"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 21 sierpnia 2014

Dzień sto trzydziesty drugi- bliżej i bliżej i bliżej co dnia.

Tak blisko rzucenia roboty jak dziś, to nie byłem jeszcze nigdy. Często Szef ujemnie wpływa na moje samopoczucie, a tym bardziej na jakość pracy, ale dzisiaj przeszedł samego siebie. Wpierw jednak trzeba przenieść się chwilę wstecz.
Piątek. Dostaliśmy pismo. Właściwie nie my, tylko Szef wszystkich Szefów, ale jakby ktoś jeszcze nie wiedział, to oni sami na żadne pismo nie odpisują, tylko zlecają to innym, żeby się tylko ostatecznie podpisać. Tym razem pismo przybrało postać maila od lokalnej gazetki, której zresztą nie darzę zbyt wielkim szacunkiem. W treści nic strasznego, ot 3 pytania o jedną z ostatnich akcji, którą jako Urząd odwaliliśmy. Dla normalnego człowieka 5 minut roboty, szczególnie, że trzeba tylko przygotować pismo, które przepiszą sekretarki Szefa wszystkich Szefów i wyślą z jego służbowego maila.
Tymczasem u mnie w wydziale nagła panika jakbyśmy dostali co najmniej pismo z obietnicą doznania kompleksowych badań proktologicznych bez użycia wazeliny za to z wykorzystaniem piły spalinowej. Ale Szef jest na straży i już wymyślił, jak oddalić potrzebę merytorycznej odpowiedzi. Dziennikarka nie sprecyzowała o którą akcję chodzi, choć jest to oczywiste, to odpisujemy, że nie jest i ma doprecyzować.
Teraz sekunda przerwy, podsumujmy aktualne zadanie- przekazać sekretarkom, że mają odpisać z prośbą o doprecyzowanie.
Lecimy dalej. Wpierw Szef pisze odręcznie na kartce. Całość zajmuje dwa zdania, dwadzieścia dwa słowa. Jedno zdanie to temat maila, drugie treść. Jak skończył dał mi to do przepisania na kompie. Już zaczyna się ostra przesada, ale ok. Wydrukowane, czyta, dochodzi do wniosku, że warto dodać jeszcze dwudzieste trzecie słowo. Drukuję znowu. Czyta znowu. O nie, zapomniałem kropki na końcu zdania. Nie, to nie ważne, że one sobie to będą i tak przepisywały i mogą same wstawić, drukuję znów.
Efekt- dla dwóch zdań zużyliśmy 4 kartki A4. Tylko po to, żeby ostatecznie i tak wylądowały w śmietniku. Byłem zły, ale piątek, myślałem już tylko o tym, że niedługo się wyśpię.
Minął czas, nadszedł weekend. Od rana jestem niewyspany, Niemcy zmusili mnie do siedzenia 30 minut dłużej przed TV. Przychodzę do roboty i od razu dowiaduję się, że dziennikarka odpisała to, co od początku oczywiste, ale Szef miał “nadzieję, że się zniechęci”. Więc musimy odpisać wreszcie merytorycznie. I zaczyna się jazda.
Znów zróbmy sobie chwilę przerwy, żeby nie było wątpliwości co jest zadaniem: napisać odpowiedzi na 3 pytania, każda zawrze się w 1 zdaniu i przekazać sekretarkom do przepisania i wysłania maila.
Wpierw oczywiście nabazgrał coś na kartce, a jak doskonale wiecie, że nawet penisy, które rysowaliśmy w zeszytach szkolnych (no już nie udawajcie, że nie rysowaliście… serio nie?) są w stanie przekazać więcej treści i są bardziej czytelne. Daje mi do przepisania, nie mogę się doczytać, on też nie może, trzeba tworzyć od nowa…
Wreszcie mogę się doczytać mniej więcej. Drukuję pierwszy raz. Tu zmienić, tam zmienić, tu mam coś wymyślić bo nawet Szef już zauważył, że z zasadami gramatyki ma to niewiele wspólnego.
Drukuję drugi raz. Kropka od skrótu jest na końcu linijki, mam przenieść. Po najmniejszej linii oporu zmieniam trochę wcięcie akapitu.
Drukuję trzeci raz. Mam wrócić stare akapity. Poprawiam po raz kolejny, żeby i akapity były stare i kropki na końcu nie było.
Drukuję po raz czwarty. Teraz w wyliczaniu nie mają być kropki tylko kreski. Pytam, czy może coś jeszcze od razu poprawić, czy reszta będzie w tej chwili ok. Spytałbym wcześniej, ale wyleciało mi z głowy, że nie pracuję z normalnymi ludźmi, którzy wskazują wszystkie błędy na raz.
Drukuję po raz piąty. Tym razem mam to zrobić jednak w formie normalnego pisma, a nie tekstu do przepisania, żeby sekretarki wiedziały jak to przepisać. Nie to, że dziennie pewnie z 10 takich maili przepisują.
Drukuję po raz szósty. Jednak nie, forma pisma nie do końca ma być formą pisma i mam usunąć “Z poważaniem”.
Drukuję po raz siódmy. No teraz może być, idzie zanieść do przepisania. Ale wraca po chwili i pyta, czy może nie zmienić trochę szyku zdania ze złego na gorszy. Ponieważ od czwartego wydruku przestałem się do niego odzywać, to doszedł do wniosku, że milczenie znaczy nie.

8 kartek A4 zeszło na przygotowanie kilku zdaniowego maila. Po 2 drukowaniu przestałem już nawet dyskutować o zasadności potrzeby zmiany kropek na kreski, bo miałem wystarczająco wysłuchiwania jak bardzo z nas się będą śmiali, jak nas zwolnią, jak musimy uważać, jak musimy się chronić i jak wiem jak jest.
Ta zupełnie idiotyczna sprawa wytrąciła mnie do tego stopnia z równowagi, że ósmym drukiem byłoby moje wypowiedzenie z pracy i nie żartuję w tej chwili ani troszeczkę. Gdy kilka sekund po wyjściu Szefa usłyszałem, że wraca otworzyłem już nowy dokument, żeby podziękować Urzędowi za współpracę. Te głupie zmiany kropek i akapitów z całą mocą uświadomiły mi jak kompletnie popieprzone i bezwartościowe jest to co robię, a do tego w jakim stopniu najprostszą i najgłupszą czynność komplikuje Szef.

I wtedy przypomniało mi się, że mam pożyczkę do spłaty. Pracuję dalej.

3 komentarze:

  1. Przeczytałam post dwa razy, bo za pierwszym myślałam, że coś mi umknęło i nie załapałam o co chodzi. Popraw mnie, jeżeli się mylę, bo sama już sobie nie dowierzam, czy ja dobrze zrozumiałam - poprawiałeś i drukowałeś na kartkach treść maila na polecenie swojego przełożonego, który później ktoś przepisywał z tej kartki, by wysłać go jednak jako mail? SIEDEM RAZY??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie poprawię, bo nic Ci nie umknęło. Było dokładnie tak jak piszesz.

      Usuń
    2. No cóż... I tak jedno "niewolnictwa" (bank) uruchomiło następne (Szef).
      Ta książka to będzie bestseller :)

      Usuń