"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 14 września 2017

Dzień dwieście pięćdziesiąty ósmy- wsiąść do pociągu byle jakiego.

Lubię delegacje, takie jednodniowe. Wszystko, byleby tylko nie siedzieć kolejnego dnia w biurze. Czy to jadąc samochodem, czy pociągiem, zazwyczaj tylko nieznacznie dłużej niż zazwyczaj muszę pracować. Szczególnie lubię dwa konkretne wydarzenia, które wydarzają się w regularnych interwałach czasowych. Wizyta w magazynie centralnym i szkolenie.

Na pierwsze dostaję i samochód i kierowcę z Urzędu, więc żyć nie umierać. Podwózka od drzwi do drzwi, tylko w międzyczasie trochę roboty fizycznej, bo sprzęt pakować i rozpakować, to ładne kilkaset kilo do dźwignięcia, a w międzyczasie papierologia. Szkolenie jest jeszcze lepsze, gdyby nie przymus korzystania z PKP. Z ciapolągami zawsze na dwoje wróżyła- tzn. na bank nie będzie czasowo, ale możecie trafić albo na czysty i nowy skład, albo na zasyfiony i stary. Za to samo szkolenie odbywa się sto metrów od dworca i rok rocznie jest dokładnie to samo, więc jedyne co robię to podpisuję listę, zbieram materiały, wypijam kawkę, jem kanapeczkę i idę na pierwszy powrotny. Prowadząca już nawet nie zwraca na to uwagi, tylko na wejściu pyta czy kawę zdążę z nią wypić. Nie patrzcie tak na mnie, jestem jedyną osobą na tym szkoleniu, która jest co roku- tak sobie to mój Urząd wymyślił.
Szczytem, szczytów była jedna z moich delegacji, gdzie dosłownie jechałem do magazynu po jedną sztukę sprzętu, którą równie dobrze mogliby nam przysłać pocztą. Ale szefostwo wymyśliło sobie, że jeszcze po drodze zabierzemy dwoje innych urzędników na konferencję trwającą dobre trzy godziny. Obskoczenie magazynu to dziesięć minut licząc z dojazdem, szczęśliwie po przeciwnej stronie ulicy znajduje się centrum handlowe. A gdzie lepiej stracić trzy godziny życia, niż w Ikei? Ok, wiem że lepszych miejsc jest multum, ale ciągle jednak mam jakieś granice co do rzeczy, jakie robię (mimo wszystko) w czasie pracy. Hej, nie patrzcie tak na mnie, i tak musiałem czekać na koniec konferencji. I nie ja to wymyśliłem. Przynajmniej chlebak mam ładny.
Żeby było zabawniej, szczyt, szczytów przyjdzie mi zdobywać po raz kolejny. Znów mam jedną sztukę sprzętu do odebrania i mimo braku innych zadań do wykonania to po prostu nie można go wysłać pocztą. Więc tym razem wezmę po prostu swoje cztery kółka i… hm, potrzebujecie coś z Ikei?
Jednak jak głosi stare porzekadło nosił wilk razy kilka ponieśli i wilka, albo trafiła kosa na kamień, albo przyszła kryska na matyska, albo przyszła krasa na… I dowiedziałem się, że mam jechać na kolejną delegację. Tym razem cały tydzień. W okolice polskiego bieguna zimna. W towarzystwie najbardziej przeze mnie znienawidzonego urzędnika ze wszystkich ościennych urzędów, którego utopiłbym w garści piasku. Ale gdyby tego było mało i ta obrzydliwa kreatura nie powodowała u mnie wykładniczego przyrostu nienawiści w odpowiednim tempie, to dostanę jeszcze jednego współuczestnika. Nie, nie Dziada. Szefa. Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Niedługo spędzę tydzień przy granicy Rosyjskiej i Białoruskiej z dwoma najbardziej znienawidzonymi przeze mnie urzędnikami, do których poziom pogardy mam tak wysoki, że ledwo starcza na wstrzymanie się przez te codzienne osiem godzin. Trzymajcie za mnie kciuki. Ślijcie modlitwy. Możecie też zapalać świeczki w oknie i rysować kredą pod urzędami.


2 komentarze:

  1. Nigdy nie jest tak źle żeby nie mogło być gorzej więc wkalkuluj jeszcze w swój uroczo towarzyski wyjazd gównianą pogodę panującą wiecznie w rejonach bieguna zimna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, to też muszę doliczyć... Ciągle liczę, że uda mi się L4 dorwać ;)

      Usuń