"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

niedziela, 10 kwietnia 2011

Dzień szesnasty- film noir.

Był zimny, wiosenny poranek. Jak co dzień siedziałem w swoim biurze pijąc czarną kawę i paląc papierosa. Delektowałem się jego smakiem, delikatnym białym dymem unoszącym się po pomieszczeniu. Za oknem siąpił deszcz, zimne krople rytmicznie rozbijały się o powierzchnię szyb, a na biurku w nieładzie porozrzucane leżały kartki przykrywające butelki po whiskey. “Cholera -pomyślałem- jak tak dalej pójdzie sprawy mnie wykończą”. Wiedziałem jednak, że nie mogę tego rzucić tak po prostu w cholerę. A może? Sprzedać wszystko, zmienić nazwisko i zostać cowboyem na wielkich równinach.

Moje rozmyślania przerwała Ona. Weszła do mojego biura gwałtownie niczym Katrina do Nowego Orleanu. Długa, jedwabna suknia z rozporem do samej pachy podkreślała jej kształty, wymalowane czerwoną szminką usta zaciskały się na szklanej fifce. Omiotła biuro wzrokiem zamykając drzwi, po czym zawiesiła swoje piwne oczy na mnie i oparła się o ścianę.

-Pan inspektor? Mówiono mi, że mogę tu pana znaleźć.

Moje serce zadrżało jak dawno nie miało w zwyczaju. Oto na ten zgniły świat zstąpił anioł i przemówił akurat do mnie.

-Tak, to ja. W czym mogę pomóc?

-Potrzebny mi detektyw, ktoś taki jak pan, aby odnaleźć zaginioną figurkę złotego cielca.

Byłem zawalony robotą, żyłem na kawie, whisky i fast-foodach, ale coś mi mówiło, że muszę wziąć tę sprawę. Wieloletnie doświadczenie podpowiadało, że może być to coś grubego. Od razu się zgodziłem i gdy tylko opuściła biuro ubrałem płaszcz i kapelusz i ruszyłem na poszukiwania.

Chwilę później stałem przed szarym, monumentalnym budynkiem z początku stulecia. Masywna, toporna fasada idealnie korelowała z instytucją, która znalazła w niej swą siedzibę. Plebania. Wchodząc do środka przez stare, drewniane odrzwia zgasiłem papierosa. Znalazłem się na długim, niczym nie oświetlonym korytarzu. Sylwetki starych, zgarbionych ciężarem życia ludzi kłębiły się w ciemności czekają na swoją kolej. “Jeśli będę z nimi czekał, sam się zestarzeję” pomyślałem po czym szepnąłem pod nosem:

-Chcą przenieść krzyż spod pałacu.

W ciemności błysnęły dziesiątki nienawistnych ślepi, po czym ze złowrogim szumem tłum ruszył ku wyjściu. Chwilę później byłem sam. Pewnym krokiem skierowałem się do biura. Za biurkiem siedział starszy, posiwiały mężczyzna, który na mój widok aż podskoczył, a gdy zobaczył legitymację prywatnego detektywa podejrzanie przypominającą paszport Polsatu wstał z miejsca aby podać mi rękę. “Dość tych uprzejmości” pomyślałem.

-Dość tych uprzejmości. Szukam zaginionej figurki złotego cielca.

-Złotego cielca? Nic mi o nim nie wiadomo...

Moja pięść uderzyła z prędkością niepełnosprawnej kobry. Usłyszałem głuchy chrzęst, ale nie drgnął mi ani jeden mięsień twarzy. “Cholera, twarde te biurka robią, jeszcze 2 minutki muszę wytrzymać potem wyjdę i nastawię sobie palce”.

Na moim rozmówcy ewidentnie zrobiło to wrażenie.

-Zrobiło to na mnie wrażenie inspektorze. Niewielu jest w stanie zwichnąć sobie palce uderzając w machoniowe biurko aby zdobyć informacje...

-I nie okazać bólu- dodałem skromnie.

-...i nie okazać bólu. Niestety ja nic nie wiem na ten temat, proszę skontaktować się z kapelanem prosektorium, niestety nie znam jego numeru.

Obróciłem się na pięcie omiatając pomieszczenie szarym płaszczem i wyszedłem...

1 komentarz: