"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 28 sierpnia 2014

Dzień sto trzydziesty trzeci- na górze róże.

Dziś będzie trochę o Górze. W sensie nie o sir Gregorze Clegane, a o urzędach stojących nad moim. To bardzo dobra pozycja dla nich, bo z jednej strony mam ich na głowie, a z drugiej mogę co najwyżej ich w dupę pocałować. Niestety w mojej działce tak to wygląda, że im wyżej tym gorzej. Podejrzewam, że w związku z rozrzedzeniem powietrza wraz ze wzrostem wysokości i związaną z tym mniejszą zawartością tlenu, urzędy na szczytach drabin władzy mają odloty spowodowane niedotlenieniem. Ja z mojego poziomu mam dość ograniczony kontakt z administracyjnymi dołami rozsianymi gdzieś po wsiach, ale choć czasami gdzieś się z nimi spotykam. Wystarczający jednak, żeby wyrobić sobie jakąś oględną wiedzę czego od nich można wymagać (podpowiem- niczego lub mniej). Ale gdy dostaję pismo z Warszawy to zaczynam się gubić- mam śmiać się czy płakać?
Dam Wam prosty przykład- na szczytach wymyślą sobie, że fajnie byłoby mieć bazę danych zawierającą np. spis wszystkich przyczep w Polsce wraz z kompletem danych- kto jest właścicielem, jego dane, dane techniczne przyczepy, wszystko według odpowiednich wzorów, które ktoś tam sobie opracuje z uwzględnieniem nikomu nie znanych wytycznych. To wymyśla wydział X, w którym pracuje 20 osób i wysyła coraz niżej do podobnych wydziałów, aż dotrze to do tego, który zajmuje się w gminie tymi przyczepami. Tylko, że teraz cały urząd liczy 20 osób, a ta konkretna zajmująca się wydziałem X ogarnia jeszcze wydziały Y i Z. To wcale nie jest coś zmyślonego- już na szczeblu województwa pojedyncze wydziały mają więcej pracowników niż niektóre gminy.
I to jeszcze nie jest najlepsza zagrywka Góry. Najlepsze są ich wymogi co do czasu, w którym trzeba przygotować jaśnie państwu odpowiedź. Połowa pism, jakie dostaję, kończy się magicznymi słowami “sprawę proszę potraktować priorytetowo i udzielić odpowiedzi najpóźniej do”. A wszystkie pisane na jeden schemat- data na piśmie piątkowa, mail wysłany w poniedziałek, odpowiedź do środy. Po prostu te dwa dni- sobota i niedziela, muszą być zmarnowane. Nie wiem czy to zwykła złośliwość, czy ci ludzie po prostu nie łączą tego co piszą z czasoprzestrzenią w której żyjemy. W każdym bądź razie- z pisma wynika, że mamy cały tydzień, w rzeczywistości 1 dzień.
Ostatnio mieliśmy jeszcze lepszą sytuację. W Iraku jak wiecie robi się niezły bajzel, więc ministerstwa wymyśliły sobie pomoc humanitarną dla tych regionów i oczywiście pisemko w dół, że teraz szybko dawajcie co macie. Pominę już fakt, że ciągle brakuje kasy, że z własnej inicjatywy pomagamy już humanitarnie Ukrainie (wpadliśmy na ten pomysł przed Putinem), że centrala bardzo hojnie daje nam dodatkowe zadania, ale pieniędzy na ich wykonanie już nie. Jednak przysłanie nam tego pisma w czwartek, godzinę przed końcem roboty i początkiem długiego weekendu, gdy transport lotniczy zorganizowano w niedzielę? Który tytan logistyki wydumał, że w godzinę załatwię mu jakiś pakiet kocy, namiotów czy leków? Pewnie dlatego Hercules o ładowności 20 ton poleciał w ponad połowie pusty.
Dzięki temu jestem między młotem, a kowadłem. Góra nie potrafi zrozumieć, że dół w związku z tym co napisałem wyżej, ma wyjebane. Jedni chcą odpowiedzi w ciągu góra 48h, drudzy w te 48h mogą nawet nie odebrać mojego maila ze wzorem tabeli dla tych przyczep. Prawdziwa historia z jednego spotkania, jednego z nielicznych spotkań Góry z Dołem, które oglądałem jak całkiem niezły kabaret:
Góra: Czemu nie przyniosłeś na spotkanie materiałów, o które prosiliśmy w mailu?!
Dół: A to ja mam maila?
Serio, w tym powyżej nie ma nic zmyślonego. I będziecie w sporym błędzie, jeśli wydaje Wam się, że Dół się tym w ogóle przejmie czy zmiesza. W życiu. Jego urząd ma tak małe możliwości przerobowe w stosunku do zachcianek Góry, że potrzebuje około miesiąca, żeby się ogarnąć z tym. I jego przełożony doskonale o tym wie, więc nagany czy zwolnienia nie musi się bać w najmniejszym stopniu.
Mylicie się też, jeśli uważacie, że Góra orientuje się choć w przepisach. Raz jeden podjąłem złą decyzję napisania do ministerstwa z prośbą o rozstrzygnięcie sporu. Ogółem, żadna fizyka teoretyczna to nie była- całość sprowadzała się do tego, że wystawiłem pismo i zostało ono zatwierdzone 2 tygodnie przed tym, gdy zmieniła się ustawa na podstawie której pismo to tworzyłem. Teraz inny urząd uważał, że powinienem je robić od nowa, a ja uważałem, że zostało wydane na okres 2 lat i klepnięte przed opublikowaniem zmian ustawy, więc 2 letni termin nadal obowiązuje. Nie wyobrażacie sobie jakie cyrki z tym były. Pierwszą odpowiedź otrzymałem gdy już zaczynałem wątpić, że w ogóle ją dostanę. A mówiła tylko, że nie mają pojęcia i muszą przekazać to gdzieś indziej. Gdy po 2 miesiącach dostałem kolejne już pismo, że kolejna instytucja musi przekazać je dalej, tym razem do… Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, to już żałowałem, że tego pisma po prostu nie zrobiłem drugi raz. Jeśli jesteście ciekawi- ostatecznie wyszło na moje.

2 komentarze:

  1. Góra ma za wysokie stołki. Musiliby wziąć lornetki żeby spojrzeć w dół, ale to za dużo zachodu. Lepiej pić kawkę. ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. bezrobocie w kraju, a ludzie mają czas pisać powyższe bzdury

    OdpowiedzUsuń