"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 15 listopada 2018

Dzień dwieście dziewięćdziesiąty drugi- co tu się dzieje, to ja nawet nie...

Nowy Dziad odchodzi. O tym już wiecie, choć nie mieliście okazji za bardzo go poznać. Głównie dlatego, że niczego głupiego nie odwalał, żadnych rewelacji, nuda. Będzie więc jedno wolne miejsce w moim wydziale, za jakiś czas pewnie dwa. Na razie jest miejsce Nowego Dziada, które zajął po Dziadzie i szukamy Nowszego Dziada. Kandydatka jedna już jest, o czym też wiecie. Nawet zaczęła do nas przychodzić się doszkalać. No nie powiem, żebym był wielkim optymistą w tym zakresie. Plotki się potwierdzają i dziewczyna nie jest najbardziej lotną osobą, jaką znam. Co gorzej jest też całkowicie niezainteresowana tym stanowiskiem, chyba chodzi o to, że musi tutaj przeczekać, co oczywiście nie rokuje najlepiej. Jedyne plusy to to, że jest miła ogólnie.
Nie dziwię się jej, moim zdaniem to bardzo nieatrakcyjne stanowisko. Lepiej na kasie w dyskoncie zarobi. Tak 2-3x lepiej. Fakt, że będzie miała więcej pracy, no ale i tak. Na jej miejscu zainteresowałbym się też pewnymi stronami internetowymi zaczynającymi się od “chat-” lub “myfree-”. Choć tam żeby zarobić musiałaby mieć pomysł, a jak już ustaliliśmy pomysłowość nie jest jej najmocniejszą stroną.
W związku z tym nie spodziewałem się, żeby były jakieś zasadnicze problemy w najbliższym czasie z nią przechodzącą na to stanowisko. A jednak. Siedziałem sobie kiedyś sam i przychodzi kobieta. Ma ok 45 lat, dobrze wiem, bo ją znam. Pisałem chyba Wam o niej kiedyś, chciała żebym jej pisał magisterkę. Teraz od razu domyśliłem się, że przyłazi po pracę, szczególnie że pyta o Szefa, którego akurat nie ma.
Niesamowicie ujemnie wpływa ona na moje nerwy, ciągle narzeka, ale po narzekaniu zawsze dodaje, że świat jest piękny, tak jakby koniecznie chciała robić z siebie ofiarę, ale z drugiej strony gdy już to powie, to dociera do niej, że jest źle odbierana i na szybko, na byle jak, niczym organizacja 100-lecia niepodległości Polski, stara się to poprawić. I w ogóle raczej jej monolog, bo starałem się nie brać w nim udziału poza mniej lub bardziej usilnymi próbami wyproszenia jej, nie był zbyt lotny.
-Ja nie jestem rasistką, ale…
Jprdl, kobieto. Jak jesteś rasistką, to powiedz, że jesteś, a nie starasz się bezsensownie wybielać.
-Wie pani co, ja nie jestem rasistą bez żadnego ale. Ja po prostu wszystkich nienawidzę tak samo, biały, czarny, gej, hetero.
Ten potężny error, który wyskoczył jej w mózgu było widać aż w oczach, żałuję, że nie jestem w stanie nijak tego opisać lub pokazać.
-Nie no, na pewno pan tak wszystkich nie lubi.
-A jednak, ludzkość to biologiczny śmieć nadający się tylko do użyźniania pól śmierci w Kambodży.
Teraz to już nie jest error. Teraz to już hard reset, dokładnie to chciałem uzyskać licząc, że po zbootowaniu systemu pożegna się i wyjdzie. Byłoby optymalnie, niestety nie było. Fakt, porzuciła aktualny temat, ale przeniosła się na niewiele lepszy.
-A bo wie pan, dobrych mężczyzn już nie ma.
-Nie ma.
-A przynajmniej wolnych.
-Nie ma.
-Nie no, jeszcze jacyś pewnie są.
-Nie ma. Cała ludzkość dąży do regresu i zapadnięcie się w egzystencjonalną pustkę. Nie ma ratunku poza termonuklearnym holocaustem.
-To może ja przyjdę jak będzie Szef.
-Bardzo dobrze.
Jak ja bardzo bym chciał, żeby można było po prostu powiedzieć wypierdalaj, zamiast kombinować jak się kogoś pozbyć z biura. I to nie myślę o interesantach, tylko takich trujących mi dupę po nic ludziach, których ostatnimi czasy mam wyjątkowo dużo.
Jakiś czas temu pisałem Wam też o jednym facecie, który też chciałby się tu dostać. Tej kopii Szefa. Jako, że dziewczyna z poprzedniej notki tak jak pisałem, ma wyjątkowo mocne plecy, liczyłem że i ten temat jest już przeszłością. Tymczasem ledwo zdążyłem się w poniedziałek usadowić na krześle, gdy ten wchodzi jak do siebie, ściąga kurtkę i siada przy stole dla interesantów, jedynym wolnym miejscu jakie mamy żeby usiąść. To było tak irracjonalne, oderwane od rzeczywistości, nierealne i bezsensowne, że po prostu olałem to wydarzenie i kontynuowałem picie kawy całkowicie je pomijając.
Dopiero Szef, który jak zwykle spóźniony wszedł do biura zareagował.
-A co Ty tu robisz?
-Pracuję.
-Jak pracujesz?
-Na stażu.
Długa historia krótko- koleś jakoś załatwił sobie staż, o którym praktycznie kompletnie nikt w Urzędzie nie wiedział i posiedzi tak ładne parę tygodni. Właściwie do momentu, w którym Nowy Dziad zniknie z wydziału.
I teraz razem z Nowym Dziadem patrzymy na siebie ciągle nie rozumiejąc o co kaman. Koleś miał być wycięty, ale jego fizyczna forma obok nas niezbicie dowodzi, że jednak nie jest. Dziewczyna miała być i oficjalnie nic się nie zmieniło. Ale w tej sytuacji nie ma chęci przychodzić do nas przygotowywać się do przejęcia obowiązków. My nie wiemy kogo właściwie teraz mamy uczyć i czego. Czy ją, bo ona zostanie, a przynajmniej na jakiś czas zostanie. Czy jego, bo może jednak on zostanie. Ale jej nie ma, a on raczej szanse ma nikłe. Choć jego obecność wskazuje, że jednak mimo, że nikłe to jednak jakieś są. A jakby wszystkiego było mało, to Szef stwierdził, że on się nie będzie interesował. Rozumiecie? Tak bardzo boi się komukolwiek narazić (no bo ktoś o tym stażu zadecydował), że nie ma zamiaru się interesować tym, że wydział którego jest dyrektorem za kilka tygodni straci prawie połowę mocy przerobowych i nie całkowicie nie będzie możliwości ich czymkolwiek zastąpić.
Więc sytuacja wygląda tak, że laska siedzi w swoim dotychczasowym biurze obrażona z rękami założonymi, siłą rzeczy, pod klatą, koleś siedzi i się śmieje, bo udało mu się jakoś załapać na ten cały staż, Nowy Dziad siedzi i się śmieje, bo w momencie gdy szambo wybije go już tu nie będzie, ja siedzę i się śmieję, bo mimo że jeszcze odpryskami tego szamba dostanę, to liczę, że już w nieznacznym stopniu, Szef siedzi i się śmieje, bo jest idiotą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz