"Ludzie mówią, że powinienem być urzędnikiem. Piję dużo kawy i mam wszystko w dupie."
Zanim poszedłem do urzędu myślałem, i to całkiem poważnie, że to normalne miejsce pracy jak każde inne. Że rano pójdę do pracy i po 8 godzinach wrócę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Zmęczony, ale zadowolony- ze swojego dzieła, z wkładu w rozwój lokalnej społeczności no i z pensji. Moje wyobrażenie nie mogło być chyba bardziej mylne...
Oto zapiski z mojej pracy, spojrzenie “od wewnątrz” na pracę w jednym z polskich urzędów. Przy okazji zastrzegam sobie prawo do podkolorowania moich historii, ale o nie więcej niż 10%. ;)

czwartek, 23 października 2014

Dzień sto czterdziesty- between the hammer & the anvil.

Jeśli lubicie zespoły z nowej fali brytyjskiego heavy metalu to pewnie już skojarzyliście ten kawałek Judas Priest. Sam też jestem między młotem, a kowadłem i nie ważne co zrobię, będzie źle. Oczywiście główne podziękowania należą się Szefowi.
Wiele miesięcy temu popełniałem pod jego dyktando pewien istotny dokument (a jak już wiecie wszystkie moje dokumenty można sobie o kant dupy). Ważny pod tym względem, że jest podstawą do tworzenia iluś innych dokumentów na przestrzeni roku. Teraz właśnie jestem przy tworzeniu jednego z nich. Nawet spotkał mnie zaszczyt, nie muszę tworzyć go z Szefem, a mogę zupełnie sam. A pod tym pojęciem rozumiemy napisać raz i potem wszystko zmieniać.
Założenie jest dość proste. Biorę kartkę papieru, czytam “Aktualizować taką tam bazę danych i przesłać ją do takich ludzi w terminie do”. PRO-TIP- nigdy ich nie aktualizujemy. Jadę więc standardową formułką “Informuję, że baza danych aktualizowana jest na bieżąco”. No i pięknie, teraz muszę tylko dołączyć ją do pisma i robota zrobiona.
No i klops. Baza danych “aktualizowana na bieżąco” jest tak przestarzała, że nie zgadza się w niej wiele pozycji wliczając w to nazwy instytucji. Muszę wpierw ją więc poprawić, bo przecież nie wyślę ludziom tabeli, w której widnieje “Komenda Milicji”. Poprawiam więc ją sobie spokojnie i w tym momencie przechodzi Szef.
-A co Ty robisz?!
-Bazę danych poprawiam.
-Ale po co?
-Bo mamy ją załączyć.
-Nie, nie, nie wysyłamy im bazy bo wiesz jak jest (czyt. aktualizowana na bieżąco raz na 10 lat) tylko końcowe liczby i to wpisz.
W tym momencie mój mózg się zawiesił przez zbyt duży dysonans poznawczy. W piśmie nr 1 jak byk widnieje “aktualizować bazę danych i przesłać ją”, w piśmie nr 2 trzeba napisać “dotyczy aktualizacji bazy danych i przesłania jej do”, ale tej bazy danych mam nie załączać. Jeśli więc zrobię tak jak zakłada pierwsze pismo to będzie źle dla Szefa. Jeśli zrobię tak jak on chce, to będzie niezgodne z tym co mam zrobić wg pisma. Pisma, którym dysponują wszyscy zainteresowani, gdyż sami nam je uzgadniali.
Siedzę więc i myślę, jak zrobić, żeby jednocześnie bazę danych załączyć i nie załączyć. Wiem, że to się wzajemnie wyklucza, no ale próbuję. Wpisuję liczby końcowe jakie wynikają z bazy danych. Czytam pismo, pisze “przesłać bazę danych”, więc wywalam to. Patrzę na pismo, na które się powołuje “przesłać bazę danych”, więc musi być. Dopisuję, teraz znów trzeba by załączyć bazę danych…
Po dwóch pełnych cyklach mówię sobie dość. Piszę “dot. przesłania bazy danych” i jej nie załączam. Bezsensu, ale w sumie co ma mnie to obchodzić? Ja się pod tym podpisuję? No właśnie nie. Teraz chyba do mnie dotarło, co znaczy mieć robotę kompletnie w dupie. Pismo nie trzyma sie kupy, jedno zdanie przeczy drugiemu, ale mam kompletnie wywalone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz