"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

piątek, 31 maja 2013

Dzień siedemdziesiąty szósty- tupu tup.

Taki dźwięk słychać, gdy ktoś do nas idzie. A ponieważ jesteśmy na samym końcu korytarza to wiadomo, że to na pewno do nas w związku z czym należy odstawić ciasto, kubki, zminimalizować Chrome (czy raczej IE, bo Chrome tylko ja używam) i przyciągnąć sobie jakieś papierki, że niby ciężka praca. Tzn, ja tak w sumie nie robię, ale Dziad pernamentnie, głównie dlatego, że pierwsze co widzicie po wejściu do biura to jego monitor.
Sądzę, że to nie jest przypadek. To celowe działania odstraszające, bo jak inaczej zareagować gdy po wejściu widzi się Dziada z tytanicznym bólem całego świata wypisanym na twarzy, który w pośpiesznej panice wyłącza monitor i chwyta dokumenty spod reklamówek Lidla, Biedronki czy innej Żabki. Zresztą zobaczyć go to jedno. Poczuć to drugie. Dziś myślałem, że się solidnie spierdział. Potem dopiero okazało się, że ten smród zszedł się w czasie z otwarciem jego drugiego śniadania. Nie chcę wiedzieć jakie pożywienie wydala z siebie zapachy identyczne z wyziewami ostatniego odcinka układu pokarmowego.
Niestety dziś te zabiegi nam nie pomogły i klienta dotarł do biura, a nawet do niego wszedł. I coś chciał. Pamiętacie- początek roku, jedyny czas kiedy Dziad pracować trochę musi, więc pech chciał, że facet przyszedł akurat do niego. Akurat w tym samym czasie co nieszczęśnik zaczynał swoje Dzieńdobry, Dziadowi zaczęła dzwonić komórka. Oczywiście odsunął faceta, wyjął komórkę z szafy i zaczął gadać. Ten trochę speszony mówi ciszej, żeby nie przeszkadzać w rozmowie telefonicznej. Ja, mimo że bym chciał, to mu nie pomogę bo to zadanie Dziada. Po prostu nie mam ochoty po raz n-ty robić coś za kogoś. Sorry Gregory. A tymczasem okazało się, że do Dziada dzwoni kolega z innego biura, że teraz szybko ma przyjść bo...
bo...
bo...
bo przywieźli jajka. Nie żartuję, do naszego Urzędu (zresztą do prawie wszystkich u nas) przychodzi koleś ze wsi z jajkami i sprzedaje urzędnikom. Taki sobie rynek zbytu znalazł, sprzedaje nam, bo nam się nie chce iść na ryneczek, albo nie mamy czasu (ale raczej się nie chce), a jeszcze doda, że to zdrowa żywność, to wszyscy kupują. Oczywiście, nie jestem Szefowi w stanie wytłumaczyć, że “zdrowa żywność z bazarku jest tańsza od zdrowej żywności ze sklepów ze zdrową żywnością” nie dlatego, że głupki przepłacają, tylko dlatego, że ta marchewka z ogródka koło obwodnicy niewiele różni się pod względem walorów zdrowotnych od tej z supermarketu. A skąd to wiem (w sensie, że Dziad idzie po jaja, a nie że żywność niezdrowa)? Bo sam nas, włącznie z klientem, poinformował o tym.
-Niech pan usiądzie i poczeka, bo teraz jajka przyjechały i muszę iść, potem się panem zajmę.
I poszedł. A ja zostałem z klientem musząc, chcąc nie chcąc, zabawiać go rozmową, bo moje poczucie przyzwoitości nie pozwoliło mi olać olanego klienta i zająć się po prostu dalszym przeglądaniem internetu. Po kilkunastu minutach Dziad wrócił i chowając jajka (kurze) wytłumaczył facetowi co i jak w minutę. Jakby nie mógł wpierw wytłumaczyć, a potem iść po jaja.
A tymczasem ja miałem iść kserować ocenę pracownika- Dziada. Szef dał mu za wszystko max. Sumienność, staranność, szybkość pracy, zaangażowanie... Wszystko maks, 100/100 pkt. Pracownik doskonały

1 komentarz:

  1. Norma.
    U nas są jajka, włoszczyzna (sezonowo), jabłka(zimą), małe agd, biżuterię(2 różne panie), miód, książki, bielizna, ostatnio była jakas huta szkła całkiem dużym dostawczakiem, a na początku zimy przyjeżdża Pani Ziółkowa z ekologicznymi ziółkami. Jej ziółka są naprawde w porządku. To wszystko nic, bo kiedyś bywał też pan od mięska. Poważnie: rzucał na stół połówkę cielaczka zawiniętą w worek, jeszcze ciepłą, wyjmował tasak i cały urząd czekał w kolejce...

    OdpowiedzUsuń