"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 19 grudnia 2013

Dzień dziewięćdziesiąty ósmy- boje z wampirami.

Czy istnieje gorszy dzień tygodnia od poniedziałku? Jest kilka złych, np. niedziela jest do dupy. Taki proto-poniedziałek. Niby do roboty się nie idzie, ale myśli powoli zmierzają w jej stronę, zabawić się wieczorem też już nie można, a i za dnia ciężko, bo większość rzeczy pozamykana, nieczynna, czy inne takie. Słaby również jest czwartek, bo to weekend już tuż-tuż, ale jeszcze nie do końca, a 4 dzień roboty sprawia, że nie chce się już żyć. Więc w poniedziałek jako taki nigdy specjalnie nie cierpiałem. Do dziś.
A właśnie mamy poniedziałek i Dziad postanowił wprowadzić w życie plan, którego realizacją straszył od czwartku. Okazało się bowiem, że latają wokół niego muszki owocówki. Faktycznie denerwujące są te małe owady, toteż postanowił wypowiedzieć im wojnę totalną słowami “zobaczy pan!”. Przez to chwilę obawiałem się, że wojna będzie dotyczyła mnie. A ponieważ i mnie muszki denerwują, to doszedłem do wniosku, że niech działa. Ma to swoje kilkumetrowe gospodarstwo, to niech jakimś gospodarskim sposobem coś zadziała.
Nadszedł więc poniedziałek. Siadam przy biurku, jeszcze kawa nie zdążyła się zaparzyć, a już Dziad biega po biurze obficie sypiąc proszek z torebki do doniczek, w których to miały się zadomowić muszki. Zanim dokończyłem rozmyślać, jak bardzo jestem zawiedziony, że to zwykła chemia, doszedł do moich nozdrzy bardzo specyficzny zapach.
-Czy to... czosnek?!
-Tak, tak. Najlepszy na wybicie muszek.

Kilka minut po 7 rano, poniedziałek. Dziad lata po biurze jak szalony podsypując wszystkie kwiaty przemysłowymi ilościami czosnku w granulacie. Całe biuro wali czosnkiem, całe świeże powietrze wlatujące przez okna automatycznie nabiera zapachu czosnku. Dziad postanowił załatwić muszki na dobre, więc sypie czosnek do kwiatów na korytarzu. Całe piętro w tej części budynku wali w tej chwili czosnkiem do tego stopnia, że nie czuję aromatu kawy podczas jej picia. Mnie od tego smrodu łeb już zaczyna boleć, Dziad czuje się jak u siebie i zapowiada, że aby operacja zakończyła się sukcesem, będzie musiał jeszcze 1-2 razy ją powtórzyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz