"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 18 sierpnia 2016

N9- moje A2/AD.

Anti-Access/Area Denial to w nomenklaturze wojskowej strategia polegająca na wyłączeniu z użycia przez ewentualnego przeciwnika pewnego obszaru z użyciem kombinacji różnych systemów. To w przenośni taki “bąbel”, w który nie można spokojnie się dostać, bo w jego obszarze strona stosująca A2/AD ma duże możliwości walki elektronicznej, jest nasycona systemami obrony p-lot. itp. Na dużą skalę szczególnie specjalizuje się w tym Rosja i Chiny. Ta pierwsza szczególnie niepokojąco dla nas m.in. w Kaliningradzie i okolicach (a przez okolice rozumiemy pół Polski i krajów bałtyckich), a drudzy szczególnie niepokojąco dla USA w okolicach Morza Wschodniochińskiego i Morza Południowochińskiego.
Z kolei na skalę mikro w A2/AD specjalizuję się ja. Tylko zamiast światowego supermocarstwa, względnie najpotężniejszego sojuszu militarnego jaki kiedykolwiek istniał, moim głównym przeciwnikiem są ludzie. Nie wiem, czy ja jestem tak atrakcyjny jak chińska gospodarka, że wszyscy po prostu marzą o tym, żeby się o mnie ocierać, czy to po prostu taki standard, ale jakoś muszę sobie z tym radzić. Także w pracy, bo i Szef i Dziad również praktykują ocieractwo połączone z wonią czosnku z mordy. Desperate times call for desperate measures.
Najczęściej to przejawia się we wszelkich możliwych kolejkach. Ludzie pchają się do przodu, jakby te 20 cm miało zadecydować o tym, że pani kasjerka ich przyjmie lub nie. Jakby wymóg 20 cm utrzymały wszystkie dziewczyny, to nigdy żadna by ich nie przyjęła… I w kolejce też to nie ma znaczenia, a tak się składa, że strefa komfortu, ta najbliższa dla nas to jakieś 50-70 cm wolnej przestrzeni we wszystkich kierunkach. Minimum. Więc stojąc w kolejce do kasy stosuję prosty trik. Stoję bokiem do kierunku, w którym się ona porusza. Od osoby przede mną zachowuję dystans dzięki własnej kulturze osobistej. Całym ciężarem ciała stoję na nodze od strony właśnie tej osoby, a drugą wysuwam maksymalnie w kierunku drugiej. Dzięki temu gdy jest pozbawiona kultury osobistej to i tak nie stanie bliżej mnie niż moja wyciągnięta noga. NOTORYCZNIE deptają mi po stopie, ale to nic. Przeproszą i się odsuwają, a wraz z nimi zapach niemytego ciała i dotyk lepiej skóry.
Czasem jednak nie da się w sposób prosty uzasadnić stania bokiem do kolejki, bo po żadnej jej stronie nie ma półek ze słodyczami do oglądania. Np. przy wsiadaniu do pociągów czy autobusów. Oczywiście widoczki takie, jak te na Japońskich czy Koreańskich stacjach, gdzie ludzie stają w karnej kolejce zostawiając dodatkowo miejsce dla wysiadających (!!!!!!) możemy w naszych realiach walki o byt na poziomie zwierząt włożyć między bajki 1001 nocy. Ale nie martwcie się, Wasz mentor w kwestiach A2/AD in everyday life ma i na to rozwiązanie. Potrzebujecie tylko plecaka i niestety, dość niekulturalnie założonego na plecach. Im większy/cięższy tym lepszy. Gdy poczujecie na plecach nacisk współkolejkowicza stojącego za Wami, po prostu markujecie, że odwracacie się w jedną stronę gdzie coś was zainteresowało i za chwilę odwracacie się z powrotem. Jedno pieprznięcie plecakiem powinno wymusić na nim cofnięcie się krok wstecz. W razie potrzeby operację można powtarzać.
Jednak zdarzają się i sytuacje, gdzie nie możecie stać bokiem i nie macie plecaka. Np. siedząc w pracy przy biurku gdy Szef czyta coś na Waszym monitorze stojąc tuż za Wami i niebezpiecznie zbliżając się do granicy molestowania. Tutaj można zastosować pochodne poprzednich sposobów z wykorzystaniem krzesła. Wpierw przesuwamy tyłek pod samo oparcie i pochylamy się łokciami na blat odpychając krzesło najdalej jak się da- to wymusi na nim również zwiększenie dystansu. Druga metoda to gwałtowne przesunięcie się fotelem w celu sięgnięcia po coś, tak jak plecak powinno się krzesłem odgonić natręta.

Jak więc widzicie, jest metoda pasywna polegająca na zajęciu przestrzeni życiowej przedmiotem fizycznym uniemożliwiającym obcym wtargnięcie na jej teren oraz metoda aktywna zakładająca, że w dynamicznej akcji stworzy się przynajmniej złudzenie zagrożenia uderzeniem, które ma zmusić naruszającego naszą strefę komfortu do jej opuszczenia. Istnieją również pewne alternatywne metody, jednak wymagają większego poziomu desperacji i mogą pociągać za sobą więcej negatywnych konsekwencji. Możecie np. się spierdzieć albo zesrać (to drugi działa lepiej), czy przestać myć. Udawać pijanego, chorego i planującego w najbliższej perspektywie czasowej zwymiotować. Pamiętajcie- jeśli coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie.

6 komentarzy:

  1. Sposób z pierdzeniem jest bardzo dobry.
    Warto potem zrobić jeszcze awanturę: "Panie, nie dość, że pan się pchasz, to jeszcze pan śmierdzisz!"

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziwne...
    Do mnie nikt nie chce się przytulić.
    Wczoraj jakiś menel dał mi zeta.
    Apis.

    OdpowiedzUsuń
  3. Będę udawał pijanego w pracy! Może dostanę wyjazd służbowy na komendę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z odrobiną szczęścia radiowozem i w gratisie test środków przymusu bezpośredniego ;)

      Usuń