"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

środa, 11 grudnia 2024

Dzień dwieście dziewięćdziesiąty dziewiąty - hello darkness my old friend.

Witam po długiej przerwie. Szybko wyjaśnijmy sobie parę kwestii zanim zaczniemy.
Pierwsze primo- tak, długo nie pisałem. Lata pracy w urzędzie były dla mnie pogarszającym się piekłem i nie miałem już chęci do tego wracać. O tym kiedy indziej.
Drugie primo- jak się domyślacie od paru lat nie pracuje już w Urzędzie, więc wpisów będzie dosłownie parę, żeby zamknąć temat tak jak na to zasługuje.
Trzecie primo- wiem, że niewłaściwie używam słowa „primo”.

Ostatnio skończyliśmy na Covidzie. Na szczęście świat się od tego czasu trochę ogarnął. Jednak w naszej linii czasowej Covid nadal trwa w najlepsze, a Urząd zapada się w chaos.
Pierwszą z decyzji Szefa wszystkich Szefów po idiotycznym rozdawnictwie przepłaconych maseczek było zamknięcie Urzędu na gości z zewnątrz. Oj to była tragedia.
Po pierwsze dla urzędników - drzwi są zamknięte na klucz i monitorowane. A więc nie da się już niezauważonym wyjść po zakupy spożywcze na cały tydzień czy do pobliskiego lumpeksu.
Po drugie dla klientów - bo jednak chcą czasem załatwić coś istotnego. No np urodziło się komuś dziecko czy bardziej w tym czasie prawdopodobne - komuś się zmarło.

Wymyślono więc wspaniały pomysł. Ustawiono przy drzwiach stażystkę, która uzbrojona w jedną z maseczek z poprzedniego wpisu obsługiwała drzwi z wykorzystaniem niewielkiego okienka obok nich. Wejście do Urzędu wyglądało więc jak zdobywanie Linii Zygfryda. Manewrując pomiędzy kaszlącymi ludźmi trzeba było podejść do szczeliny zza której stażystka zarzucała Was serią pytań żeby ustalić czy Wasz problem jest serio na tyle ważny, żeby wpuścić Was do Twierdzy Urząd.

Działało to jak wszystko - jako tako. Przynajmniej do czasu aż ciągłe zakluczanie i odkluczanie zabytkowych drzwi do Urzędu spowodowało ich uszkodzenie. I już się ich nie dało zakluczyć więc do środka wchodził każdy, a stażystka próbowała ich wyganiać. Także stróż miał więcej roboty z pilnowaniem tego całego bałaganu w nocy.

Pomysł nie wyszedł, sięgnięto więc po kolejny. Wyjątkowo nie aż taki głupi. Szef wszystkich Szefów stwierdził, że słabo będzie jeśli któryś wydział w 100% rozłoży epidemia. Prawdopodobnie wpadł na to po tym, jak całe szefostwo poszło na kwarantannę gdy jeden z nich zachorował, a codziennie spotykali się wspólnie na kawce - też o tym pisałem w poprzednich notkach. Kazał więc wydziałom podzielić się po pół i chodzić do biura na zmianę tygodniami- raz zdalnie, a raz na miejscu. Piękny jeden tydzień mojego życia. Siedziałem w brudnej żonobijce i grałem w gierki. Jedyne co miałem do zrobienia w ciągu dnia to sprawdzenie maila, więc już w poniedziałek wieczorem to zautomatyzowałem.

Dlaczego był to tylko tydzień? Bo Sekretarz w rodzącej się już chyba wtedy niechęci do mnie (oooo, poczekajcie na finał tego wątku za parę odcinków) stwierdził, że ja nie mogę pracować zdalnie. Wszyscy wliczając w to osoby z biura podawczego mogą pracować zdalnie (biuro podawcze- JAK???), ale mój wydział nie mający na codzień kontaktu z klientami i w tym momencie krytycznie potrzebny do funkcjonowania - nie.

Zdradzę Wam teraz jedną rzecz. Ja przez te wszystkie lata ściemniałem, w raczej oczywisty sposób, że zajmuje się takimi około środowiskowymi rzeczami. Wy to już wiecie, a co bardziej przenikliwi już się domyślili. W rzeczywistości robiłem w zarządzaniu kryzysowym. Teraz sobie przypomnijcie historie o Szefie i Dziadzie i pomyślcie, że ta ekipa odpowiadała (Szef ciągle jest na swoim stanowisku) za bezpieczeństwo w Gminie.

Więc sprzątaczki, biuro podawcze czy Urząd Stanu Cywilnego pracuje na zmianę, ale zarządzanie kryzysowe jest w czasie Covidu na tyle nieistotne, że może iść całe na kwarantannę. A może plan był taki, żeby zrobić jak z szefostwem. Ten z najkrótszą słomką siedzi w robocie i stara się nie zarażać innych, a reszta na kwarantannę…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz