"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 11 lutego 2016

Dzień sto dziewięćdziesiąty dziewiąty- nadzieja umiera ostatnia.

Zastanawialiście się kiedyś ile rzeczy można spieprzyć w ciągu pierwszych 20 minut nowego tygodnia? I nie mówię tutaj o błahostkach w stylu ubranie dwóch różnych skarpetek, ale rzeczach dalece kwestionujących Wasze zdolności intelektualne i kompetencje? Pierwsze poniedziałkowe 20 minut pracy. Czas, w którym spora część Urzędu nie zdąży zrobić sobie kawy. W tym samym czasookresie Szef zdąży spieprzyć 2 rzeczy, średnio 1/10 minut. A co wywinął?
W weekend w Urzędzie mieliśmy drobną awarię. Skutkiem był brak wody z rana przez dobrą godzinkę. Oczywiście nikt z moich współpracowników nie jest w stanie wytrzymać tyle bez zrobienia kawy, ale skąd dorwać wodę? Rozwiązanie Szefa- kupić butelkę mineralnej. No z braku laku niech będzie, lepszy rydz niż nic. Tą skomplikowaną czynność wielkodusznie wziął na swoje barki. Jednak wpierw pokłócili się z Dziadem, czy można ją gotować. Szef stwierdził, że jeśli nie jest gazowana, to nie ma problemu. I z tym stwierdzeniem na ustach ruszył do sklepu. Po chwili wraca, dumnie dzierżąc w swoich ramionach butelkę Żywca Zdrój. Specjalnie piszę nazwę wody, bo ŻZ jest na tyle dobry, że wodę gazowaną i niegazowaną butelkuje w dwie zupełnie różne butelki. Pierwsza jest w obłej, lekko fallicznej, a druga w bardziej tradycyjnej i prostokątnej. Nie do pomylenia. Szef trzyma falliczną. Zobaczyłem, że źle kupił już gdy otworzył drzwi. On się zorientował dopiero jak ją odkręcał. Najśmieszniejsze jest to, że sam mówił, żeby nie była gazowana…
Zaraz po tym doszedł do wniosku, że skoro tak pracowicie zaczął dzień to będzie pracował dalej. Postanowił naprawić błąd, który już jakiś czas temu popełnił. Chodzi o to, że znając tylko ogólne zapisy instrukcji kancelaryjnej nie potrafi rejestrować pism. Robiąc tak, jak mu się wydaje, że będzie dobrze, narobił sobie pełno podteczek. Co nie do końca rozumie, bo przecież tylko nadawał numery numerom spraw. Co może nie jest błędem, jeśli robi się to celowo i świadomie, ale w jego przypadku to… no cóż. Więc tłumaczę mu, że tą prostą metodą wydzielił sobie w teczce podteczki i teraz musi założyć je.
Poszedł do swojego biura. Siedzi 5 minut w ciszy, znaczy coś kombinuje. Po chwili słyszę jego tubalne “nie da się”. Nosz by go cholera jasna strzeliła i wiekuista sraczka nawiedziła. Co się nie da, ma tylko zrobić spis spraw i teczkę. Wchodzę do niego do biura.
-Co się nie da?
-Teczka się nie mieści.
-Jak teczka się nie mieści? Gdzie ona w ogóle ma się zmieścić?
-No teczka podteczki nie mieści się do wpięcia do teczki.
-Co?
Patrzę. Siedzi. Na biurku otwarta teczka, w rękach druga. Widzę świeże ślady po dziurkaczu lekko zmaltretowane próbą siłowego wciśnięcia i dopasowania do otwartej.
-To, że ona się nazywa podteczka nie znaczy, że ma być koniecznie wpięta do teczki. Może stać obok.
Odwracam się na pięcie i wychodzę żegnany przez brzmiące niczym “eureka”
-Aha...

1 komentarz:

  1. Chryste... zupelnie jak w moim us. Tacy ludzie tworza struktury administracji. Kazdego dnia sie dziwie geniuszu innych wspolpracownikow. Jestem najmlodsza i musze rozwiazywac te ich urzedowe zagadki komputerowe. Ciagle im tlumacze zawilosci i zlosliwosci komputera;) a Nowy Jork jest w Europie! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń