"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 8 czerwca 2017

Dzień dwieście czterdziesty dziewiąty- skończ waść...

Pokłóciłem się z Szefem. Nie po raz pierwszy, choć nie jest to jakoś strasznie częste wydarzenie. Nie jest też jakoś specjalnie przyjemne, a właściwie na tyle traumatyczne, że idealnie pasuje na psychoterapię.
-Proszę, powiedz jak się czujesz po kłótni z przełożonym?
-Jakbym pobił dziecko. Żaden wysiłek intelektualny. A nawet czuję trochę wyrzutów sumienia.
Ponieważ nasza ostatnia potyczka była po prostu idealnie stereotypowa, to czemu by nie polecieć z tematem?
Zaczęło się od tego, że ogarnąłem temat siedem kartek tabelki w excelu. Żaden wyczyn szczególnie, że była gotowa. Nie rozumiem tylko, dlaczego ktoś przygotował tabelkę do sprawdzenia stanów na podstawie wydanych parę lat temu normatywów, która nijak nie pokrywa się z normatywami. Ale do tego stanu niezrozumienia przywykłem, więc go po prostu olałem. Rzuciłem ją Szefowi na biurko i wyszedłem po leki. Czyt. Tigera, nie wiem czemu pomaga mi na alergię. Po powrocie już od drzwi słyszę:
-Chodź tu do mnie.
No nic, idę.
-Zobacz, tu masz wszystko spierdolone.
I pokazuje na kolumnę pokreślona od góry do dołu przez wszystkie siedem kartek. Kolumnę, w której wstawiona była gotowa formuła.
-Nie mam. To jest podliczone z gotowego wzoru, nie będę im mieszał jak tak chcą.
-No ale to jest źle.
-Ale oni sami tak chcą i nie będę im zmieniał.
-Ale to trzeba poprawić.
-Nie trzeba. To jest GOTOWA formuła, którą przysłali. Nie zmienię jej.
Bum. To moment, w którym dotarło do niego, że zrobiłem dobrze. Przy okazji uściślijmy co było błędem wg niego, żeby nie było, że specjalnie podrzuciłem mu coś głupiego. Wszystko rozchodziło się o to, że w niektórych pozycjach było ponad 100% wymaganego stanu. Szef twierdzi, że nie może być więcej niż 100%. Jak mam 20 sztuk, a ma być 5, to jest 100%, a nie 400%. Więc idziemy dalej, bo oczywiście nie mógł po prostu powiedzieć “ok, rozumiem”.
-Czemu się rzucasz?
-JA się rzucam?!
-I czemu krzyczysz, czy ja podnoszę na ciebie głos?
-Zazwyczaj tak.
-Ja krzyczę?
-Krzyczy? -pytam stażysty i wskazuję na niego ręką z drugiego biura, żeby wiedział kogo pytam.
-Tak. Mówiłem już to parę razy, że dyrektor podnosi głos co chwilę. -opuszczam rękę i wsadzam w kieszeń, jakoś nigdy nie wiem co robić z łapami jak się z kimś kłócę.
-Coś się źle dziś czujesz? -to już znów Szef do mnie.
-Tak, bo zastanawiam się, ile razy muszę powtórzyć to samo, żeby wreszcie dotarło.
-I trzymam rękę w kieszeni jak z tobą rozmawiam?
Trzymam ją, żeby nie przypieprzyć w ten głupi ryj, już chciałem powiedzieć.
-Oooo… To teraz zaczynamy przypierdalać się do wszystkiego, tak? Co kolejne? Stoję zgarbiony? Mam rozpięty guzik?
Zapadła dłuższa cisza. Nie wyjąłem ręki z kieszeni, nie wyprostowałem się i nie zapiąłem guzika. Prawie trzydzieści stopni w biurze mamy.
-Czyli to excel liczy automatycznie?
-Tak. Dokładnie to od dłuższego czasu powtarzam.
-Yhym. No dobrze. To wydrukuj to jeszcze raz i im wyślij.

Za każdym razem to samo. Wielokrotne powtarzanie, aż zrozumie, że się myli, faza wicia się jak węgorz, żeby tylko spróbować się do czegoś doczepić i odwrócić uwagę od fazy pierwszej, krępująca cisza i przyznanie racji. Pięć lat, a ciągle nie nauczył się, że ja nigdy nie upieram się, gdy nie jestem czegoś pewien...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz