"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 10 kwietnia 2014

Dzień sto trzynasty- tyle wygrać.

Wygraliście kiedyś w lotto? Ja niestety nie, choć ciągle odprowadzam podatek od głupoty w nadziei, że wyląduje z kilkunastoma milionami bonusowej gotówki, którą nawet już wiem jak wydam. Inwestycje w mieszkania, ewakuacja do Kanady lub Szwecji i rozwój własnej firmy. Mając powiedzmy 16 mln raczej nie miałbym ciśnienia na nic. Kompletny luz, drinki z parasolką, wstawanie z samego rana o 11, wino, taniec śpiew. Może udałoby się wykupić wycieczkę na ISS, może zrobiłbym licencję pilota. A może to wszystko na raz.
Na ten temat dyskutowaliśmy ostatnio w czasie jednego z luźniejszych spotkań w biurze. Moją wizję już znacie, choć w opowieści wzbogaciłem ją o jeszcze jeden motyw- od razu zwolniłbym się z pracy. Wykręciłbym numer do Szefa wszystkich Szefów i po prostu powiedział “Czółko Bartolini (tak na serio, to nie jest Bartek), raczej nie zjawię się w pracy w okresie od jutra do nieskończoności, buźka”. Tak jak pisałem- na luzie, bez zawracania sobie głowy takimi rzeczami, jak słowa Szefa "ale jakbyś chciał się zwolnić, to daj mi znać tak z pół roku wcześniej". Najzwyczajniej przekazać kadrom "Wiecie kto będzie miał problem z wakatem? Bo na pewno nie ja." Czas przedstawić Wam dwie najciekawsze z pozostałych wypowiedzi. Zgadliście, chodzi o Szefa i Dziada.
Zaczniemy od tego pierwszego, bo mniej śmieszne. Założenie jest takie- wygrywamy 100% aktualnej 6stki w lotto- 16 mln zł (tak, wiem, że dzisiaj jest 7 mln). Co robi Szef? Dokańcza swoją 40m2 hacjendę, po cichu się zwalnia, tak żeby jak najmniej osób wiedziało “no bo wiadomo” i przenosi się tam na stałe. Resztę życia spędza hodując tam świnie. Hobbystycznie oczywiście. I tak, pod pojęciem świnie rozumiemy te zwierzęta od boczku.
Co Dziad zrobiłby z 16 mln? Też zwolniłby się z pracy, co oczywiste. ALE. Zwolniłby się dopiero, jak przysługiwałaby mu częściowa emerytura i TYLKO po otrzymaniu odprawy. Rozumiecie to? Mając 16 baniek chciałby jeszcze wyciskać te marne grosze emeryturki i odprawy. Ile to by było? Góra 400-500 zł miesięcznie + jednorazowo z 5 kafli. Mając 16 mln ciągle by siedział na swoim rozpadającym się krześle i parę lat czekał na emeryturę… Więcej pomysłów na wygraną już nie ma.
Ja wiem, że różni ludzie mają różne marzenia. I ok. Choć wypas świń i walka o odprawę? Serio? Nie podróż dookoła świata? Dzikie imprezy na Ibizie? Seksturystyka w Tajlandii? Domyślcie się więc jakie rozmowy i o czym mam na co dzień. Zawartość krwi w kaszance, metody posypywania grządek nawozem i gdzie najtańsze nóżki kurczaka są do kupienia.
Podczas gdy ekipa z mojego pierwszego biura aktualnie jedzie do Tajlandii, na otwarcie wystawy swoich rzeźb lub spotkanie z ministrem kultury. Ten spadek jakości rozmów czuć. Czasem boleśnie. A na pewno zmusza mnie do przemyśleń, z których zazwyczaj wyrywa mnie próba wciągnięcia mojej osoby do dyskusji o działkach:
-A ty czym posypujesz truskawki? Gównem czy nawozem?
-Cukrem.
Nie mam działki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz