"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 20 lutego 2014

Dzień sto szósty- nowy wątek się zaczyna.

Jakiż przyjemny był ostatni miesiąc. Aż ciężko mi to zrozumieć. Przez 2 tygodnie byłem na urlopie i akurat wymieniłem się z Szefem, więc nie widziałem go cały miesiąc. Cóż za odpoczynek dla mojej psychiki. Co prawda jeszcze ujemnie Dziad na nią wpływa, ale on ostatnio przestał robić głupoty- widać katalizatorem jest po prostu Szef. A Dziad pozostaje dziadem- wszystko za drogo, wszyscy oszukują, Madagaskar jest stolicą RPA, ale to już po mnie spływa.
Za to dziś niestety wróciłem do roboty. Niestety, bo rannym ptaszkiem nie jestem i odpowiadało mi wstawanie o 10, no a do tego wracam do biura w pełnym składzie, a więc pełnego kłopotów.
Spałem znów słabo, jako że najlepszy sen zaczyna się dla mnie o 5-6 rano, a o 7 muszę być w robocie, toteż jak zwykle zjawiłem się pierwszy. Pstryk radio i od razu właściwa ścieżka dźwiękowa- Pink Floyd “Another brick in the wall”, umilająca przeglądanie czekających na mnie papierków. Jeden, drugi, dziesiąty- nie jest źle, tylko wpiąć i robota z głowy. Uśmiech zaczyna gościć na mojej twarzy i zaraz z niej znika. Że co, kurwa? Dostaliśmy pod skrzydła, hm do czego by to porównać, żeby nie mówić wprost, powiedzmy, że Kółko Różańcowe. Musimy się zająć ich utrzymaniem, ubezpieczeniami, szkoleniami, etc. Powinienem jeszcze dodać- to wszystko ciągle za tą samą żałosną pensję, a i bez dodatkowych środków do wydania na nich. Bueno.
Robi się jeszcze lepiej, bo Szef oczywiście idzie gdzieś załatwić swoje sprawy. Wymówką ma być to, że idzie do szefów tych naszych Kółkowiczów obgadać szczegóły. Byłoby wszystko ok, gdyby nie to, że pół godziny po jego wyjściu przyszedł właśnie ten facet, bo był z Szefem umówiony na dogadanie szczegółów. Ten to ma wyczucie. Dzwonię więc do niego i mówię, jaka jest sytuacja. Cóż, wróci za 2h, a facet ma czekać. Przekazuję więc w lekko zmienionej formie, że prosi, żeby poczekał. Oczywiście mnie wyśmiał, obraził się i poszedł. Nawet się mu nie dziwię.
Szef jak wiecie już jest kompletnie pozbawiony taktu. To pewnie przez, jakby to delikatnie ująć, “małą ilość RAMu w jego mózgu”. Załóżmy, że dzwoni do kogoś, ma kartkę z danymi. Dajmy na to, że jest to pan Nowak. Szef wykręca więc numer i pyta- Mogę prosić pana Nowakowskiego? Poprawiają go na Nowaka, poprawia się i pyta o Nowaka. Przełączają, a Szef pyta- Pan Nowakowski? Gdy już raz źle przeczyta, a jak wiecie z czytaniem ma problemy, to już na amen zafiksuje się na tym złym nazwisku i ciągle będzie go używał nie przyjmując do świadomości, że to błąd.
Dziad za to od rana zieje nienawiścią do… Właściwie nie do końca wiem do kogo. Wiem o co mu chodzi, ale nie wiem kogo o ten stan rzeczy wini (choć powinien swój rozum). Sprawa wygląda tak, że Dziad strzelił focha, że ludzie płacą czynsz, a on nie. Brzmi bezsensu, ale już tłumaczę.
Przeczytał gdzieś ile wynosi czynsz w mieszkaniu. Dziad mieszka “na swoim” w spółdzielni, więc płaci właściwie tylko opłaty, jakieś fundusze remontowe (1,60 zł miesięcznie), prąd, wodę i takie tam. Podliczył to wszystko i wyszło mu, że płaci kilka-kilkanaście złotych więcej, niż czynsz o którym przeczytał. No i żółć się wylała. Jak to tak? On na swoim, a musi więcej płacić niż ludzie wynajmujący u kogoś. Co to w ogóle ma być, jak, dlaczego? Złodzieje, wszędzie złodzieje i oszuści. Jak on ma płacić taki wysoki CZYNSZ. I nie, nie jesteśmy w stanie mu wytłumaczyć, że on nie płaci czynszu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz