"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 4 czerwca 2015

N1- Communism is a party.

Mówiłem, że muszę zmienić coś w swoim blogu. Fakt, że przetrwał tyle lat w niezmienionej formie jest moim zdaniem sam w sobie niesamowity. Jednak nawet papier toaletowy wie, że żeby żyć, trzeba się rozwijać. Więc i ja, tak jak pisałem, szukam nowej formuły tego bloga i co więcej, właśnie ją wprowadzam. Chciałbym to zrobić tak, żeby u nikogo nie wywołać szoku analnofaktycznego.*

Dziad i Szef przy każdej możliwej okazji powtarzają, że za komuny było lepiej. Ja tam nie wiem. Jestem rocznik Czarnobyla, PRL-u choćbym chciał, to nie pamiętam. Jedyną jego reminiscencją jaka tkwi w mojej głowie to wiadomości telewizyjne z wyjazdu ostatnich (już wtedy) rosyjskich żołnierzy z Polski po 50 latach okupacji. Co zabawne, te migawki z dzieciństwa migają mi na tym samym poziomie świadomości co Beavis&Butthead, Nirvana i 2pac na MTV. A były to czasy, kiedy oboje ostatni jeszcze całkiem dobrze żyli. I chyba to MTV tak na mnie wpłynęło, że dziś wszędzie gdzie mam Velcro (taki rzep) mam obowiązkowo przypięte Stars and Stripes, a na tapecie kompa mam Reagana (jeśli też chcecie, to jest tutaj).
Ta ostatnia uwaga jest o tyle ważna, że jednoznacznie wskazuje na mój stosunek do komunizmu. Negatywny. A z reliktami tamtej epoki codziennie mam do czynienia w pracy, o czym doskonale wiecie. Cały mój magazyn ze sprzętem o wartości X00.000,00 zł jest muzeum PRL-u. Wszystkie plany, pozostałe urządzenia, etc. to wszystko też lata ‘70-’80. Nawet któraś z ustaw, które używam jest z tamtych czasów. I to zderzenie głębokiej niechęci do komuny i potrzeby ciągłego używania spadku po niej powoduje u mnie dysonans poznawczy.
Tak po prawdzie, faktycznie teraz jest gorzej… Przynajmniej w mojej działce w robocie. Polska często jest stawiana jako wzór przemian demokratycznych. Faktycznie, nie mamy się czego wstydzić w kwestii walki z komunizmem. Lech Wałęsa nawet załapał się do Skorpionów. Zwolennicy różnego kształtu przyszłej Polski nie ściągali do stolicy wiernych sobie jednostek wojskowych. Nie polowano też na gen. Jaruzelskiego i nie rozstrzelano go praktycznie bez procesu. Co mnie cieszy, okazaliśmy się dojrzali i cywilizowani.
Gorsze było to, co zrobiliśmy dalej. A mianowicie wyszliśmy z założenia, że trzeba odciąć wszystko co było, bo z założenia jest złe. Efekt przypomina trochę jakby dać pijanej małpie brzytwę i kazać się ogolić. Gdzieniegdzie będziemy oskalpowani, gdzie indziej w ogóle nie przycięci. Powstał ogromny misz-masz ciągnących się do dziś reliktów PRL-u i mozolnie budowanych na nowo rzeczy, które ciągle nie wychodzą bo są nowe.
Tak wygląda np. kwestia mojego magazynu. Była komuna, był regularnie wymieniany w okresach około 10-letnich. Stąd najnowszy sprzęt jaki tam mam jest z lat ‘80. Dosłownie parę rzeczy udało się jeszcze zdobyć na początku lat ‘90. Kwestia prawna- kiedyś jak trzeba było, to trzeba było. Dziś jak trzeba to znaczy, że można i może ewentualnie się kiedyś zrobi. Najgorsze jest połączenie trzeba-można. To miejsca w prawie, gdzie ta pijana małpa trochę przycięła, a trochę nie. Bo państwo potrzebuje, żeby wykonywać pewne rzeczy, więc zostawia się zapisy mówiące o obowiązkowym ich wykonywaniu. No ale przecież teraz demokracja i wolność, to nie można obywatela zmuszać, więc dodaje się zapis, że można. I teraz stoimy przed paradoksem- urzędnik jest rozliczany z tego co musi zrobić, a czego nie ma jak zrobić, bo nie może na nikim wymusić działania.

To pokłosie właśnie tego, że wyszliśmy z założenia, że to co było, było złe i trzeba natychmiast ciąć, choćby miało być gorzej. Nie ma ewolucji jak w normalnych krajach, nie ma ciągłości. I już dzisiaj widzę, że do niektórych rozwiązań się wraca. Po 25 latach “nagle” okazuje się, że to co się wtedy rozwaliło miało w sobie sens. A miało, bo przez 50 lat się rozwijało. Oczywiście, niekoniecznie pod najlepsze dyktando, ale jednak. Ślepi zwolennicy zmian, które zaszły, lubią mówić “no bo wiesz, na zachodzie to mieli 50-70-100 lat na budowanie prawa”. My też byśmy mieli, gdyby nie robić takiego “hard resetu”.



_____
*- stan, w którym napotkane fakty wywołują ból dupy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz