"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

wtorek, 1 marca 2011

Dzień dziesiąty- u Szefa, na imieninach...

Dziś w urzędzie wielkie święto. Może nie w całym, ale z pewności w moim wydziale- Szef ma rocznicę. Nie są to co prawda tytułowe imieniny, ani urodziny, ale jednak. Dowiedzieliśmy się rano, szybka zrzutka na tradycyjnie Polski prezent w postaci płynnego chleba o zawartości ducha (spiritus) w okolicach 40% i jesteśmy gotowi. Co prawda z rana trzeba troszkę popracować, a ruch mieliśmy dziś wyjątkowy. Zdarzało się, że symultanicznie trzeba było prowadzić dwie rozmowy na dwóch telefonach i jeszcze obsługiwać klientów. Taki młyn mieliśmy całe 20 minut, więc wielu doszło do wniosku, że około 13 czas na przerwę w pracy i świętowanie.
Udaliśmy się więc wszyscy do sali konferencyjnej, a tam już stoły zastawione, kawa, herbata, cukierki i kilkanaście ciast. Życzeń i radości co nie miara. Historie z życia wzięte, towarzystwo się rozkręca, to Szef wychodzi. WTF? Dlaczegóż to? Ano oczywiście, po lemoniadę. W końcu to nie byłaby typowo Polska impreza, gdyby zabrakło lemoniady.
"Chluśniem bo uśniem, łykniem bo odwykniem". Gdy już szklanki miały iść w górę rozdzwonił się telefon. Ktoś tam odebrał, odłożył i stwierdził "szybko, chlejemy na raz, SZEF idzie".
Łyknęliśmy aż w gardełkach nam zabulgotało od bąbelków z lemoniady. Szybkie wietrzenie pomieszczenia, chowanie szklaneczek. Bo SZEF to nie Szef. Tym razem chodziło o Szefa wszystkich szefów. Numero uno naszego urzędu. Kopnął mnie niezwykły zaszczyt zasiadania obok jego magnificencji, który wpadł na całe 7 minut wypijając pół filiżanki kawy, rzucając merytoryczny komentarz aparycji urzędniczej "ty gruby jesteś to zmarszczek nie widać" i zjadłszy jeden kawałek ciasta ruszył dalej. Choć człowiek jest na prawdę spoko, tylko w ciągłym biegu. Zaskakuje mnie jakim cudem jest w stanie spamiętać wszystkie sprawy jakie ma na głowie.
Impreza trwała dalej, choć lemoniada się skończyła i musieliśmy pić kawę bądź herbatę zagryzając 7 rodzajami ciasto. Po jakichś 2 godzinach rozeszliśmy się do biur, no bo w końcu 15, czas do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz