"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 12 kwietnia 2018

Dzień dwieście siedemdziesiąty ósmy- garota.

Pętla wokół Szefa się zaciska. Pomalutku. Niestety nie ma na celu udusić go, a troszeczkę żałuję, tylko siłowe wciągnięcie go na właściwie tory. Otóż jakiś czas temu doszło do zmian personalnych na różnych szczeblach różnych instytucji mających większy lub mniejszy wpływ na moją pracę. O tym zresztą już pisałem kiedyś. M.in. zmienił się człowiek na stanowisku, na które chciałem kandydować, ale nie mogłem… O tym chyba też pisałem.
Mimo, że kandydować nie mogłem, to zmiana jest pozytywna. Powiedzmy sobie wprost- zmiana z człowieka nie potrafiącego używać komputera, na kogoś kto m.in. pracował jako informatyk jest już wystarczająco pozytywna, nawet jakby to był jego jedyny plus, a nie jest. Szef miał nadzieję, że jako najstarszy stażem (najlepszy przykład na to, że wiek nie idzie w parze z wiedzą) zmusi go do słuchania go i będzie nim sterował samemu nie ponosząc zbytniej odpowiedzialności.
Po pierwszym spotkaniu ku mojemu głębokiemu smutkowi wyglądało, jakby miało mu się udać. Tylko wyglądało. Facet po prostu nie do końca wiedział co i z czym, a przede wszystkim kto jest kim. Każde kolejne spotkanie było już dalece nie po myśli Szefa, co zaczęło strasznie wyprowadzać go z równowagi. Do tego stopnia, że zbudował sobie małą koalicję ludzi, którzy go popierają. Małą, bo razem jest ich trzech, z trzech różnych urzędów. Tres amigos, którzy wartość mają mniej więcej na poziomie Szefa, czyli bliską zeru. Jeden z nich w ogóle się nie liczy, bo pracuje na jakąś 1/20 etatu, czy coś w tym stylu, stąd robi wszystko co Szef mu powie, bo wydaje mu się, że ten się zna. Więc nim się nikt kompletnie nie przejmuje i nie przykłada do niego jakiejkolwiek wagi, zatem de facto jest ich dwóch.
Ta dwójka co dostanie jakieś pismo, telefon, cokolwiek, dzwoni wzajemnie do siebie głównie po to, żeby trochę popierdolić głupot. Głupoty są ekstremalne i dotyczą czepiania się każdego szczegółu jaki może być. Tabela do wypełnienia bez opisu jak ją wypełnić? Telefon do siebie i piszą do kolesia, że ma im wysłać poprawioną wersję, bo inaczej nie wiedzą jak to wypełnić. I to nie ma znaczenia, że rok temu była dokładnie taka sama z opisem…
-...i możemy wypełnić wg zeszłorocznej albo zobaczyć zeszłoroczny opis.
-Nie, nie, nie Młody. Musi nam przysłać bo jak będziemy inaczej umieli to wypełnić?
Nie przysłał. Więc oboje wpierw za telefon i wykręcanie numeru do siebie nawzajem, a potem do niego, że skoro nie chce im przysłać, to nie ma się co dziwić, jak dostanie to późno. No bo przecież muszą wymyślić jak to zrobić. I właśnie na to koleś czekał. A czekał cierpliwie, żeby przeleciał termin i gdy tylko to się stało to chwycił za telefon i wykręcił numer do przełożonego poplecznika mojego Szefa. Tamten to też niezle ziółko, jeszcze gorsze w mojej opinii od Szefa (tak, jest to możliwe)- i nie dość, że jest idiotą, to jeszcze nie ma kompletnie nic w papierach porobione. Dodatkowo jest świeżo po kontroli NIK-u, która mu to wszystko wytknęła, więc telefon z informacją, że znów nie robi papierków zadziałał jak powinien. Szybki strzał w mordę naprostował go na właściwą drogę, dziecinne “spiski” z Szefem skończyły się jak ręką uciął.
Szef oczywiście strasznie to przeżywa, jego irytacja ciągle rośnie, ciągle się nakręca i ciągle spiskuje. On jednak ma ten plus, że w przeciwieństwie do byłego współspiskowca nie pracuje sam, a ma 2 dodatkowe osoby w wydziale. No i tu problem, bo nawet jak Szef będzie szedł na spierdolenie czegoś, to niestety sporo tego ja też mam w zakresie obowiązków i wykręcenie się “bo ja nie jestem dyrektorem” nic mi nie da. Tak więc mój przełożony dalej pisze i dzwoni do kolesia z wszystkimi pierdołami tylko po to żeby utrudnić mu życie, a ten dziś już nie wytrzymał i dzwoni do mnie.
-Powiedz mi Młody, bo ja tylko z tobą mogę pogadać tam jak z człowiekiem, czy Szef jest pojebany?
-Tak, jest.
Dłuższa cisza w słuchawce zdradziła mi, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
-To wiesz co. Wpadnij do mnie dziś, tylko nie mów mu po co idziesz bo znów będzie mi truł.
Perspektywą kawy to ja rzadko gardzę, a wyjściem z Urzędu to już właściwie nigdy, więc ruszyłem. Na miejscu pogadaliśmy sobie spokojnie, poopowiadałem mu co i jak wygląda, wytłumaczyłem mu dwie miny na które Szef stara go się wciągnąć i zapadła decyzja, że w tym wypadku też będzie musiał zostać użyty telefon.
-Tylko, że wiesz, że ja i tak muszę wszystkiego pilnować, a jak nie będę pilnował to też dostanę po jajcach, c’nie?
-Yhm… A powiedz mi, kiedy idziesz na urlop?

Stuknięcie kubków z kawą i uśmiech zakończył to owocne spotkanie. Teraz tylko trzymam kciuki za powodzenie.

2 komentarze:

  1. No już myślałem że się nie doczekam. Wystarczy tylko nie sprzątać min, na które ochoczo się próbuje wpakować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tja... Problemem jest to, że ja z nim na tym polu minowym chodzimy niemal pod rękę. Co wybuchnie pod nim to dostanę i ja. I cała sztuka w tym, jak to zrobić, żeby na minę nadepnął wtedy, kiedy mnie nie będzie w pobliżu.
      I nad tym pracujemy.

      Usuń