-Nie martw się, przeliczyłem
sobie to wszystko.
I dopiero teraz zacząłem się
martwić.
Dzień rozpoczął się jak każdy.
Zapach kawy, kilka wczorajszych spraw, wszystko pójdzie jak z płatka, o ile
szef nie będzie próbował mi pomóc. Niestety próbował, a wiedzieć musicie, że to
człowiek który wszystkiego się boi. Wszystkiego. Jeśli robi cokolwiek, to musi
mieć wpierw z tego szkolenie, potem dwadzieścia podpisów i najlepiej jeszcze
kilka żeby zabezpieczyć się na każdą możliwą sytuację. Dostanie z góry
polecenie aby wypisać ankietę na trzy strony i… nie zrobi tego. Będzie biegał
od biura do biura i gorączkował się jak to dokładają nam obowiązków niczego nie
tłumacząc. To nic, że w ankiecie wpisać trzeba 3 słowa, a cała reszta to opis
tego co tam wpisać. Nie, on potrzebuje szkolenia z tego.
Idzie gdzieś coś obgadać, nigdy
sam. Wszędzie ciągnie któregoś z podwładnych żebyśmy byli świadkami do jego
notatki służbowej ze spotkania. A jeśli nie może nikogo zaciągnąć to wysyła. Na
dokumencie oczywiście wpisuje, że dodaje załącznik i ile on ma stron, bo
przecież ktoś mógłby wywalić jakąś i powiedzieć, że nie było. Dziwi mnie tylko,
że nie dodaje do tego zwrotek, więc nikt nie wyciągnie stamtąd ani karteczki.
Po prostu powie, że nie dostał CAŁEGO dokumentu i nijak nie udowodnimy, że było
inaczej.
To i tak jeszcze pikuś.
Napisanego dokumentu nie sprawdzi na kompie, tylko trzeba wydrukować i mu
przynieść. A wtedy poprawia. Poprawianie, a właściwie myślenie nad pięcioma
linijkami tekstu zajmuje mu przeciętnie około godziny po czym stwierdza, że
jeszcze wszyscy musimy nad tym pomyśleć. Więc z prostej, automatycznej
czynności robi się nie wiadomo jaka trudna sprawa warta zaangażowania przynajmniej
kancelarii prawniczej. A chodzi o coś na poziomie „Informujemy, że otrzymaliśmy
wasze pismo”. I trzeba poprawiać- spuść linijkę niżej, podnieś, przesuń,
przenieś wszystkie „i” do nowej linijki. Serio- kogo to obchodzi? Kto zwróci
uwagę, że odstęp między podpisem, a częścią główną to 5 a nie 6 linijek.
Ostatnio po wydrukowaniu, zakopertowaniu i odniesieniu do wysyłki zauważył, że
w wyrazie „Wpierw” połknęliśmy drugie „w”. Cudem wyperswadowałem mu, że nie
pobiegnę teraz zatrzymać pocztowego i nie wydobędę od niego tej koperty i nie
każę mu poczekać, aż podmienimy na wersję z „w”, że nie ma żadnych szans, żebym
to zrobił. I nie zrobiłem. On zrobił…
Dlatego, gdy dziś dowiedziałem
się, że będę musiał zostać trochę po godzinach nie byłem nawet zaskoczony, że
nie powiedział mi tego wcześniej. Pewnie po prostu znów bał się, że mogę zdążyć
przez noc się zastanowić, coś wymyślić i wykręcić. A zostać chwile musiałbym,
bo przygotowywaliśmy spotkanie służbowe, żeby omówić kilka ważnych rzeczy, w
związku z czym trzeba było poustawiać stoły, krzesła i takie tam. Ludzi miało
być wyjątkowo dużo jak na naszą małą salkę więc wiedziałem, że będzie trzeba to
dobrze poustawiać. I w trakcie gdy już wszystko nosiliśmy powiedział
-Nie martw się, przeliczyłem
sobie to wszystko.
I już wiedziałem, że zaraz
wszystko się pierdolnie. Ustawiliśmy, ma być 25 osób. Liczę krzesła- 20. Mówię,
że za mało o pięć sztuk. Szef mówi, że mam szersze krzesła przestawić na boki,
a węższe na koniec. Ok, przestawiłem i? Każe mi liczyć…
-Szefie… Jeśli przestawiłem dwa
krzesła na boki i dwa na koniec, to nadal jest ich tu 20…
Tego widać nie przewidział.
Chwilę pomyślał i wreszcie zrozumiał, że trzeba donieść jeszcze kilka sztuk.
Potem rozstawialiśmy soki i kubki do nich. 5 soków i 25 kubków. Więc według
szefa miałem ustawić po 6 kubków przy każdym soku… 6 kubków… Powiedziałem, że
ustawię po 5, ale usłyszałem, żeby po 6 żeby ładniej wyglądało… A gdy wreszcie wytłumaczyłem
mu, że 5x6 nie równa się 25 i ułożyłem kubki w sposób właściwy, to facet
otworzył drzwi, okno i zrobił przeciąg… Wszystkie kubki poleciały.
Lista osób, których śmierć chcę
zobaczyć w 1080p rośnie.
:DDD
OdpowiedzUsuńZaglądami i nic..... nic ....nic....
OdpowiedzUsuńŻadnych nowych wpisów.
Cóż, życie jest pełne roozczarowań.
Albo urząd zamkneli.