"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 7 sierpnia 2014

Dzień sto trzydziesty- ja grab jeden, ja grab jeden, wisła, jak mnie słyszysz?

Dziad polazł na urlop. To dobrze i źle. Dobrze- jednej przeszkody w pracy mniej. Źle- cała głupota Szefa skupia się na mnie. A dodatkowo Dziad wybrał sobie bardzo zły moment na wczasy, kiedy przypada nam kilka treningów na jeden dzień, dzięki czemu mogę przesiedzieć w pracy od 7 rano do 22, bez przerwy. Zazwyczaj robiliśmy to w ten sposób, że on brał pierwszą wartę, a na drugą zmianę przychodziłem ja z Szefem. Tym razem któryś z nas musi odbębnić wszystko i padło na mnie, zaskoczeni? Pozytywne jest to, że Szefa będę miał tylko na pół dnia, niestety to gorsze. Wpierw będę siedział sam tracąc stopniowo chęć do życia i gdy już się jej pozbędę to zjawi się on, a ja będę miał drugie tyle do przeżycia.
Co do samych treningów, to są one pozbawione najmniejszego sensu. W pierwszej części będę musiał tylko zapisywać polecenia podawane mi z góry za pomocą ściśle tajnych kryptonimów operacyjnych. Tak tajnych, że w całym województwie ich znaczenie zna kilka osób. Z czego spośród ćwiczących- tylko ja. Jak się zapewne już dobrze domyśliliście, przez 8h kilkadziesiąt osób będzie bezmyślnie zapisywało ciągi słów i cyfr, które są dla nich całkowicie niezrozumiałe. Sens? Brak. Ale trening odbębniony, można się poklepać po plecach, plan wykonany. Moglibyście się zapytać, czemu nikt oprócz mnie nie wie. I odpowiedziałbym Wam wtedy, że odpowiedzialny za to z instytucji, która nam nadaje te polecenia, po prostu się na nas obraził i doszedł do wniosku, że nie podzieli się informacjami. Tak, to jedyny powód. Ja wszedłem w ich posiadanie lekko okrężną drogą, przy okazji załatwiania innych spraw okazało się, że mój rozmówca owszem nimi dysponuje i nie widzi powodów, dla których by miał się nimi ze mną nie podzielić.
Gdy już zapiszę wszystkie WHISKEY TANGO FOXTROT TF50, zaczynam kolejny trening. Wytyczne dostaję zaszyfrowane metodą XVM98/12-Z. Tym razem nawet ja nie mam zielonego pojęcia z czym to się je, wydaje się jednak, że to po prostu faks. Bo w takiej formie je dostałem tuż przed 15. Jakie wytyczne? Przenieść się w przyszłość.
Nie, nie żartuję. Czasem praca w urzędzie jest tak popaprana, że muszę pracować w przyszłości. Wiem, ciężko to pojąć ludziom z normalnego, trójwymiarowego świata. Jednak Urząd wychodzi ponad to. I tak, wpierw kilka dni przed treningiem miałem podpisaną listę obecności przez wszystkich uczestników tego wydarzenia, z których żadnego byście wyznaczonego dnia nie zobaczyli w moim biurze. Nie dlatego, że ich nie było, po prostu nie jesteście w stanie ogarnąć ich egzystencji w całych 7-wymiarach (to oficjalne tłumaczenie w razie kontroli). Teraz znów miałem się przenieść w przyszłość, a właściwie dostałem z przyszłości wiadomość. O godz. 14.50 odebrałem faks, który opisuje sytuację, na którą mam zareagować datowaną na godz. 19.
Zauważyliście ten subtelny bezsens? Całość polegać miała na przećwiczeniu tego, jak działają opracowane procedury na wypadek nagłych zdarzeń, jak np. wykolejenie się pociągu, z którego na pola i do wód gruntowych wycieka paliwo, smar, olej i cała reszta. Informację treningową dostajemy 4h przed właściwymi zdarzeniami, więc nikt nie reaguje szybko, nikt nie wie, ile w rzeczywistości by to zajęło czasu. Co więcej- robimy to w kompletnym oderwaniu od wszystkich innych służb, więc wszystko co tworzymy jako nasza reakcja na to wydarzenie, to 100% fantazja. To, że nie wpisuję “Dzwonię po Supermana” wynika tylko z tego, że muszę zachować resztki powagi.
Więc co odpisuję? Krótko i zwięźle, w góra 10 zdaniach opisuję, w/g której procedury mam chęć działać (tylko nr, żadnych szczegółów), ilu jest zabitych (zawsze na mojej warcie nikt nie ginie), ilu rannych (1-2 góra, lekko, życiu nie zagraża niebezpieczeństwo) i jak się akcja zakończyła (100% sukces, w ciągu pół godziny służby wszystko ogarnęły, posprzątały i naprawiły).
I teraz, jeśli wydarzenie ma mieć miejsce o 19, to nie mogę na nie odpisać przed 19, mimo, że informacje dostałem o 15, a napisanie meldunku zajmuje mi 10 minut. Dlatego przez 4h nadgodzin siedzę na dupie nudząc się niemiłosiernie i przeglądając śmieszne zdjęcia w necie, żeby punkt 19 napisać meldunek, odesłać go faksem i czekać. Po pół godziny “góra” do mnie dzwoni, że w sumie się im już nie chce, oni kończą, a ja mam robić co chcę. A jak nic nie chcę to też luz, byleby jakieś sensowne sprawozdanie wysłać w terminie.

Dzięki. Zmarnowaliście 5h mojego życia. Administracja… wa mać.

1 komentarz: