"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 5 marca 2015

Dzień sto pięćdziesiąty ósmy- trzepanie.

Ostatnimi czasy siedzę w robocie i co chwile trzepię pod biurkiem. Domyślacie się już, że nie chodzi o to, co poniektórzy mogliby pomyśleć, ale po kolei.
Dawno, dawno temu pisałem Wam o urządzeniach, które mam rozsiane po całym rewirze, m.in. PKP. Do tych urządzeń mam jedną kontrolkę w biurze szefa, która została wymieniona ze starego kloca na laptopa. Cud, miód i w ogóle. Oczywiście Szefowi i Dziadowi się nie spodobało, bo zbyt skomplikowane. Nie potrafią się zalogować (login i hasło są takie same…), a do tego nie ogarniają idei gładzika, więc w obawie o wszystkich mieszkańców wyłączyłem klikanie nim, żeby więcej przypadkowo nic nim nie włączali.
A na początku zdarzało im się to dość często, bo pomimo niechęci do nowości, jednak się nią wszystkim chwalili, żeby było widać, że wydział pracuje. I faktycznie pokazali, gdyż zazwyczaj kończyło się to w ten sposób, że nie potrafili się nawet zalogować, więc po nieudanych próbach wołali mnie, żebym ja pokazał. Po pewnym czasie na szczęście nauczyli się choć logować, ale uruchomienie czegokolwiek nadal pozostaje czarną magią.
Pech chciał, że pewnego dnia system wysiadł. Nie wiem co się stało, bo akurat byłem na urlopie. Ale Szef się zajął i niby działa, tak mi zameldował jak przyszedłem i uwierzyłem mu na słowo. Godzinę później usłyszałem od strony zamkniętego laptopa z sąsiedniego biura stłumiony przez zamkniętą klapę i odległość, ale dość charakterystyczny dźwięk systemowy wyciąganego i wkładanego kabla USB. Zostawiłem to na jakiś czas zastanawiając się, czy i kiedy Szef zwróci na to uwagę. Po dwóch dniach doszedłem do wniosku, że dłużej moja przyzwoitość nie pozwala na to, więc zakomunikowałem mu, że sprzęt nie działa.
-Ale jak to, przecież było wszystko dobrze?
Otwieram kompa, patrzę, wszystkie znaczki przy każdym sprzęcie wyświetlają “brak łączności”, patrzę na niego wymownie.
-No, widzisz. Jest dobrze, to czemu nie działa.
Nie wierzę. Pokazuje mu palcem już na ikonki i legendę w rogu. Wreszcie do niego dotarło. Wpierw kazał mi wzywać naszego elektryka-złotą rączkę, co naprawia ten poradziecki sprzęt w terenie, następnie informatyków urzędowych, a na końcu po prostu to załatwić. Idę o zakład, że tak było cały czas i niczego sam nie zrobił przy tym, a nawet jak robił, to nie był w stanie sprawdzić, czy działa. No bo spojrzenie na legendę przekracza jego zdolności umysłowe.
Złotą rączkę od razu sobie odpuściłem, nie będzie mi nic grzebał przy laptopie na gwarancji. Zadzwoniłem do informatyków, czy coś majstrowali przy sieci, bo mój sprzęt musi mieć wszystko przypisane na stałe. Bez jakichkolwiek zmian IP, bramek, czegokolwiek. Mówią, że nie. To spróbowałem przełączyć na inny port USB. Też nic. W tym momencie już podejrzewałem jakie będzie rozwiązanie problemu, ale dla świętego spokoju postanowiłem potruć dupę ludziom z helpdesku montującej mi to firmy.
-Dzień dobry, nie działa.
-Yhm. A jakie diody świecą się przy sprzęcie XXX.
-Zasilanie.
-No tak ma być. Hm… A net chodzi?
-Chodzi.
-No tak, przecież sam to widzę. Hm...
-Wydaje mi się, że w tym momencie powinien mi pan doradzić tradycyjną mantrę, ale chciałbym to usłyszeć po raz pierwszy w życiu…
-Też tak sądzę. No cóż. Proszę wyłączyć i włączyć ponownie komputer, jak nie zadziała to zadzwonić znów.
Zadziałało. Wiem, że mogłem to od razu zrobić, ale chciałem to usłyszeć na żywo, a nie w IT Crowd. Poza tym sprzęt pod moim dotykiem ma dziwną tendencję do nie uruchamiania się ponownie gdy natrafi na jakiś problem, więc w domu sam zazwyczaj w takim momencie pierwsze co robię, to kopia zapasowa wszystkich ważnych danych, a potem restart.


Przy okazji jak odwiedził mnie nasz dział IT postanowiłem poruszyć dość irytującą kwestię. Wiatrak w moim kompie co jakiś czas zaczyna hałasować. Nie wiem czemu, ale jest to mega irytujące szczególnie, że żeby przestał muszę go restartować. Pożaliłem się im, że może by coś z tym zrobili. Wymienili, wyczyścili, może czymś przesmarowali. Koleś usiadł na moim miejscu, spojrzał na akurat wariującego PCta wydającego z siebie odgłos zbliżony do startującego CH-53. Zastanowił się chwilę, po czym pieprznął pięścią w górę obudowy.
-No i gotowe. Jak znowu zacznie, to po prostu trzep.

2 komentarze:

  1. Czołem! Te wszystkie historie to chyba nieco podkoloryzowujesz? Mogę jeszcze uwierzyć, że informatyką się nie chce robić ale to ze zdolnościami komputerowymi szefa to chyba przesada? Jakoś nie wierzę, że ktoś tak ograniczony może być dyrektorem czy kierownikiem nawet w urzędzie.
    Tak przy okazji zapraszam na moją stronę: http://pokonac-kasyno.pl Jak grać w kasynie żeby wygrać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolega chyba nigdy nie był w żadnym urzędzie. ;)

      Usuń