Ale raz mi nie wyszło, mega nie wyszło i trochę mi głupio z tego powodu, choć Ci co o tym już słyszeli śmieją się, że zaczynam działać jak prawdziwy, rasowy urzędnik. A było to tak...
Na początku mojego urzędowania przyszło młode małżeństwo w pewnej sprawie. Niestety, byłem w biurze sam i najbardziej się nawet starając nie wiedziałem jak im pomóc. Operując frazesami "chyba, może, prawdopodobnie, najpewniej, możliwe, proszę przyjść później lub poczekać" po prostu ich spławiłem. Oczywiście przekazałem to osobom, do których docelowo mieli trafić i o sprawie zapomniałem- mój błąd. Tydzień później, gdy spokojnie siedziałem sam w biurze za biurkiem i czytałem wiadomości w necie drzwi się otworzyły i zobaczyłem znajome twarze młodego małżeństwa. Noż kurwa, ludzie, serio macie wyczucie i pecha. Sprawa ta sama, ja tak samo nic nie wiem, nic nie umiem. Czy trzeba złożyć jakieś podanie? Pewnie tak, po wszystko trzeba, ale jakie? Nie wiem, ja się tym nie zajmuję, ja od tego nie jestem, proszę przyjść później, poczekać, lub zadzwonić... Znów poszli. Cholera no, zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio, choć w teorii nie powinno- to nie mój zakres obowiązków, a ponieważ ja niemal ciągle jestem obecny to jeśli ktoś będzie miał coś do mnie, to z pewnością na mnie trafi i mu pomogę. No ale cholera...
Kilka dni później, jak pewnie już się domyśliliście gdy siedziałem sam w biurze otworzyły się drzwi i weszło młode małżeństwo. Gdy zobaczyło, że znów jestem tylko ja zrobili automatycznie w tył zwrot. Nawet się im nie dziwię, ale zawołałem żeby podeszli.
TAK! Tym razem byłem przygotowany- wiedziałem jaki wniosek mają złożyć, gdzie, jak go wypełnić, ile i gdzie zapłacić, a nawet miałem go pod ręką i od razu dałem im druczek. Ale jestem zajefajny. Szkoda tylko, że dopiero za 3 razem- no ale w końcu pracuję w urzędzie, no nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz