"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 29 marca 2018

Dzień dwieście siedemdziesiąty siódmy- tupu tup.

Mam problemy z asertywnością. A może raczej z myśleniem- myślę ze zbyt dużym wyprzedzeniem. Przewiduję konsekwencje na wiele kolejnych etapów i gdybym o tym nie myślał, to pewnie od razu bym coś zrobił. A tak widzę długofalowy bezsens działania i się wstrzymuję.
Tym sposobem wylądowałem z Szefem i planem Urzędu na jego poddaszu. Widzicie Szef, poza byciem Szefem, ma też dodatkowe samodzielne stanowisko. Problem w tym, że nie samodzielny człowiek nie powinien mieć samodzielnego stanowiska, bo sobie na nim nie poradzi. I dokładnie tak jest w tym przypadku.
Zanim zaczniecie mnie raczyć mądrościami życiowymi wróćmy do pierwszego akapitu- uprę się, żeby nie pomóc mu, to zacznie gównoburzę, która będzie trwała non stop bo sprawa jest pilna, a on nawet gdyby nie był leniwy, to i tak nie ma umiejętności żeby ją wykonać, w końcu dojdzie do dyskusji na temat zakresu obowiązków, a mimo że tego wpisane nie mam, to jest magiczny zapis “wykonywać inne czynności zlecone przez przełożonych”. Kłótnia będzie trwała całymi dniami, zrobienie tego to kwestia 2 godzin. Co się bardziej opłaca, mieć rozwolnienie czy zatwardzenie? Zapraszam do filozoficznej dyskusji.
Wracając do tematu- Szef musi nanieść na plan Urzędu parę rzeczy. Jak się słusznie domyślacie człowiek, który pogubi się w obsłudze Painta nie zrobi tego. Dla mnie podstawowa obsługa programów graficznych wielką tajemnicą nie jest. No więc dobrze, tylko wpierw muszę wiedzieć co i gdzie dodać, więc Szef musiał zaznaczyć to na planach. A ponieważ nie jest samodzielny, to musiałem iść też.
Stoimy więc na poddaszu, trzyma w rękach plan piętra i drapie się po głowie. Korytarz ma kształt prostokąta, jedno wejście z klatki schodowej, obok niego urządzenie do naniesienia. Drapanie natęża się i w końcu niepewnie przykłada ołówek do kartki.
-Tu?
Nie, to nie było pytanie retoryczne. Przynajmniej tak się wydaje biorąc pod uwagę, że patrzy na mnie i czeka nic nie kreśląc.
-Nie. Po drugiej stronie.
Przesuwa ołówek wzdłuż drzwi i patrzy na mnie.
-Po drugiej stronie, w sensie od korytarza, nie od klatki schodowej.
Cofa się i czeka. Czeka. Czeka.
-Tak, tutaj.
Zaznaczył i odetchnął z ulgą.
-To wszystko? -może nie zgadliście, ale nie ja pytam. Ja też nie odpowiadam. Po chwili ciszy Szef odwraca się do mnie i pyta ponownie- Wszystko?
-A ja mam odpowiedzieć? Przecież ja się na tym nie znam co ma być, a czego nie ma.
-No ja też, ja też, ale trzeba sobie pomagać. -przypominam, wypowiedź osoby na samodzielnym stanowisku głównego specjalisty. - Ale chyba wszystko, nie?
-Nie wiem, może.
-No dobra, idziemy dalej.
Jeszcze tylko 7 kondygnacji.

3 komentarze:

  1. Zapraszasz do filozoficznej dyskusji?
    OK, tyle że tu nie ma zbytniej filozofii.

    Dajesz się dymać, to cię dymają. I tyle. Nieważne, czy masz z tego przyjemność, czy nie masz.
    To przez takie zachowania - na każdym szczeblu - jest jak jest.

    Pół biedy, gdy kisicie się we własnym sosie, gdy wasza niekompetencja i ignoranctwo dotyka tylko was - wtedy można by się było pośmiać z debili i kretynów.
    Ale przecież odpowiadacie między innymi za dość żywotne kwestie dotyczące bezpieczeństwa, także (a właściwie przede wszystkim!) ludzi, czyż nie...? I na dobrą sprawę nie wiadomo kiedy ta wasza niekompetencja i ignoranctwo doprowadzi do tragedii. (A parę razy było dość blisko, czyż nie?!)

    Nie pisz tylko, że jesteś "zaledwie pionkiem" i że "za mało ci płacą" - to tanie usprawiedliwienia mające korzenie w hipokryzji i obrzydliwym konformizmie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim- nie “wasza” tylko “jego”. A następnie nie i nie. Bo wiadomo kiedy doprowadzi- nigdy, tak jak nigdy nie było dość blisko. Mówię to drugie nie z lekkim żalem, bo może byłoby jakimś punktem podparcia.
      Zacznę jednak od pierwszego nie- problem jest tej natury, że żeby doszło do tragedii to musiałaby mieć ona taką skalę, że to jaki jest mój Szef nie miałoby jakiegoś zasadniczego wpływu na jej przebieg. Jeśli jego głupota, chamstwo, strach, nieumiejętność samodzielnego podejmowania decyzji nie miałyby znaczenia w ocenie, to pozostaje jedna, jedyna rzecz takiej ocenie podlegająca. Papierologia. A ta jest najogólniej rzecz ujmując zrobiona i tak jak wymaga tego prawo. Zawartość zgodna z odpowiednimi ustawami i zatwierdzona we wszystkich wymaganych instytucjach wyższego, niższego i równego szczebla. Z punktu widzenia prawa nie ma więc problemu. Bo to prawo jest problemem. Z jednej strony nie wymaga jakości tylko wykonania, z drugiej nie może nawet próbować wymagać jakości bo nie daje jakichkolwiek narzędzi do jej osiągnięcia.
      I tu płynnie przejdźmy do drugiego nie- nie wiem po czym wysnułeś teorię, że kiedykolwiek było dość blisko jakiejkolwiek tragedii. Jak tu pracuję taka sytuacja nigdy się nie zdarzyła. I tak jak napisałem wcześniej- trochę żałuję, bo przynajmniej byłby punkt podparcia do ruszenia czegokolwiek. Było sporo sytuacji, w których Szef robił z siebie idiotę, wkurwiał kogoś z Urzędu lub spoza, wykazywał się skrajnym brakiem wiedzy, intelektu, ogłady… Ale to wszystko zawsze był tylko i wyłącznie cyrk, całkowicie niegroźny.
      Fakt- było parę spraw, w których braliśmy (głównie Szef) udział, które zakończyły się niemiło dla ludzi. Nikt nie zginął, nikt nie stracił zdrowia, ale straty finansowe były. Dwa problemy, a właściwie jeden problem i jedna dobra rzecz. Problem- do wszystkich spraw dołączamy jak już ludzie ponoszą straty lub je ponieśli, teoretycznie jedyne co to możemy je minimalizować lub pomagać post factum. Dobra rzecz- to złe prawo, które nie daje narzędzi sprawia, że Szef (i de facto ja i cały Wydział) nie może nic zrobić. Kompletnie.
      Wiesz jak wyglądała największa, najbardziej dramatyczna inba w jakiej kiedykolwiek brałem udział w tej pracy? Siedziałem na kanapie i piłem kawę z policjantką. Tyle. W międzyczasie wykonałem 2-3 telefony, przejechałem się w jedno miejsce, ale nawet gdybym tego nie zrobił to świat by się nie skończył. O, pardon. Miałem do wykonania w tamtym czasie jedną ważną rzecz, którą nawet spróbowałem wykonać. Zadzwoniłem w jedno bardzo ważne miejsce i poprosiłem o bardzo ważną informację, na co człowiek po drugiej stronie telefonu kulturalnie kazał mi spierdalać, bo nie mam prawa nawet prosić go o takie info. Oczywiście się z nim nie kłóciłem gdyż, fun fact- miał całkowitą rację. Najzwyczajniej w świecie ułomne polskie prawo nie daje możliwości sensownego działania, może ktoś z ustawodawców podskórnie czuł, że gdzieś tam istnieje Szef i to zapewne nie jeden.
      I to się długo nie zmieni, bo tak jak piszesz- niemal nikomu na tym nie zależy. Wszyscy mają wywalone od Prezydenta i Prezesa Rady Ministrów zaczynając, a na sołtysach kończąc. Tu i ówdzie są jakieś przebłyski, ale jak na razie toną w morzu gówna. I możesz mnie nazywać hipokrytą, konformistą, czymkolwiek. Tylko nie głupim- bo głupim tu jest ten komu wydaje się, że sam cokolwiek zmieni. Szczególnie siedząc na najniższych stanowiskach urzędniczych. Tu zasada działania jest śmiesznie prosta- albo się przyzwyczajasz i czekasz na wątpliwe okazje do nakreślenia komuś problemu, co i tak nic nie da, albo zmieniasz pracę.
      Dlatego ja kończę ten przydługawy wywód, bo muszę jeszcze klepnąć parę rzeczy do pracy, która może pozwoli mi rzucić Urząd.
      Buźka.

      Usuń
    2. Napisałeś elaborat, ale to w niczym nie zmienia podstawowych faktów.

      Powtórzę: dajesz się dymać, to cię dymają.
      "Ich" niekompetencja i ignorancja jest Twoją niekompetencją i ignorancją. Czas to po prostu przyjąć do wiadomości. Nie jesteś samotną wyspą, nie jesteś w stanie ogarnąć wszystkiego, a system jest tak silny, jak jego najsłabsze, a nie najsilniejsze ogniwo.

      Co do bezpieczeństwa i tragedii - OK. Być może rzeczywiście lokuję was w niewłaściwym miejscu w kontekście pewnych wydarzeń.
      Tym niemniej do takiego zdarzenia dojść może. Wtedy i minimalizacja strat jest ważna, i pomoc post factum.
      I co wtedy da nawet najlepiej prowadzona papierologia, gdy nikt nie będzie potrafił z niej skorzystać? (...co tam kiedyś pisałeś o pewnym gościu zagubionym w tabelkach...? ...i co z tego, że on nie był od "was"...? U was wszyscy potrafią się nimi posługiwać?)
      Zresztą co warte są te spisane (i pewnie nigdy nie modyfikowane) procedury sam opisałeś - casus proszenia o informację do której nie ma się uprawnień jest wymowny i wręcz symboliczny.
      I nie pisz, że prawo nie daje narzędzi do osiągnięcia jakości - tych narzędzi jest multum, a na przeszkodzie ich wykorzystania stoi wyłącznie to o czym wyżej: niekompetencja i ignorancja.

      Nigdy i nigdzie nie nazwałem Cię głupim i nawet o tym nie pomyślałem.
      Ale jeśli chcesz...
      Przez 7 lat można zmienić swoje otoczenie diametralnie. Siedząc na najniższych stanowiskach urzędniczych. Korzystając tylko i wyłącznie z tego, co umożliwiają przepisy. A zasada działania jest "śmiesznie prosta" tylko dla tych, którym przestało zależeć.
      Sprawdzone. Na moim własnym przykładzie. Mi nie przestało i raczej nie przestanie.

      Usuń