"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 19 kwietnia 2018

Dzień dwieście siedemdziesiąty dziewiąty- blitzkrieg.

Kółko Różańcowe. Całkiem dawno o nim nie było, a osiągają nowe poziomy działalności. Dwa lata temu, gdy męczyli mnie żebym wstąpił w ich szeregi powiedziałem, że tak zrobię gdy osiągną odpowiedni poziom. Dziś są blisko, a ja danego słowa nie łamię. I to mnie trochę martwi, ale zanim nastąpi minie jeszcze przynajmniej rok, lub dwa. Aż żałuję, że nie mogę Wam powiedzieć szczegółów, sami bylibyście pod wrażeniem.
Do tego czasu jednak czeka ich jeszcze jeden ważny krok. Bardzo duży zakup. Tak duży, że sumując wszystko, co przez ostatnie lata dostali dofinansowane od Urzędu, to nie starczyłoby nawet na 1/7 zakupu. My dołożymy im połowę. Już mają to obiecane przez Szefa wszystkich Szefów, muszą “tylko” znaleźć resztę. Chodzą za nią już prawie rok i prawie udało im się to zebrać. Są już tak blisko, że nie odpuszczą, ale ciągle trochę brakuje.
I tu na scenę wkracza… jak nazywa się Kółko Różańcowe po niemiecku? Nie wiem. Mein deutsch ist nicht so gut. W każdym bądź razie okazało się, że w Niemczech też są kółka różańcowe, także w naszym mieście partnerskim, o którym niedawno Wam pisałem, a z którym łączy nas wyjątkowa miłość. Przyjaciele Niemcy przyjęli za punkt honoru pomóc naszym i muszę przyznać spisują się nieźle. Także teraz słysząc o potrzebach finansowych postanowili przyjechać i wspomóc kolegów. Wpierw przeprowadzili oczywiście zbiórkę u siebie, następnie zapakowali pieniążki w kopertę i z najbliższą oficjalną wizytą pojawili się u nas.
I tu zaczął się problem. Skoro to wszystko jest już tak ładne i oficjalne, to Urząd też musiałby się tam pojawić. Pytanie kto? Ja? Nie. Mimo, że się tym zajmuję to stwierdzono, że powinno to być na wyższym poziomie. Więc Szef. Pech chciał, że ten umówił spotkanie na ten sam dzień i tą samą godzinę z prezesami i dyrektorami jednostek podległych. Więc powiedział, że nie przyjdzie. Szef wszystkich Szefów niezadowolony, prezes Kółka Różańcowego wydzwania do mnie co teraz, bo bardzo by chciał, żeby to wyglądało poważnie, a tu taki klops. A co śmieszniejsze, oba spotkania obsługuje dokładnie ta sama osoba. Wiedziała o obu, gdzie będą, kiedy i kto jest zaproszony, a mimo to ogranizowała je jakby nigdy nic. Ja wiem, że wymaganie od ludzi łączenia dwóch faktów ze sobą to trochę ponad siły większości, no ale jednak…
Teoretycznie Szef nie musiałby być na spotkaniu z prezesami. Tam bym wystarczył ja. Nawet byłbym szczęśliwszy, bo lepiej by się to miało szanse potoczyć. Nawet pomimo to, że jedyne co miał zrobić Szef to powitać i pożegnać zebranych. Starałem się go przekonać, że delegacja z Niemiec to jednak ważniejszy temat, no ale nie słuchał. Spotkanie trwało sobie jak trwało, na szczęście szybko się skończyło i Szef czym prędzej pojechał na drugi koniec miasta na kolejne. Czy zdąży? Nie wiem.
Dowiedziałem się parę godzin później, gdy zadzwonił prezes Kółka Różańcowego.
-No cześć Młody.
-Cześć.
-Szef zdążył.
-No proszę.
-Ale następnym razem musimy zrobić wszystko, żeby nie zdążył.
-Czemu?
-On jest kuźwa nieprzewidywalny. Co on wygadywał, to ja nawet nie… Słuchaj, on im ciśnie, jak my tu wszyscy bezprawnie działamy…
-Ale nie działamy bezprawnie…
-No ja wiem, ale Szef? On ma kuźwa jakąś alternatywną rzeczywistość, w której wszystko co nie zgadza się z jego poglądem jest bezprawne. Ja już tłumaczowi szepnąłem, żeby tego nie tłumaczył, ale coś tam mówić musiał, nie wiem co…
-Mam nadzieję, że nie było zbytniego przypału.
-Nie było? Po jego wyjściu nawet dzieciaki z naszego Kółka się z niego śmiały! Ja mam teraz problem jak zrobić, żeby im wytłumaczyć, że nie mogą się z niego śmiać, bo to dyrektor wydziału…
-Oj tam nie mogą…
-Przynajmniej nie otwarcie. Przy tym wariacie to nigdy nie wiadomo co mu do łba kiedy strzeli… Ale jakby co, następnym razem przedłużaj spotkanie żeby nie zdążył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz