"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 23 lipca 2015

Dzień sto siedemdziesiąty szósty- C://

Dziś notka będzie miała dwie części. Często ma, więc nie wiem dlaczego to piszę, ale w pierwszej wejdę w dupę Google tak głęboko jak tylko będę w stanie, a w drugiej pogadamy o Szefie i Dziadzie.
Więc Google. Jestem w ich ekosystemie tak głęboko, że jakbym mógł być jeszcze głębiej, to nazywałbym się Larry Page. Po wymianie kompa nadal nie zainstalowałem na nim MS Office. Jadę na dokumentach Google. Windowsa pewnie też bym nie brał, gdyby nie to, że jestem graczem i jest mi do życia niezbędny. Gdybym tylko siedział w necie i pisał sobie tego bloga, to nie wiem czy bym nie siedział na Chrome OS. Blog jak pewnie zauważyliście, też jest na platformie Google. I przeglądam to wszystko w Chrome. Używam jakichś 80% usług Google dostępnych na polskim rynku. Dlatego, że to dla mnie mega wygodne i świadom ich ograniczeń używam go do wszystkich tych najprostszych rzeczy, które mam do załatwienia. Oczywiście nie zamykam się na inne rzeczy. Mam swoje konta u konkurencji i nawet ich używam szczególnie, że np. przy zmianie hotmaila na outlooka udało mi się zarezerwować odpowiedni login. Używam go do bardziej “oficjalnych” rzeczy. O wiele lepiej brzmi ImięNazwisko@outlook.com niż EkstraRuchacz0321@buziaczek.pl, no nie? No tak. A wg tego drugiego wzoru maila “służbowego” ma Szef.
A skoro już o nim, to staram się też okrężnymi metodami wciskać część tych rozwiązań Szefowi i Dziadowi. Robię to podstępnie. Informatyk oczywiście po formacie idzie do siebie zostawiając łysy Windows XP. Z Internet Explorerem i bez czytnika PDFów etc, etc. Więc potem wszystko, co jest nie tak, muszę ja poprawiać. W normalnej sytuacji każdy sam sobie to ustawia, ale ja nie pracuję w normalnej sytuacji. Dlatego instaluję im Chrome- i PDFa sobie otworzy i Ad Blocka zainstaluje, ściągane pliki wyświetlają się zaraz na dole, więc łatwo je zaraz otworzyć, a u Dziada udało mi się z sukcesem zaimplementować górny pasek zakładek, który bardzo sobie ceni. Problem jest z Szefem, ten nie ogarnia czegokolwiek na kompie. Nie odróżnia plików od folderów, nie rozumie czym jest przeglądarka, czym strona internetowa, etc. I to do tego stopnia, że o ile Dziadowi pokazałem palcem ikonę Chrome mówiąc “tędy w internety”, o tyle Szefowi musiałem zmienić nazwę Chrome na Internet… Serio, nie ściemniam.
No a teraz zażyczył sobie, że przed moim pójściem na urlop mam mu jeszcze ustawić Dziennik Ustaw, żeby mógł łatwo wejść. Dziennik Ustaw to po prostu dziennikustaw.gov.pl, gdzie publikowane są nowe akty prawne, a który musimy sobie sprawdzać. No to jak? No najprościej, robię zakładkę na pasku górnym. Jedyną, jaką ma. No prościej się nie da, wchodzi w “Internet” i klika na “Dziennik Ustaw”. Nie. Uparł się, chce mieć to koniecznie na pulpicie. I nie przetłumaczę mu tego z ludzkiego, że to jest to samo, tylko prościej i czyściej. Nie, nie. Musi mieć wejście z pulpitu.
Jednym z niewielu moich sukcesów po 4 latach edukowania współpracowników jest to, że Dziad sam z siebie powiedział, że musi założyć nowy folder i nowe pliki, żeby nie było bałaganu. Za cholerę mu to nie szło, więc ostatecznie ja je założyłem, ale już sama świadomość, że nie pisze wszystkiego w jednym 100 stronnicowym dokumencie Word mnie bardzo ucieszyła. Radość jednak nie trwała długo, gdyż dywagując nad dokumentem razem z Szefem przeglądali jakiś PDF, chcieli go powiększyć, źle klilknęli i cholera jasna go strzeliła. Siedzą przed komputerami po 40h tygodniowo, jakieś 10 miesięcy rocznie (po odliczeniu urlopu, świąt i innych pierdół) od 15 lat. Musiałem podejść, bo nie wiedzieli co zrobić po zminimalizowaniu okna.
Orientujecie się, czy dostanę za to dodatek za szkodliwe warunki pracy?

1 komentarz: