"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 31 sierpnia 2017

Dzień dwieście pięćdziesiąty siódmy- kubeł.

Wiecie, że dla zachowania zdrowej wagi i relacji z innymi wystarczy jedna, prosta rzecz. W odpowiednim momencie zamknąć mordę. Mądrość życiowa, którą szczególnie powinni przyjąć do wiadomości wszyscy mający niczym Kubuś Puchatek mały rozumek. A, że patrząc na Szefa nie mogę pozbyć się z głowy pytania kto mu co rano wiąże buty, to powinien się do niej stosować podwójnie.
Było tak przy pierwszym wystąpieniu przed Radą i mediami, gdy słuchałem go z rosnącą z minuty na minutę zgrozą. Pieprzył trzy po trzy, a wszystkie portale internetowe rozgorzały później komentarzami do jego kwiecistej mowy. Pytają go o atmosferę wydarzenia (nie ważne jakiego), odpowiada że było kulturalnie i spokojnie. Info dla Was: wszędzie lądowały filmiki na których wyraźnie podchmieleni ludzie przekrzykiwali się informacjami co do profesji matek adwersarzy i odziedziczonymi w związku z tym tytułami społecznymi. Podpowiem, że nie chodziło o tytuły szlacheckie. Pytają go, czy wg niego było bezpiecznie, odpowiada że tak, a w następnym zdaniu gani ludzi, którzy przyszli z dziećmi za narażanie ich na niebezpieczeństwo. Pytają go o ogólną opinię, to ten odpowiada że było jak za jego poborowych czasów za PRL tylko brakowało mu wódki, bo w przeciwieństwie do lat ‘80 tym razem nie częstowali. A, na koniec dodał “he he he”.
Gdy więc pojawiła się kolejna okazja, a właściwie smutny obowiązek, żeby się wypowiadał, to dałem mu za darmo jedną, złotą radę. Opowiadaj krótkimi zdaniami, tylko podstawowe fakty, przedstawisz je- zamknij mordę. Pomni rozmiaru poprzedniej klęski, także Szefostwo postanowiło zagrać bezpiecznie i kazali Szefowi napisać co będzie mówił i przedstawić to do akceptacji. Oczywiście ani to było ładne, ani zgrabne, ale przynajmniej pozbawione zbędnego pieprzenia.
Z niekrytym więc zadowoleniem słuchaliśmy jak sylabizuje z kartki nie za bardzo przejmując się chaosem jaki panował w tej wypowiedzi i z równie niekrytym przerażeniem słuchaliśmy, jak po zakończeniu części głównej zaczął dodawać coś od siebie. Więc zaczął mówić o raju, który widział (nie pytajcie, nikt nie wie o co chodzi) i o generale matce naturze (prawdopodobnie jakieś pomieszanie generała mroza z matką naturą, ale to luźne domysły). Szczęśliwie to, co mówił było tak abstrakcyjne, że wszyscy potencjalni interlokutorzy byli w głębokim szoku i dało to czas na zadziałanie awaryjnych rozwiązań. Zaraz po wystąpieniu Szefa byli gotowi inni, którzy szybko przejęli temat i wyprowadzili wszystko na w miarę równą ścieżkę.
Ale to nie jedyne przypadki, w których Szef nie trzyma mordy w kuble, tak jak powinien. Z ostatnich tylko dni mogę przytoczyć choćby ten, gdy braliśmy udział w jednym z Urzędowych spotkań. Było to na sali konferencyjnej, która ma ten minus, że stoły są ustawione w podkowę. Siedziałem, siłą rzeczy, przy moim przełożonym, ale obgadywałem jakieś pół-oficjalne sprawy (no dobra, pieprzyłem o dupie maryny) z kolesiem z innego biura. Od niego przynajmniej nie waliło. Pech chciał, że Szef siedział ostatni, więc skoro ja byłem odwrócony, to nie za bardzo miał komu truć dupę w pobliżu, więc przerzucił się na siedzących naprzeciwko, same dziewczyny i zaczął rzucać tekstami “no, no, jakie ja mam widoki”, “ho ho, co za nogi”, “he he”.
Nie wiem, kto w tym momencie miał wyraźniejszy wyraz zażenowania na twarzy, ja czy one.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz