"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 17 kwietnia 2014

Dzień sto czternasty- podaj.

Mam znajomego, który jest trenerem pewnego ciągle dość niszowego w Polsce sportu. Na tyle niszowego, że wszyscy jego zawodnicy grają hobbystycznie. Nie przeszkodziło mu to zdobyć wszystkich pucharów, jakie były możliwe w profesjonalnej polskiej lidze, ze wszystkimi prowadzonymi drużynami od dzieci do seniorów. Jednym słowem- facet wie co robi i jest w tym dobry. Niestety, pracuje dla drużyny w innym mieście, ale duch lokalnego patriotyzmu w nim nie zaginął i postanowił poświęcić swój czas dla szkół u nas.
Idea była zacna. Sam znalazł sponsorów, którzy zaoferowali się kupić niezbędne wyposażenie dla wszystkim gimnazjów, a do tego nieodpłatnie poprowadzić szkolenie dla wuefistów i nawet nic nie wziąć za dojazd 200 km w jedną stronę. Pojeździł po szkołach i ogółem wszyscy byli zainteresowani. “Za darmo? Brzmi doskonale”. Był tylko jeden problem- potrzebowali zgody od naszego Urzędowego wydziału edukacji. Nic wielkiego, wystarczy krótki mail “informuję, że jest szkolenie, kto chce niech idzie”.
Zadzwonił wpierw do mnie i spytał, z kim ma o tym gadać. Dyrektor tego wydziału edukacji, to typowy Dziad, którego jedyną motywacją do przychodzenia do pracy, jest nieodległa emerytura. W związku z tym powiedziałem, niech uderza do Szefa wszystkich Szefów. Ten z kolei powiedział, że zajmie się tym jeden z zastępców Szefa wszystkich Szefów, a zastępca obiecał, że będzie pilotował sprawę, żeby dyrektor wysłał maila.
To było w poniedziałek, szkolenie było w piątek. W środę dzwoni do niego jeden z wuefistów i mówi, że szkoły ciągle nie mają tego maila. Telefon do zastępcy, a ten mówi, że monitoruje sytuację. W czwartek koło południa dzwoni do szkoły i pyta, czy mają. Nie mieli. Znów do zastępcy, ten prosi żeby poczekał na linii i dzwoni do dyrektora. “Mejl utknął na serwerach, zaraz wyślemy ponownie”. Ostatecznie szkoły dostały maila w czwartek o 15.50. Na szkoleniu i po darmowy sprzęt w piątek o 9.00 zgłosiło się 3 wuefistów. Reszta, mimo że chciała, nie mogła- szkoły za późno dostały pozwolenie, żeby zorganizować zastępstwa i przygotować zwolnienia.
A tymczasem mój Szef wspina się na szczyty inteligencji. Żona jego doszła do wniosku, że może warto byłoby kupić nową pralkę. Zgodził się z tym, pod warunkiem, że uda im się sprzedać starą. Wystawili ją na portalu aukcyjnym i sprzedali w jeden dzień, kupujący z tego samego miasta, więc nawet sam podjechał sobie po nią. A teraz najlepsze. Szef jak zwykle czegoś nie przemyślał. Nie ma kasy na nową pralkę (raty nie wchodzą w grę). Więc do wypłaty, co najmniej, będą bez pralki.
Żeby nie zabrakło Dziada to też o nim. Pewnie nie wiecie (bo i skąd?), ale był w wojsku. Było to w latach jego młodości, więc jakieś ponad 30 lat temu, ale dumnie ciągle wspomina te jakieś 2 lata odsłużone ku chwale ojczyzny. I w związku z tym wychodzi z założenia, że każdy temat wojskowy i około wojskowy może komentować z pozycji specjalisty. Ostatnio rozmawialiśmy o armii zawodowej, przy czym powiedziałem, że dziś to właściwie wymóg, bo zwykłych poborowych nie da się odpowiednio przeszkolić i utrzymać ich umiejętności na odpowiednim poziomie do obsługi współczesnego sprzętu. Przykład całkiem świeży tutaj.
Tymczasem Dziad upiera się, że on do dziś pamięta jak to się robiło, a był w batalionie radiotechnicznym. Mówi, że z zamkniętymi oczami by dał sobie radę z obsługą tego sprzętu, skoro już raz się tego nauczył. Co zakończył:

-A teraz jakby mi pan mógł pomóc, bo coś nie mogę zmienić rozmiaru czcionki.
Poradziłby sobie z zamkniętymi oczami.


4 komentarze:

  1. ale tam pewnie nie musiał czcionek zmieniać... :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta czcionka to clou opisu Szefa Szefów:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A w komentarzu do zapisku z dnia dziewięćdziesiątego piątego (http://urzedowezlo.blogspot.com/2013/11/dzien-dziewiecdziesiaty-piaty-takie-tam.html#comment-form) zdradziłeś, że jedno z duetu Szef - Dziad jest kobietą. To które z nich jest, skoro Szef ma żonę, a Dziad był w wojsku?
    Świetny Blog, czytam z zapartym tchem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po przeczytaniu wszystkich wpisów do tego momentu, mogę wnioskować, że Dziad jest kobietą. Nie sądzę, żeby kobieta sama próbowała budować dom, no i Szef boi się konfrontacji z Dziadem. Każdy kto miał do czynienia z kobietami wie, że radzą sobie one dużo lepiej w świecie absurdu, a konfrontacja tych dwóch osobników na pewno odbyła by się właśnie tam ;)

      Usuń