"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 6 kwietnia 2017

Dzień dwieście czterdziesty czwarty- więzienie to stan umysłu.


Pies mojej mamy jest dziwny. Pod wieloma względami, ale między innymi dlatego, że sra w ruchu. Widocznie gdzieś się zawsze bardzo spieszy. Minusów tego rozwiązania jest przynajmniej tyle co plusów. Jednym z nich jest to, że raz osrał sobie piętę, a ja do dziś mu to wypominam, choć nie wygląda jakby się przejmował czy brał to do siebie. Drugi jest taki, że ciężej wszystko pozbierać, bo zamiast jednej (nomen omen) kupki mamy dłuższą linię. A, że po psie się sprząta to sprawa oczywista. Czyż nie? No okazuje się, że nie dla wszystkich i dobrze zgadujecie, że pod tym pojęciem kryje się Szef.
-Ja tam nie sprzątam po swoim psie, bo robi u siebie.
-Gdzie u siebie?- dopytuje Dziad.
-Na osiedlu. To w końcu spółdzielnia, a więc własność nas wszystkich, więc też moja.
Czyż to nie oczywiste? Jak jest nasze, to wiadomo, że można nasrać na środku i wszystko jest ok. Od razu mi się przypomina jedna rasa kosmitów z jedynego polskiego serialu, który warto obejrzeć (tak, piszę o Kapitanie Bombie).
Przecież wiadomo, że nasze znaczy nas wszystkich i jak lubimy nasrać sobie w salonie, tak też lubimy na chodniku. Druga popularna w Polsce definicja słowa wspólne to “niczyje”. Czyj jest śmietnik na ulicy? Wszystkich, czyli nikogo, no to można wywalić, spalić, cokolwiek. W końcu niczyje, więc nikt na tym nie straci. I okazuje się, że Szef wyznaje obie definicje słowa wspólne.
-No bo jak to ktoś nigdy nie ukradł? Każdy kradnie. Ja jak mam okazję to też coś tam zabiorę. Leżą sobie jakieś paliki no to co?
No nie wiem. Nie wiem też jak Wy, ale ja się bez bicia przyznaję, że coś w życiu ukradłem i do dziś męczą mnie wyrzuty sumienia. W czwartej klasie szkoły podstawowej zapomniałem zapłacić za zdjęcie siedemdziesiąt groszy. Źle się z tym czuję, ale mimo, że wiem gdzie mieszka nauczycielka, której jestem dłużny, to przyjście tam po dobrych piętnastu latach mogłoby być jeszcze bardziej obciachowe.
Gdy o obciachu myślę to od razu przypomina mi się potomek Szefa. Idąc w ślady starego zapuszcza dziewiczy wąs pod nosem. Nie wiem jak to teraz się w gimnazjum załatwia, ale za moich czasów to się delikwenta goliło na sucho żyletą. Tak wiem, chodziłem do patologicznej szkoły- jedna z najgorszych pod względem sprawowania. I plot twist- jedna z najlepszych pod względem nauki. Paradoks. Koleś, który wrzucił na religii do metalowego kosza na śmieci petardę doprowadzając katechetę do stanu przedzawałowego miał średnią 5,3. I nauczyciele błagali go o udział w konkursach. W szkole miałem też gościa, którego średnia w trzeciej klasie gimbazy wynosiła 6,0.
Ale trochę odszedłem od tematu. Trochę- bo potomek Szefa, noszący (co widać z daleka) te same geny, chodzi do tej samej szkoły, co chodziłem ja. A jak wszyscy wiecie ostatnio miłościwie nam panujący stwierdzili, że ludzie za długo żyli w spokoju i pora ponownie wywrócić system oświaty do góry nogami. A jak tak, to co? Strajk nauczycieli. U nas akurat obeszło się bez drastycznych scen, większość jednak pracowała, a za strajkujących było zastępstwo i zajęcia odbywały się normalnie. W większości, tam gdzie się nie dało gówniaki miały bonusową godzinę wychowawczą. Podawali tą informację w regionalnym radiu. Powołując się na konferencję prasową lokalnego burmistrza. Na której wystąpił dyrektor wydziału edukacji. Ale zstępny mojego Szefa powiedział mu, że zajęcia odwołane. Komu uwierzył mój przełożony? Radiu i samorządowcom, czy synowi?
-Mój syn nie kłamie.
W związku z czym miał bonusowy dzień weekendu. Coś mi się wydaje, że ktoś tu popełnia dość poważne błędy wychowawcze. Mówi się “nie ucz ojca dzieci robić”, ale mimo braku własnych chyba mógłbym szepnąć parę dobrych rad. Mógłbym, gdybym nie miał na to tak bardzo wylane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz