"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 11 grudnia 2014

Dzień sto czterdziesty siódmy- szczyt.

Wiecie jaki jest szczyt zręczności? W rękawicy bokserskiej złapać lecącego komara za lewe jądro. A szczyt szybkości? Biec wokół słupa tak szybko, że dupa będzie z przodu. A szczyt siły? Ścisnąć monetę tak, że orzełek się zesra. Eh, wspaniałe czasy podstawówki. A gdy o tym wszystkim, to wiecie jaki jest szczyt chamstwa? Pewnie też wiecie, ale i tak Wam powiem. Nasrać komuś na wycieraczkę, zadzwonić i poprosić o papier. A przynajmniej tak może być w normalnym życiu, wśród sąsiadów. W urzędzie, osobiście uważam, że szczytem chamstwa jest co innego.
Pisałem już kiedyś, że wielu urzędników dorabia sobie dodatkowo. Ilu? U mnie to minimum połowa. Sam też zamierzam, ale pod latarniami trochę za zimno już, a na kamerkę internetową jeszcze nie zarobiłem. Osobiście, nie dziwię się temu. Niestety żyjemy w kraju, który przyciąga inwestorów głównie tanią siłą roboczą, a to przekłada się na wypłaty w całym kraju, także w moim urzędzie. Wierzcie lub nie, ale kokosy mają tutaj jednostki i pod pojęciem kokosów mam na myśli od średniej krajowej wzwyż.
I w związku z tym mamy dwie grupy. Tych, którzy zachowują jakąś godność i tych, którzy nie zachowują. Bo nie ma problemu, jeśli dodatkowe zajęcie nie koliduje z pracą w urzędzie. Jak się domyślacie w tej drugiej grupie jest Szef (Dziada stosunek lenistwa do zarobków jest zbyt korzystny). Zatrudniony jest w jednej firmie, choć tylko na jakąś 1/7 etatu i dorywczo, w sensie, że jeśli robi to co ma być zrobione, to nikogo nic nie interesuje. No ale jeździć tam musi po papiery, podpisy i inne takie. Ponieważ “wiecie jak jest” to pracuje w innej miejscowości, żeby przypadkiem nikt nic nie wiedział. Więc nie dość, że musi iść do drugiej pracy w godzinach funkcjonowania Urzędu, to jeszcze musi tam dojechać 20 km w jedną stronę.
Oczywiście, że nie bierze sobie urlopu, czy zwalnia się z pracy na pół dnia (potrącane z urlopu). O nie, nie. Ale nie może też tak sobie wstać i wyjść, bo zawsze może ktoś go zobaczyć, coś się zdarzyć, etc. Więc co robi? Bierze sobie delegację. Tak, dobrze widzicie. Bierze delegację na wyjazd niby do innego urzędu, który jest w tamtej miejscowości. Ze wszystkimi pieczątkami i podpisami zarówno u nas, jak i tam, bo wpaść musi, żeby potwierdzili jego obecność. Wejdzie, pogada, weźmie pieczątkę i leci do roboty.
Jeśli myślicie, że to kombo dodatkowej pracy w godzinach pracy z dojazdami do innego miasta na oficjalne delegacje to już ten szczyt, to mylicie się. Wisienką na tym torcie jest to, że po powrocie z tego wyjazdu, za który normalnie dostanie i wypłatę i nie straci ani godziny urlopu, bierze przysługującą dietę za delegację. Całe 30 zł. No dobra, 30,02 zł. Skąd wiem ile? Bo sam boi się, że źle wypełnia druczek i go wyśmieją, że po ponad 15 latach pracy ciągle tego nie umie, więc ja muszę z tym latać.
Jaki jest więc szczyt chamstwa w urzędzie? Brać dietę z delegacji na wyjazd do drugiej pracy w godzinach pracy Urzędu.

PS- od czasu, kiedy pisałem notkę wymyślił jeszcze jeden myk. Wziął kilometrówkę na wyjazd na szkolenie tyle, że jechał z kimś samochodem, a nie swoim. Jak sam stwierdził “trzeba być zaradnym”.

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. W jednej z ostatnich Polityk było już nawet określenie tego zjawiska: Twój Szef po prostu "hofmani". A jak chcesz Szefowi podnieść ciśnienie, to podkładaj mu artykuły o hofmanieniu przez sejmowych polityków, z lekka rzuconym komentarzem "no, skoro się do takich grubych ryb dobrali, to pewnie w urzędzie też coś z TYM zrobią..."

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo lubie czytac Twojego bloga, ale to co tu opisales to jest zwykla kradziez, przestepstwo. Zadne tam "hofmanienie" tylko ZLODZIEJSTWO. A niezgloszenie przestepstwa tez jest wykroczeniem.
    Ja wyjechalem z PL prawie 10 lat temu i troche odwyklem od opisywanej przez Ciebie rzeczywistosci.
    Jednak nie moge zrozumiec Twojego podejscia. Narzekasz, ze malo zarabiasz, a robisz wiecej niz powinienes. No i co w zwiazku z tym robisz? Czekasz az szef sam to zauwazy i da Ci podwyzke lub wyzsze stanowisko sam z siebie? ... NIGDY ... bo po co ma to robic skoro Ty bez (glosnego) narzekania robisz duzo za mniej kasy. Po co placic wiecej za cos co mozna miec taniej?
    Kurcze, mlody jestes, inteligentny, a juz sie zasiedziales w urzedzie i im dluzej tam jestes tym ciezej Ci bedzie sie wyrwac.

    Pozdrawienia od emigranta :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Ciebie to zwykła kradzież, dla mnie to zwykła kradzież. Bo Ty żyjesz w innej rzeczywistości, a ja jestem w stanie tą rzeczywistością myśleć i przyjąć ją za normalną. Tymczasem cała rzesza ludzi uważa to za coś zupełnie normalnego, ok, czy wręcz przysługującego im.

      A awans się nie martw. Szef w tym nie ma nic do gadania, więc nie muszę wokół niego latać. A koło odpowiednich się kręcę, więc awans z sekretarki wisi w powietrzu razem z normalnymi (jak na Polskę) zarobkami ;)
      Tylko faktycznie muszę zacząć ustawiać Szefa, żeby moje obowiązki ograniczyły się do nich.

      Pozdrowienia i szczęśliwego nowego roku! ;)

      Usuń