"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 3 kwietnia 2014

Dzień sto dwunasty- młotkowy.

Mówi się, że tylko idiota ma porządek, bo geniusz panuje nad chaosem. Musiałbym w związku z tym złożyć podanie do MENSY lub innej organizacji zrzeszającej tych niby bardziej inteligentnych. W mojej pracy nie mogę mieć porządku. Ba, nie mogę nawet panować nad chaosem. Ja muszę po prostu nim zarządzać, starać się kierować go na właściwe tory, żeby niczego nie zniszczył. W związku z tym chaos jest po prostu moim narzędziem pracy.
Na ten chaos zaczął narzekać… Dziad. To co mu przeszkadzało, też było całkiem zabawne. Nie zabrał się za górę niepotrzebnych papierków zalegających na jego biurku, ani porozrzucane wokół krzesła skorupki jajka, które jadł na śniadanie. O nie, przeszkadza mu… ilość marynarek, jakie Szef ma w szafie na ubrania. Są całe 2. I już przed południem zaczął awanturę o to. Że ile mu marynarek potrzeba, że po co, że jedna wystarczy, że miejsce zajmuje w szafie i kurtek nie ma gdzie wieszać… Oczywiście to maksymalnie na wyrost bo w szafie zmieści się jeszcze bez problemu minimum 5 kurtek, więc nikt nie wie, co nagle mu odbiło.
Ja mam pewne podejrzenia. Myślę, że chodzi o działki. Ostatnio władza chce się działkowcom dobrać do dup i zrobić porządek. Mnie to osobiście bardzo cieszy, znam raport biegłego, z którego wynika, że 60% działek posiada zabudowę całoroczną znacznie przekraczającą wyznaczone limity, oczywiście są też cały rok zamieszkane. Wydaje mi się, że zbędne jest dodawanie, że to wszystko bez jakichkolwiek pozwoleń, a wszystkie przyłącza robione na lewo? Prawdopodobnie te działki właściciele będą mogli po prostu kupić i zlikwiduje się ROD i właśnie to Dziadowi zaproponowaliśmy, na co przytomnie stwierdził “ale ja nie chcę płacić, ja chcę mieć”.
Następnego dnia akcja się powtarza. Dokładnie to samo z samego rana. Padają z ust Dziada ciężkie argumenty pt “to wszystko kwestia kultury” itp. Co jest niekulturalnego w trzymaniu marynarek w szafie? Nie wiem. Ale ok. Szef za to się wściekł i zabrał je do siebie. Następnie wziął młotek i duży gwóźdź i wbił go w drzwi wyjściowe z jego gabinetu na korytarz, które są zawsze zamknięte i nieużywane. Powiesił tam swoje rzeczy i wyszedł, nikt nie wie gdzie.
Dowiedzieliśmy się po niecałej godzinie, gdy wrócił z takim stojącym wieszakiem, którego przez ten czas szukał po całym Urzędzie i wreszcie znalazł. Przewiesił tam swoje szmaty. A wielki gwóźdź wbity w drzwi w przypływie bezmyślnej akcji sterczy jak sterczał. Teraz musiałem biec do naszego woźnego po kombinerki, żeby go stamtąd wyciągać…
A najśmieszniejsze jest to, że następnego dnia z rana padało. Po przyjściu do pracy Dziad z dziką radością pobiegł do gabinetu Szefa rozwiesić sobie kurtkę, żeby wyschła…

3 komentarze:

  1. Ciekawie jest w takim urzędzie. Nigdy w ten sposób nie widziałem pracy ludzi, do których przychodziłem w różnych sprawach. Podczytuję Twoje wpisy z wypiekami na twarzy:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. A co Szef na to, ze Dziad na jego "prywatnym" wieszaku swoje rzeczy wiesza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre pytanie. Szef w rzeczywistości zbytnio boi się (lub boi się konfrontacji) Dziada, żeby mu zabronić. Dlatego też nie postawił się i musiał organizować sobie wieszak. I w ostateczności większość dyskusji kończy się podobnie- Szef ma duże problemy ze znalezieniem sensownych argumentów lub kontrargumentów. Nawet jak coś sensownego świta mu w umyśle, to po chwili już nie wie jak tego bronić.

      Usuń