"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 12 grudnia 2024

Dzień trzysetny - historia jednego biura.

Dziś dopełniłem corocznej tradycji. Polega ona na tym, że gdy pada pierwszy śnieg w sezonie robię zdjęcie przez okno i wrzucam na socjale z dopiskiem „Tradycyjnie dla tych co nie mają okien informacja: pada śnieg”. Haha, hehe, suchy żarcik. Ale nie do końca. Zanim jednak do meritum to pojedźmy na chwilę za granicę.

Mój Urząd ma kilka urzędów partnerskich w różnych miastach Europy. I w tych bardziej cywilizowanych jak Niemcy czy Francja czy Holandia podjęli w ostatniej dekadzie bardzo dojrzałe, choć może też trudne decyzje. Otóż: postawili nowe budynki urzędów. Bo oni najwyraźniej rozumieją, że „tanie państwo” to przekleństwo. U nas nie rozumieją, dlatego Urząd jest i będzie w zabytkowym budynku, do którego nie wejdą osoby niepełnosprawne. Wielkie, drewniane drzwi wejściowe są tak ciężkie, że otworzyć je mają problem wszyscy. Czy jest tanio? Jest tanio. Czy jest dobrze? Jest tanio.

Ten stan rzeczy oczywiście dotyka też urzędników. Np nie ma pomieszczeń socjalnych gdzie można by spokojnie zjeść. I w ogóle nie ma miejsca. Dlatego gdy trzeba było wygospodarować miejsce na obsługę klientów związaną z nowymi przepisami dziewczyny mające to robić dostały nowe biuro. W środku budynku, bez jakiegokolwiek okna. Siedziały więc tam 8h dziennie bez choćby odrobiny światła słonecznego i nikogo to nie obchodziło. Też nikogo nic nie obchodziło jak przyszło lato i upały. A przynajmniej do momentu, gdy jedna z nich zasłabła. Wiecie, słabo się jednak pracuje w 35 stopniach bez okien. Do tego momentu też oczywiście nie miały klimatyzacji. W końcu bez przesady - dopóki nie zemdlejesz w pracy nie ma sensu się przejmować.
Moglibyście zapytać gdzie było BHP. Odpowiadam. Przypominam. Mój Szef jest BHPowcem w Urzędzie. Czy muszę coś dodawać?

Zapewne muszę, bo temat instalacji czegokolwiek w zabytkowych budynkach bez jakiegokolwiek sensownego planu i dużej przebudowy to temat na przewód doktorski. Tak więc gdy zamknięto jedyny przewód kominowy podłączeniem klimatyzacji, co też zrobiono na 30%, pojawił się nowy problem. Zbyt duża wilgotność, skraplająca się woda cieknąca po ścianie i dorodne wykwity grzyba. Więc żeby to zbalansować do klimatyzacji pomieszczenia dołączono osuszacz. Jak tak sobie o tym teraz myślę, to chyba jedno z bardziej cyberpunkowych pomieszczeń biurowych jakie widziałem. Sama esencja „high tech, low life”.

I tak by sobie żyły dziewczyny w tym dziwnym habitacie wyglądającym jak eksperyment NASA, pewnie i do końca swoich dni, gdyby nie nagły zwrot akcji. W takim nie do końca zrozumiałym dla mnie zabiegu Urząd wszedł w posiadanie kolejnego, absolutnie nieprzystosowanego do niczego budynku, na który zamienił się z jednym deweloperem oddając w zamian atrakcyjną działkę w samym centrum miasta, na której śmiałe plany lokowały nowy budynek Urzędu za lat kilkadziesiąt. Tym sposobem zamiast Urzędu będzie blok, ale za to dziewczyny dostały biuro z oknem. A interesanci od teraz żeby załatwić sprawę w Urzędzie muszą biegać między dwoma budynkami oddalonymi od siebie o ledwie 400 metrów.

Na tym jednak historia biura bez okna się nie kończy. Przyroda nie lubi pustki, więc ten habitat został zasiedlony przez kolejne okazy, tym razem informatyków, choć nie wszystkich. Informatyków w tamtym czasie w Urzędzie było 3. Jeden grał w pasjansa cały dzień, a jego jedynym zadaniem było pamiętanie haseł i odnawianie licencji (o jednym i drugim notorycznie zapomina). Drugi zajmuje się bajerowaniem urzędniczek co mu nie za bardzo wychodzi przez to, że zarzygał jedną na imprezie samorządowej. A trzeci stara się mniej więcej ogarniać wszystko. Przy czym im dłużej pracuje tym mniej się stara. I to właśnie on dostał przeniesienie do biura będącego spełnieniem mokrych snów fanów cyberpunka.
-O, czyli to ty trafiłeś do tego schowka na miotły - przywitałem się z nim przekrzykując klimatyzację i osuszacz, przeciskając się między pożółkłymi ze starości obudowami komputerów.
-A, nie jest tak źle. W starym biurze też nie miałem okna i miałem biurko koło drzwi do sracza. W sumie to nie było biuro, tylko korytarz. Więc jest progres.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz