"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

poniedziałek, 15 sierpnia 2022

Dzień dwieście dziewięćdziesiąty ósmy - dzięki Puchatek.

No więc jak już wiecie z poprzedniej notki zaczął się COVID. Tzn., o ile nie żyjecie w jaskini wiecie o tym już od jakiegoś czasu. Ale w mojej czasoprzestrzeni niedawno się zaczął i wszystkich zdawało się ostro popierdolić w jedną lub drugą stronę. Jedni absolutnie ignorowali zagrożenie (np. całe kierownictwo mojego Urzędu), inni z kolei wróżyli już koniec świata.

Cóż, z perspektywy czasu wiemy, że dla wielu był to koniec świata. Dziesiątki tysięcy ludzi zmarło przedwcześnie. Ja osobiście COVID uważałem i uważam nadal za zbiorowy test na inteligencję, który zbiorowo oblaliśmy. Było tylko parę prostych rzeczy do zrobienia, które zresztą w większości powinniśmy stosować i tak na codzień.

Na pierwszy ogień paniki poszedł papier toaletowy. Chciałbym kiedyś przeczytać jakąś analizę w tym temacie dlaczego pierwsze, po co ludzie się rzucają, to rolka papieru do rozsmarowywania kupy po dupie. Może kiedyś. Tymczasem drugim celem stały się wszelkiego rodzaju maseczki. Wszyscy pewnie pamiętamy, jak bardzo deficytowym towarem były. Mój Urząd oczywiście włączył się w pomoc ze zdobyciem maseczek i szybko weszliśmy w posiadanie wielu tysięcy ich sztuk. Byłem tym aż zaskoczony, jak on mógł tak sprawnie działać. Sprawa mi się szybko wyjaśniła - maseczki były po prostu śmieciowej jakości, dostarczone przez nieprzypadkową firmę w cenie jak za złoto. Kojarzy Wam się to z jakimiś respiratorami? No właśnie...

Ok. Mamy tysiące maseczek w magazynie, nad którym jak może pamiętacie pełniłem pieczę. Co dalej? Pomysłów było parę, wzorców z innych miast też, wybrano najgorszy z możliwych, przeciwko któremu ostro protestowałem, ale powiedziano mi wprost, że albo plan wykonam albo mnie zwolnią. Ustalono więc, że mam wydawać maseczki osobiście w drzwiach Urzędu najbardziej narażonym, a więc seniorom. A priori uznano, że senior to każda osoba 60+. I te wszystkie osoby najbardziej narażone, mają naraz przychodzić i ustawiać się w jedną wielką kolejkę, aby stać po parę godzin dla 2 okropnej jakości maseczek materiałowych. Skąd mam wiedzieć, że dana osoba faktycznie jest seniorem? Otóż miałem każdemu sprawdzać dokument tożsamości. Było to też o tyle istotne, że miałem też spisać imię i nazwisko, żeby sprawdzać, czy nie bierze może drugi raz. W zeszycie. W tym momencie kogoś olśniło, że RODO i dodatkowo mam od każdego brać podpis pod informacją o RODO. Wisienką na torcie niech będzie zabezpieczenie mnie przez Urząd przed COVID - żadne. Wygrzebałem gdzieś stare maseczki FFP-2, które kupiłem X lat temu do jakiegoś małego lakierowania i wziąłem z domu rękawiczki nitrylowe, których używałem do klejenia w czasie budowania cosplayowych propsów. Do pomocy dostałem Szefa.

To co ja wiedziałem zanim zaczęliśmy całą tą idiotyczną akcję, potwierdziło pierwsze 10 minut pierwszego dnia. Wyszukiwanie nazwisk trwało wieki, zapisywanie też, kolejka liczyła ponad 100m, nikt oczywiście nie przestrzegał żadnych dystansów, w większości 60+, w zimie... Coż mogłoby pójść nie tak? Widząc co się dzieje na chwilę zamknąłem pierdolnik i pobiegłem do Szefa wszystkich Szefów, któremu dość ostro powiedziałem co o tym myślę i jak bardzo to nie działa. Jedyne, co udało mi się wynegocjować, to rezygnacja z zapisywania opartą o wiarę w ludzką uczciwość. Ja w nią nie wierzę i się nie pomyliłem, ale przynajmniej zaczęło szybciej iść. Do czasu. Aż nagle wpadł Sekretarz Urzędu i zaczął mnie opierdalać, że wydaję bez zapisywania. Stwierdził, że Szef wszystkich Szefów go nie obchodzi i mam znów zapisywać. Więc znów szło wolno. Po kolejnej godzinie Szef wszystkich Szefów jechał do domu i wpadł do mnie pooglądać moje cierpienie oraz spytać jak idzie. Powiedziałem zgodnie z prawdą, że wolno bo znów zapisuję wszystko. I kazał mi przestać zapisywać...

Ten cyrk trwał łącznie parę tygodni, dzień w dzień. Jak się niektórzy z Was domyślili oczywiście zachorowałem w międzyczasie. Na szczęście tylko przeziębienie, ale przynajmniej tydzień odpocząłem sobie na kwarantannie. I jedyne co mnie w tych mrocznych dniach rozweselało, to świadomość, że Szef jest idiotą. I tak jak Wam kiedyś chyba mówiłem w momencie, w którym dostał służbowy numer to zrezygnował z prywatnego. A teraz dostawał setki telefonów na godzinę przez całą dobę, bo jego służbowy numer podano jako oficjalny do uzyskania informacji odnośnie wydawania maseczek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz