"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Dzień pięćdziesiąty szósty- papierkowa robota.


Dzisiaj kolejny przykład biurokracji, podwójnie ciekawy bo z jednej strony pokazuje jak bardzo jest ona rozdmuchana, a z drugiej jak bardzo niesprawna.
Od jakiegoś czasu, myślę tutaj o przestrzeni kilku miesięcy, jedna jednostka organizacyjna spoza mojego urzędu nałożyła na mój wydział obowiązek wysyłania im sprawozdań. Co jakiś czas, nie rzadziej niż raz w tygodniu, w związku z czym to kolejna rzecz, której muszę poświęcać czas.
Żeby było zabawniej, żeby to zrobić muszą mi wpierw przysłać faksem dane, które ja biorę, wstawiam w szablon opracowany miesiące temu, drukuję i im odsyłam faksem. Szukam jakiegoś sensownego porównania, żebyście pojęli całość tej głupoty... Może taki. Wyobraźcie sobie, że ktoś chce od Was co tydzień prognozę pogody na dany obszar. Ale nie możecie mu jej wysłać, bo nie macie dostępu do odpowiednich danych, zatem ten ktoś wysyła Wam dane, np. zachmurzenie umiarkowane i przelotne opady deszczu. Wy bierzecie to i wstawiacie w gotowiec- na tym obszarze prognozuje się zachmurzenie umiarkowane oraz możliwość wystąpienia przelotnych opadów deszczu, po czym odsyłacie mu to.
Wyobraźcie sobie, że ja wysyłam 5 takich sprawozdań w ciągu 4 tygodni, średnio. Bo tak. Minimum raz w miesiącu do nich dzwonimy z standardową formułką
-Uprzejmie informujemy, że jesteście kretynami i przestańcie wreszcie nam truć dupę.
Na co otrzymujemy równie uprzejme
-Nie odwołaliśmy obowiązku składania meldunków, więc powstrzymajcie swoje wyziewy paszczowe.
I tak to trwa jakieś pół roku. Jak już Wam powiedziałem, mam gotowiec więc nie przeszkadza mi co jakiś czas wstawić te kilka danych w tabelkę i odesłać. A właściwie nie przeszkadzało by, gdyby tak to działało. Ale u nas tak to nie działa. U nas w ogóle mało rzeczy działa, a to jest kolejna z nich. Meldunek mam przykaz wysłać w określone dni miesiąca do godziny 14. Nieodwołalny deadline. Więc wypadałoby, żeby do 13.30 przysłali te głupie dane. Gdzie tam. Przed 14.30 nie mam co w ogóle się ich spodziewać, a ponieważ oni pracują do późniejszej godziny to i o 15.30 i 16 może przyjść faks, co znaczy że otrzymam go dnia następnego. Ale wysłać do 14 muszę i tak, 13.59 dzwonią ponaglając. Bo oni muszą to puścić jeszcze dalej, a że ja nie mam danych...
Więc sam je kołuję. Używając poprzedniego porównania, to tak jakbym wchodził gdzieś na portal z pogodą i stamtąd brał prognozę. Pomału dochodzę w tym do niezłej wprawy. Znalazłem kilka profesjonalnych stron, głównie po niemiecku/angielsku bo my w Polsce nawet sami swoich danych zebrać i udostępnić nie potrafimy. Co prawda to głównie wykresy, jakieś tabele z danymi do któregoś miejsca po przecinku, ale nawet bez studiów po kilku miesiącach udało mi się wypracować pewne schematy. Tu rośnie, tam maleje, będzie więc to. A, że kiedyś się pomylę? To na pewno, prędzej lub później. Czy się tym przejmuję? Nie. Bo każdy meldunek kończymy zdaniem gotowca “dynamiczna i rozwojowa sytuacja powoduje, że odpowiednie służby ciągle monitorują sytuację gotowe wdrożyć przewidziane procedury w przypadku zmian w prognozie”.
Te służby to nie my. Te służby to nie oni. Te służby w przeciwieństwie do nas pracują 24/7 i nawet nie potrzebują nas informować o tym wszystkim. Do tych służb ani nie trafiają moje meldunki, ani dane które otrzymuję. Ale my i tak dalej wysyłamy sobie dane i sprawozdania, ot tak sobie, pewnie żeby się za bardzo nie nudzić.
Głupota? Bezsens? Oczywiście. Ale prawdziwą bombę zostawiłem sobie na koniec. Od 2 miesięcy codziennie muszę wysyłać tabelkę z pewnymi pomiarami. Niby ok, gdyby nie to, że te pomiary nie ulegają zmianie. One są zawsze takie same, codziennie wysyłam dokładnie tę samą tabelkę zmieniając tylko datę. Ja o tym wiem, oni o tym wiedzą, codziennie to jest 5 kartek A4. Zamiast napisać “informować o zmianach w wynikach pomiarów” mam “codziennie wysyłać wyniki pomiarów”. Bo chyba za dużo lasów mamy, więc trzeba ich trochę na kartki przerobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz