"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 16 listopada 2017

Dzień dwieście sześćdziesiąty piąty- jak cię widzą, tak cię piszą.

Szef żyje w błogiej nieświadomości otaczającego go świata. Głównie dlatego, że jest zbyt tępy żeby zrozumieć przyczyny i skutki. Ale nie tylko. Widzicie, ja jestem jak sejf- żeby wydobyć ze mnie informacje trzeba użyć palnika. Szef z kolei jak pudło rezonansowe, najdrobniejszy szept wzmocni i puści w eter. I ludzie o tym wiedzą, a to ma swoje konsekwencje.
Ostatnio mieliśmy duże spotkanie z naszym Kółkiem Różańcowym, trzeba było wyjaśnić parę nieścisłości między Urzędem, a nimi. Coraz bardziej się do nich przekonuję, od kiedy zarząd zmienił się z 70-latków na 30-latków. A i oni regularnie mnie męczą, żebym do nich wstąpił, ale nie wiem czy bym wtedy brody nie musiał golić. A tą mam całkiem obfitą. Kiedyś, gdy nie miałem gdzie odłożyć długopisu wsadziłem sobie go w brodę, po czym kwadrans go szukałem.
Ale wracając- spotkanie. Przebiegło całkiem owocnie, gdyby nie Szef oczywiście. Wszyscy się ze sobą zgadzali, poza Szefem, i dochodzili do konstruktywnych wniosków, poza Szefem. Kółko Różańcowe wyszło zadowolone, bo otworzyła się przed nimi nowa droga finansowania. Urząd wyszedł zadowolony, bo otworzyły się przed nim nowe możliwości pozyskania darmowej siły roboczej. Szef wyszedł niezadowolony, bo wszyscy jednomyślnie odrzucili jego debilne pomysły.
To spotkanie zachęciło Kółko do jeszcze intensywniejszego działania. Don’t tell me sky is the limit, when there are footprints on the moon. Zamknęli się więc w gabinetach na parę tygodni i gdy z nich wyszli zorganizowali spotkanie ze mną i Szefem wszystkich Szefów. Oczywiście przed samą rozmową dali mi wszystkie swoje materiały, ładnie opracowane w postaci zbindowanej książeczki.
-Zobacz co myślisz bo nie wiemy, czy to nie za daleko?
Zobaczyłem. Wyciągnąłem kalkulator, bo tak dużych liczb nie lubię liczyć w pamięci. Gdy przekroczyłem sześć zer już wiedziałem co na ten temat myślę.
-O jasny chu…
Nie dokończyłem, bo drzwi do gabinetu się otworzyły i zaproszono nas do środka. Choć tyle wystarczyło, żeby i oni zrozumieli, że trochę z motyką na słońce startują. Koko, koko, wykresy spoko, ale budżet nie jest z gumy.
-No, to co was tu sprowadza?
-Panie Szefie wszystkich Szefów, tu mamy taki projekt, jakby mógł pan na niego spojrzeć, co pan o nim myśli. Ale to tak spokojnie, bo to dużo się wydaje i jest. Ale to plan na lata, może i dziesięć.
-Yhm, yhm, yhm. -zamyślił się, przejrzał, po czym chwycił połowę kartek.- Na to daję wam 50%, resztę wpisuję do programu wyborczego i po wyborach.
Chwilę nam zajęło dojście czyja szczęka gdzie leży pod stołem. Szybko zerknąłem na kalkulator i jakbym tych całek nie liczył wychodzi kilkaset tysięcy nowych polskich złotych.
-Wiecie już, skąd weźmiecie pozostałe 50%?
-Noooooo… Tak myśleliśmy i sondujemy pana Dariusza z Dużego Urzędu… Podobno może się zgodzi dołożyć?
-Darek? Czekajcie -wyciąga telefon i wybiera numer.- No cześć Daro, są u mnie ludzie z Kółka Różańcowego, słyszałeś co chcą? No. No. No to dej, bo majom chorom curke. No, dzięki, czółko.
Nawet już mi się nie chciało schylać po szczękę.
-Młody, weź z kolegami napiszcie do Darka pismo, że ja tą kasę daję, on też da. W przyszłym roku to macie, a do reszty może też się dołoży. Ale to po wyborach. A, tylko nic Szefowi nie mów na razie, nie chcemy żeby ktoś nas ubiegł w złożeniu wniosku, nie?
Wyszliśmy, pogratulowaliśmy sobie i chwilę jeszcze pogadaliśmy.
-Nie spodziewałem się, że aż tak dobrze wam pójdzie.
-My też nie.
-A może bym wziął sobie jeden egzemplarz planu, to może Szefowi bym pokazał, żeby nie srał ogniem, że siedziałem godzinę i nic nie ma.
-Wiesz co… Może nie. Przyślemy ci to na maila prywatnego jak potrzebujesz do pisania, ale Szefowi na razie nic nie mów… Nie chcemy, żeby inni podpatrzyli i nas uprzedzili…
-Ok, ok. Kumam.
Ruszyłem więc pisać pismo. W połowie schodów zaczął mi telefon wibrować.
-Halo?
-Darek z tej strony.
-Ten Darek?
-Ten. Słuchaj, rozmawialiśmy jeszcze raz z Szefem wszystkich Szefów, żebyś to tam sensownie opisał. Macie potrzeby i faktycznie warto byłoby doinwestować. Wola jest, chęci są, tylko ładny wniosek musi być, kumasz?
-Kumam.
-I nie mów nic Szefowi. To robimy na razie bez hałasu.
To teraz tym bardziej będę musiał się sprężyć i dobrze go napisać. Mimo, że o Kółku to ja tak między Bogiem, a prawdą za dużo nie wiem… Szczęśliwie chłopaki stwierdzili, że machniemy to wspólnie, bo im zależy i to bez wątpienia bardziej niż mi.
Tymczasem w biurze Szef już od progu:
-I co?
-Nic. Pogadaliśmy z szefostwem, takie ogólniki, może coś z tego się wykluje.
-Ta, wykluje. Gówno. Nic nie robią, tylko przeszkadzają. Wszyscy to wiedzą (bo łazi i rozsiewa ferment), nikt ich poważnie nie traktuje. Musimy się tego pozbyć z Wydziału bo tylko się ośmieszamy.

Szef produkował się dalej, podczas gdy ja klepałem wniosek na setki tysięcy, który ma wyjść z mojego Wydziału bez wiedzy Szefa. Do tego stopnia bez wiedzy, że podpisze go bezpośrednio Szef wszystkich Szefów, a Szef dowie się po wszystkim.

2 komentarze:

  1. Pracowałem już z różnymi debilami, ale Twój szef bije wszystkich na głowę (nawet jeśli trochę koloryzujesz). Niestety w państwowych firmach tacy goście mają się nadzwyczaj dobrze. Po latach przepracowanych w służbie zdrowia (zakończyłem "przygodę" z nimi kilkanaście lat temu) nadal mam co wspominać. Nie opowiadam nikomu, bo kto by uwierzył np. w konieczność pisania uzasadnienia wniosku na wydanie długopisu z magazynu. Generalnie współczuję roboty, ale widać, że zaczynają się na Tobie poznawać w wiedzą z kim trzeba gadać jak się chce coś załatwić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jest ;) Już jakiś czas temu wyczuli, że jedyna ogarnięta persona, z którą cokolwiek można załatwić jak z normalnym człowiekiem to ja- liczę, że przełoży się to na różne inne bonusy.
      A służba zdrowia... Ah... Koleżanka- młoda lekarka, była w sekretariacie dyrekcji jednego ze szpitali po dokumenty i informacje odnośnie rozwiązania umowy o pracę, to na każde jej pytanie sekretarki odpowiadały "pomidor" :D

      Usuń