"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 3 listopada 2016

Dzień dwieście dwudziesty dziewiąty- wydział dwóch prędkości.

Szef mnie irytuje i wiecie to nie od dziś. Głównie jego zdająca się nie mieć granic głupota, ale także lenistwo, żałosne żarty czy smród. Drażni mnie też jego podejście do czasu. Kojarzycie taki kawał?
-Panie sierżancie, a co to jest czasoprzestrzeń?
-Czasoprzestrzeń, szeregowy, to znaczy, że kopiecie rów od płotu do godz. 13.
To idealnie opisuje Szefa, który nota bene w woju był i jest szeregowym. To chyba był piękny czas dla niego. Mądrzejsi mówili mu co ma robić i jak długo, a on to robił. I do dziś nie potrafi wyjść poza te ramy intelektualne.
Mam potężne wybrakowanie w magazynie. Potężne czyt. ⅔ wartości całości, X00.000 plnów. Ładne parę ton sprzętu musi zostać zapakowane, zwiezione z terenu i przygotowane do wywalenia. Same protokoły przyjęcia-przekazania zajęły mi pół dnia żeby to ogarnąć. Podliczyć co, kto ma i ile. Każdy szajs w 5 kategoriach jakości, każda kategoria inna cena, inna pozycja, mnożenie, dzielenie, dodawanie. No poszło dość sprawnie. Teraz muszę tylko zgarnąć część z mojego magazynu z półek do worków. Jakieś 5k sztuk. Samemu bym się z tym babrał pewnie z 3 dni, ale dorwaliśmy siłę roboczą z robót interwencyjnych. Szef mi ich załatwił na 3 dni. Mówię, że pewnie wyrobię się w góra dwa, ale to nic.
Wyznaczony dzień, 7 rano w magazynie. Plan A przewiduje, że skończę do 12. Plan B, że do 15. Plan C- jutro 10. D już nie ma, przy wdrożeniu C ubiorę mundur od Hugo Boss’a i zjawię się na miejscu wraz ze szpicrutą żeby odpowiednio zmotywować siłę roboczą.
-Panie kierowniku, bo my mamy tu dziś cały dzień przeznaczony i do roboty mamy nie wracać.
-Ja tam nie wiem co macie, co nie macie i niezbyt mnie to interesuje. Jak skończycie to ja was odsyłam, a co wy macie robić dalej, to wasza sprawa.
Większej motywacji nie potrzeba było. Wyrobiliśmy się do 10 wliczając w to półgodzinną przerwę śniadaniową, na którą łaskawie puściłem ich do domów. Trochę po czasie się zestresowałem, czy nie łykną sobie i czy w ogóle wrócą, ale szczęśliwie było to bezpodstawne. Po przerzuceniu koło 4, 5 może 6 ton sprzętu odgwizdałem koniec. Czas operacyjny 3h. W międzyczasie Szef dzwonił do mnie chyba z 5 razy z różnymi pierdołami. M.in., że sprzęt w biurze się popsuł i żebym pamiętał, żeby naprawić jak wrócę. Tym razem więc ja dzwonię.
-Dobra, koniec.
-Ale co, już skończyliście?
-No tak, właśnie to powiedziałem. Koniec. Odsyłam ludzi, sam idę się umyć i do biura.
-Ale miałeś to robić 3 dni.
-Nie. Ja mówiłem, że wyrobię się w jeden, góra dwa.
-No dobra, to siedź tam z nimi do 15.
-Ale po co? Robota zrobiona, mam tu tkwić jeszcze 5h i się patrzeć kolesiom w oczy? Po cholerę?
-No ale lepiej tam siedź.
No trudno. Zgasiłem światła, zamknąłem drzwi i mówię im, że mają wracać do roboty i nikt nie ma ich nigdzie widzieć, gdzie ich być nie powinno. Powiedzieli, że do 15 nie wyjdą z domów, no nie moja sprawa. Bardziej mnie interesowało, czy ciągle mam wszystkie moje tabelki wrzucone w chmurę. Okazało się, że tak i pierwszy raz w życiu popracowałem sobie zdalnie. Nie powiem, miłe uczucie gdy żaden Szef nie wisi nad głową i koleś w słuchawce nie musi się przebijać przez harmider głupawych żarcików i historii o paszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz