trochę specjalna- nawet nie zauważyłem, jak w skrytości niczym Dziad przemykający pod gabinetem Szefa wszystkich Szefów w drodze po jajka minęło 10.000 wejść. Najs. W związku z tym, oraz faktem, że nie zwykliście komentować (i jak wnioskuję czytać komentarzy również), dziś trochę nietypowo.
Jako, że pod ostatnią notką (IMHO mega słabą, którą miałem wątpliwości czy w ogóle wrzucić, a dziwnym trafem zdobyła stosunkowo sporo lajków i nawet komcia) pojawił się, jak dla mnie ciekawy komentarz, który pokazuje to co zauważyłem już jakiś czas temu- że te wszystkie chore jazdy, to nie tylko mój Urząd, a Dziady są praktycznie wszędzie. I dlatego właśnie teraz go tu zamieszczę z [moimi 3 groszami]:
"Czytam Twojego bloga i czasami czuję się jakbym czytała o swojej pracy. Podobne sytuacje-podobne absurdy. Pierwsza praca i taki hardkor. Sądziłam że tyko tak u mnie a jednak tak chyba w większości wygląda praca w urzędzie..[nie w większości- wszędzie, potwierdzone w rozmowach z urzędnikami z różnych części Polski] To co Ciebie bawi, rozśmiesza (a przynajmniej odczytuję to w ten sposób)[niekoniecznie mnie to bawi, ale tak to opowiadam, bo wolę jak ludzie się śmieją, a nie płaczą- kto próbował powstrzymać śmiech gdy opowiadałem o facecie, który koło mnie umarł, ten wie o czym mówię...], mnie doprowadza do szewskiej pasji. Nie potrafię i nie chcę wyluzować, być taka jak cała reszta dookoła- mieć wszystko w d.., udawać uprzejmość, spychać obowiązki na innych. Być zimnym i chamskim. Wymagać, wymagać, wymagać, wrzucać na głęboką wodę bez żadnego przygotowania, pokazania co i jak, wytłumaczenia czy choćby dobrej rady (jedyna rada- 'radź sobie sama')[to jedna z najgorszych rzeczy, będę o niej jeszcze pisał, ale że jestem 15 notek do przodu względem tego co na blogu, to za jakiś czas dopiero]. Marzę o pracy w której będę znała zakres swoich obowiązków a nie była od wszystkiego i o ludziach, którzy są życzliwi dlatego że tego chcą tacy być. W której będzie Normalny i zdrowy przepływ informacji. Czuję się inna bo jakoś nie chcę i nie potrafię się z nimi zintegrować. Dobra kasa[ho ho ho ho ho ho, dobra kasa, ha ha ha ha, dobry żarcik :D] to nie wszystko. Poza 1000 innych absurdów wciąż nie mogę pojąć jak można cały dzień mieć wywalone na wszystko, kawkować się , telefonować lub pudelkować i budzić się 'za pięć dwunasta' z masą super-ekstra ważnych pisemek, którym najpierw trzeba nadać numer, zanieść do podpisu szefa, później skserować, a później przefaksować (poszukaj sobie numery w necie), zaadresować koperty, zwrotki i wypisać w książce nadawczej. No i dymać na pocztę i w kolejce odstać swoje.. Ach no i ciągle uśmieszki i pytania czy tak bardzo lubię pracę że z niej nie wychodzę ze wszystkimi. Albo czy robię nadgodziny. Każdy rzuca papierami na biurko i farewell, a ja ślęczę jak oślica. Od pół roku póki co bezskutecznie szukam innej pracy. Duszę się tu."
-Anonimowy
W celu oderwania się od tego chorego tworu, jakim jest administracja w Polsce, polecam przede wszystkim kierunek północ lub zachód. Jak to głosi stary kawał "tu nie ma co myśleć, tu trzeba spierdalać". Wielkość tej stajni Augiasza każe mi porzucić wszelkie nadzieje, że w perspektywie czasu pokolenia-dwóch będzie tu zupełnie normalnie...