"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 27 listopada 2014

Dzień sto czterdziesty piąty- fama głosi.

7.20, pierwszy dzień po długim weekendzie, a już uleciała ze mnie cała chęć do życia. Ale to nic, przynajmniej mam o czym pisać.
Znacie już Dziada od dłuższego czasu. Czytaliście o nim nie jedno. O ciągłych polowaniach na najtańsze żarcie w promocjach w supermarkecie, o uprawie działki metodami dalece naturalnymi (czyt. bez oprysków czy podlewania), które to są wynikiem przede wszystkim oszczędności, a “naturalność” jest tylko dorobioną wymówką. A to wszystko pomimo całkiem niezłych zarobków, dobrze w okolicach średniej krajowej. Te działki to w ogóle skansen słusznie minionej epoki i państwo w państwie. Budowy bez pozwoleń i zezwoleń, robienie przyłączy na lewo i jeszcze pół biedy, jak do właściwej rury się wepną. Ale zazwyczaj biorą pierwszą z brzegu, czyli złą. Ostatnimi czasy coś tam próbuje się z nimi zrobić, może się uda, może nie, ale zmiany dotykają też Dziada.
Ogółem sprawa wygląda tak, że część chce je sprywatyzować zamiast dzierżawić jak dotychczas. Spoko opcja, własność prywatna to zawsze własność. Szczególnie Dziad powinien być tym zainteresowany, gdyż gdy tylko się wspomni przy nim, że w każdej chwili mogą przestać mu ją dzierżawić, to wpada w szał bojowy. Padają dziesiątki argumentów, które w kapitalizmie i demokracji mało kogo obchodzą- że już od lat warzywa tam uprawia, że jego babcia już tam je uprawiała, że ludowi pracującemu się należy, etc. W związku z tym stwierdziłem, że skoro mu tak zależy i wreszcie może stać się właścicielem tej ziemi, za atrakcyjną cenę równą jego 9 miesięcznym zarobkom, to warto. Szczególnie, że jeszcze zaoszczędzi na dzierżawie, a że działeczki prawie w centrum miasta, to kiedyś jeszcze może sprzedać z zyskiem.
Jego krzyk niemal wcisnął mnie w ścianę. Jak to kupować? On chce mieć, a nie płacić (to już kiedyś pisałem), chce uprawiać sobie warzywka i mieć spokój, nie ma zamiaru niczego kupować, bo mu się należy i inne takie, co skwitował zdaniem, przez które zakrztusiłem się kawą.
-Nie ma co być pazernym.
Czasem mam wrażenie, że moi współpracownicy używają słów, których znaczenia nie znają. Trochę jak w kawale “Fama głosi, że używa pan słów, których znaczenia pan nie zna. To niech pan powie tej famie, że jest głupia i vice versa.” Przy ostatnich wyborach samorządowych jeden z kandydatów stosował dość prostackie i chamskie chwyty w swojej kampanii. Więc stwierdziliśmy, wyjątkowo zgodnie z Dziadem, że idzie po trupach do władzy. Gdybyście widzieli, jak Szef zrobił się czerwony i aż sapiąc krzyczał, że “nie możemy rzucać takich oskarżeń, on nikogo nie zabił”. No serio?
Dla Dziada z kolei “społecznik” to osoba, która lubi być w blasku fleszy, czyli np. Paris Hilton.
To może na co dzień jest dość zabawne, jednak gdy przechodzi do spraw zawodowych nie jest już tak wesoło. Np. gdy słyszę, że mam iść do szkoły bo na mnie czekają i dzwonię gdy jestem na miejscu, że nikogo nie ma i wtedy się dowiaduję, że chodziło o magazyn w zupełnie innym miejscu. Bo po raz kolejny Szefa mózg nie nadąża z równoczesnym przyswajaniem informacji z telefonu i przekazywaniu ich dalej mi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz